Wczoraj po ogłoszeniu wyników referendum w W. Brytanii, przywódcy Komisji, Parlamentu i Rady pokazali tylko zaciśnięte twarze i wydali komunikaty, że w najbliższych dniach odbędą się posiedzenia tych instytucji, które zajmą się tą nową sytuacją w UE.
Ale już te pierwsze wypowiedzi niestety sugerują, że otrzeźwienia raczej nie będzie, że dalej będzie realizowane zawołanie wymyślone jakiś czas temu przez euroentuzjastów, „że na problemy Europy, potrzebne jest więcej Europy”.
W wymiarze praktycznym oznacza to wymuszanie przejmowania od państw narodowych kolejnych kompetencji nawet takich, które zdecydowanie skuteczniej mogą być realizowane na poziomie państw członkowskich.
Decydenci europejscy wydawali się wczoraj zaskoczeni decyzją Brytyjczyków, choć sygnały dobiegające do Brukseli z Londynu przez ostatnie kilka tygodni raczej nie napawały optymizmem.
Co więcej w ostatnich kilku miesiącach w kilku krajach „starej” Unii odbywały się głosowania, które świadczyły o tym, że zwykli ludzie tych zamożnych krajów są bardzo niezadowoleni z tego co dzieje w UE.
Przypomnijmy tylko, że w grudniu 2015 roku Duńczycy odrzucili w referendum pogłębienie współpracy z UE w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości i spraw wewnętrznych (Dania w związku ze swoim traktatem akcesyjnym ma możliwość głosowania w sprawie oddawania kolejnych kompetencji „Brukseli”), a w głosowaniu wzięło udział blisko 60 % uprawnionych i 53% z nich opowiedziało się za takim rozwiązaniem.
Na początku kwietnia tego roku Holendrzy także w referendum odrzucili umowę stowarzyszeniową z Ukrainą wprawdzie przy słabej bo 32% frekwencji ale zdecydowaną większością, bo za głosowało ponad 61% głosujących.
Wreszcie pod koniec maja w Austrii w drugiej turze wyborów prezydenckich wprawdzie minimalnie wygrał kandydat partii Zielonych Alexander Van der Bellen z kandydatem prawicowym i antyimigranckim Norbertem Hoferem (50,3 % do 49,7%, różnica wynosiła około 31 tysięcy głosów) ale wszystko wskazuje na to, że wybory zostaną powtórzone ze względu na ogromną skalę nieprawidłowości.
Wszystko to wyraźnie wskazywało, że radykalizują się nastroje i to w najbardziej zamożnych krajach Unii Europejskiej, na skutek bardzo poważnych błędów w polityce instytucji europejskich (głównie Komisji) ale niestety „korekty” działań nie było.
Nie było nie tylko „korekty” ale w ostatnich miesiącach KE mocno się „napracowała”, żeby zwykłych europejczyków w tym Brytyjczyków do pozostania w UE jednak zniechęcić.
Jednym z najbardziej spektakularnych posunięć KE w tym zakresie była „szalona” propozycja, aby karać kraje UE za nieprzyjmowanie imigrantów.
KE zaproponowała tzw. mechanizm korekcyjny do zasad dublińskich regulujących funkcjonowanie strefy z Schengen.
Zakładał on wprowadzenie stałego systemu dystrybucji imigrantów, który byłby uruchamiany w sytuacji kryzysowej, gdy do jakiegoś kraju UE napłynie duża ich liczba o 50% większa od ustalonego górnego progu, ustalanego między innymi na podstawie wysokości PKB i ilości mieszkańców dla każdego kraju członkowskiego.
Gdyby jednak jakiś kraj nie chciał przyjmować odpowiedniej liczby imigrantów wynikającej z tego algorytmu, to może on odstąpić na jeden rok od udziału w ich relokacji jednak musiałby zapłacić 250 tysięcy euro za każdego z nich.
Środki te miałyby być przeznaczone dla krajów, które tych imigrantów będą przyjmować i ponosić koszty z tym związane.
Europejczycy ze zdumieniem obserwowali i ciągle obserwują szykany instytucji UE (Komisji, Parlamentu) wobec Polski, a wcześniej wobec Węgier, krajów który przecież znają jako kraje w pełni demokratyczne, a których obecnym rządom te instytucje zarzucają łamanie demokracji tak naprawdę na podstawie doniesień niektórych zagranicznych mediów.
Takie działania instytucji europejskich szczególnie Komisji, jak sądzę, miały duży wpływ na glosowanie w sprawie Brexitu, nikomu bowiem nie podobają się ani absurdalne propozycje kar, czy próba głębokiej ingerencji instytucji unijnych w funkcjonowanie jakiegokolwiek kraju członkowskiego.
Komisja i inne unijne instytucje są więc nie tylko współwinne temu co się stało ale jak wskazują na to pierwsze wypowiedzi ich szefów, nie wyciągną właściwych wniosków z tego co się stało w brytyjskim referendum.