Ostatni marsz KOD, który oficjalnie miał być manifestem radości z pierwszych „wolnych” wyborów, a konkretnie – z miękkiego lądowania komunistycznej wierchuszki, w zachodnich mediach został przedstawiony jako pospolite ruszenie przeciw obecnej władzy.
Okazuje się przy tym, że w antypisowską nagonkę zaangażowały się już nie tylko niemieckie media, lecz również brytyjskie, które odnotowały, że „dwóch byłych prezydentów Polski prowadziło w sobotę 50-tysięczny marsz ulicami Warszawy w geście protestu przeciwko prawicowemu rządowi i jego polityce oraz aby uczcić 27 lat od obalenia komunizmu”.
Trudno mi sobie wyobrazić, czy przeciętny Brytyjczyk ma w ogóle pojęcie, na czym ów „upadek” komunizmu w Polsce polegał, a już na pewno nie mają o tym pojęcia dziennikarze, którzy relacjonowali sobotnie wydarzenia. Wiedzę czerpią oni z mediów w Polsce i to niekoniecznie polskich i niekoniecznie tych, które piszą prawdę. Ale czy przeciętnemu Brytyjczykowi w ogóle zależy na tym, żeby tę prawdę poznać? Otóż mam nieodparte wrażenie, że dokładnie tak samo, jak w Teheranie zależało im na tym, aby Polska uzyskała niepodległość i naprawdę trudno spodziewać się więcej.
W tym miejscu zaczyna się wielkie zadanie polskiego MSZ. Minister Witold Waszczykowski wraz ze współpracownikami powinien zadbać o to, aby w świat popłynął przekaz, co rzeczywiście dzieje się w Polsce, i kto rzeczywiście protestuje przeciwko obecnej władzy. Problem w tym, że minister Waszczykowski do tej pory żadnej ofensywy medialnej nie przeprowadził. Efekt? Brytyjska prasa rozpisuje się, jak to w Polsce zagrożona jest demokracja. Z Bronisława Komorowskiego, o którym złośliwi pisali swego czasu, że „jest najpiękniejszy z całej WSI” zrobiono dysydenta okresu komunizmu i jeszcze tylko brakuje, aby zrobiono z niego męczennika. Aleksander Kwaśniewski zaś został przedstawiony nie jako stary komunista, ale „lewicowiec”, natomiast wybory w 1989 roku były zdaniem zachodnich dziennikarzy "wolne i demokratyczne". Cóż, pogratulować wiedzy i świadomości historycznej...
Zagraniczni komentatorzy powołują się przy tym na proroctwa eurokratów, którzy twierdzą, że „w Polsce zagrożone są rządy prawa i demokracja”.
Pytanie, co robi polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych? Dlaczego nie organizuje – wzorem resortów w innych krajach – spotkań dla zagranicznych dziennikarzy piszących na tematy polskie? Dlaczego nie dba o wizerunek Polski w świecie? Czyżby dlatego, że po prostu nie ma czasu, zbyt zajęte wybielaniem banderowskich władz Ukrainy?