Rzeź Ormian nazwana ludobójstwem. Rzeź wołyńska dalej nie...
/
Czy nasi ludzie w USA czy Hollywood przypominają o rzezi wołyńskiej, ludobójstwie UPA na Polakach? Oczywiście, że nie. Zresztą jak mogą to robić, skoro w samej Polsce polscy politycy również ci o poglądach prawicowych nie są zainteresowani nazwaniem zbrodni ukraińskich ludobójstwem, a nawet przemilczają liczne rocznice masakr ludności cywilnej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Dochodzi do tego, że zarówno tzw. "niezależna" prasa prawicowa jak i jej czytelnicy nazywają każde wspomnienie zbrodni UPA czy współczesnej nazyfikacji Ukrainy działaniem na rzecz Kremla. Sam ostatnio tego doświadczyłem, gdy w zeszłym tygodniu znalazłem w Google Maps ulicę Dywizji SS-Galizien w ukraińskim Tarnopolu, mimo, że wielokrotnie krytykowałem Putina i zwracałem uwagę na manipulacje rosyjskie w przekazie medialnym wojny w Donbasie, a w tym konflikcie ostatecznie kibicuję Ukrainie.Today marks the 101st year of the Armenian Genocide. Over 1.5 million Armenians were massacred by the Ottoman Empire.
— Kim Kardashian West (@KimKardashian) 25 kwietnia 2016
Czy gdzieś jest ulica zbrodniarzy z SS, którzy mordowali Polaków? Tak. W Tarnopolu na Ukrainie, której tak bronimy. pic.twitter.com/Madk3MTSdK — Ireneusz Fryszkowski (@Fryszkowski) 31 maja 2016
Oskarżający o sympatie prokremlowskie mają zapewne na myśli obecną wojnę pomiędzy Ukrainą i Rosją w Donbasie i propagandowe podkreślanie przez Putina i rosyjskich polityków neobanderowskiego charakteru nowej Ukrainy. Mówienie o zbrodniach UPA na Polakach ma wpisywać się w tę propagandę. Warto jednak zwrócić w tym miejscu uwagę, że Niemcy i Turcja to odwieczni sojusznicy. Mimo tego Berlin wbrew dyplomacji i sojuszom - na co powołują się polscy politycy chcący zagłuszyć negatywny wydźwięk coraz większej liczby pomników Stepana Bandery na Ukrainie - zdecydował się na taki krok prawdy i to tak naprawdę w nieswojej sprawie. Podwójnie jest więc smutne to, że polscy politycy nie są zainteresowani nazwaniem zbrodni na własnym narodzie ludobójstwem. Tylko kluczą jak to miało miejsce w 2013 r., kiedy to Sejm przyjął uchwałę o "czystce etnicznej o znamionach ludobójstwa". To sformułowanie - ekwilibrystyka słowna i potworek prawno-międzynarodowy wynikał z dostosowania pamięci prawie 100 tys. ofiar cywilnych do... chwilowej sytuacji geopolitycznej oraz mitycznej wiary w Ukrainę. Niestety, jest duże prawdopodobieństwo, że sytuacja również może powtórzyć się w przy kolejnej rocznicy przypadającej 11 lipca. Zabiegi by ten dzień był "Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa na Kresach Wschodnich II Rzeczpospolitej" mogą okazać się płonne. Sygnał taki dał Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Gazety Polskiej sugerując, że odpowiedni może być 17 września jako rocznica agresji sowieckiej na Polskę: „Ten dzień łączy w sobie wszystkie zbrodnie popełnione na Polakach na Wschodzie. Jest najbardziej uniwersalny” - powiedział prezes PiS wprawiając w osłupienie środowiska kresowe. Przeczytaj: Apel kresowych środowisk naukowych ws. ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ukraińskiego Ludobójstwa na Kresach >> Po drugie znamienne jest, że zapowiadana przez PiS ustawa o upamiętnieniu krwawych wydarzeń 11 lipca 1943 r. ma nazwę Dzień Pamięci Męczeństwa Kresowian, zamiast "Ludobójstwa". Dlaczego? Jeśli mało rozgarnięta celebrytka armeńska Kim Kardashian rozumie i używa terminu "ludobójstwo" na zagładę swojego narodu, to dlaczego światli posłowie Prawa i Sprawiedliwości nie nazwą tego po imieniu? Reżyser filmu Wołyń Wojciech Smarzowski mówi: – Kresowiaków zabito dwa razy. Raz siekierą i o tym jest ten film, a drugi raz przez niepamięć. Nie chciałbym, żeby zabito ich po raz trzeci - w imię doraźnej polityki i to przez polskich polityków. Ireneusz Fryszkowski. @Fryszkowski pięknie się ten tweet wpisuje w retorykę Kremla :)
— JanuszPawulon3 (@JanuszPawulon_3) 31 maja 2016
Źródło: prawy.pl