Kto rządzi w Polsce i do czego zmierza?
Jak było do przewidzenia Jarosław Kaczyński został ponownie wybrany na prezesa partii Prawo i Sprawiedliwość. Trudno się temu dziwić, jest on na dzień dzisiejszy jedyną właściwą ku temu osobą. PiS cierpi notorycznie na niedobory ludzi z „charakterem”, a mnogość frakcji i koterii, typowa dla dużych ugrupowań, nie wróży dobrze nikomu, kto chciałby stanąć na ich czele bez odpowiednich charakterologicznych predyspozycji. Kaczyński stworzył swoją partię, przewodził jej nieprzerwanie przez wszystkie lata i w rzeczy samej on jest tą partią, gdyż bez niego traci ona rację bytu.
Na niedawnym kongresie prezes Kaczyński wygłosił przemówienie, nad którym warto się pochylić choćby z racji faktu, że jego poglądy mają przełożenie na sytuację obywateli naszego kraju. Co prawda nie sprawuje on żadnej formalnej funkcji w rządzie, jednak każdy chyba zdaje sobie sprawę, że to on rozdaje karty. Cała reszta to tylko tło, scenografia rozstawiona przez prezesa dla realizacji jego planów. Czy plany te wyjdą nam na dobre jeszcze się okaże, coraz częściej jednak odnoszę wrażenie, że Kaczyński „zrobił sporą część swoich wyborców w balona”.
W swoim przemówieniu dokonał analizy minionych kilku lat z działalności PiS oraz przedstawił obraz drogi do zwycięstwa, którą przebył. Co do osobistych zasług prezesa w tej materii można mieć pewne wątpliwości, ponieważ to głównie rządząca przez poprzednie dwie kadencje Platforma sama sprowadziła na siebie klęskę, jednak zwycięstwo PiS-u w minionych wyborach jest faktem. Buta i arogancja poprzedniej ekipy rządzącej były gwoździami do jej trumny, a PiS wykorzystał tylko sytuację, hojnie szafując obietnicami, których spełnienie nie jest już tak proste. 500+ nie na każde dziecko, rezygnacja z podniesienia kwoty wolnej od podatku, czy brak realnej pomocy dla frankowiczów, to tylko wierzchołek góry lodowej. Obietnice składane przez prezydenta Andrzeja Dudę traktuję jako składane w imieniu prezesa, gdyż jak widać prezydent swojego zdania nie ma i mieć nie może. Jest za to świetnym notariuszem rządu Beaty Szydło, której strategia polityczna opiera się na wykonywaniu poleceń Jarosława Kaczyńskiego. Jak stwierdził Kaczyński w swoim przemówieniu „trzeba było się uchylić od funkcji premiera”, a kandydat tymczasowy, bo jestem przekonany, że taki był pierwotny plan, musi być przede wszystkim wierny i ewentualnie łatwy do szybkiego usunięcia.
To wszystko nie jest jednak głównym powodem moich zmartwień, tak samo jak nie martwią mnie wygłaszane przez prezesa banialuki w stylu „zjednoczenia prawicy”, jak nazywa alians z Gowinem i Ziobrą. W tym przypadku doszło przecież tylko do ponownego pozbierania uciekinierów i wyrzutków z PiS-u, oczywiście poza transferem samego Gowina. Dlatego uważam, że te trzy ugrupowania nie są reprezentantami całej polskiej prawicy. Wręcz przeciwnie poza wspomnianym układem pozostaje jeszcze znaczny niezagospodarowany potencjał, którym niestety prezes i jego otoczenie najzwyczajniej gardzą. Nie martwi mnie również to, że PiS ma problem z rzetelnym wypełnianiem konkretnych obietnic, które złożył, ponieważ nie jestem głupi i wiem, że obietnice wyborcze to jedno, a ich realizacja wygląda przeważnie trochę gorzej.
Głównym powodem moich zmartwień jest natomiast to, że PiS nie jest partią, za jaką usilnie chciałoby uchodzić. Prezes Kaczyński po raz kolejny podkreślił, że PiS jest ugrupowaniem zdecydowanie i bezapelacyjnie prounijnym. Jakkolwiek by tego nie interpretować brzmi to groźnie, szczególnie dla osób, dla których suwerenność naszej Ojczyzny jest wartością fundamentalną. Z jednej strony rząd podkreśla swoją niezależność, lekceważąc sobie opinie Komisji Weneckiej czy przytyki Komisji Europejskiej, z drugiej zaś prezes z uporem godnym lepszej sprawy podkreśla prounijny charakter swojej partii, lżąc przy okazji eurosceptyków i nazywając ich „awanturnikami i szkodnikami”. Brak zintegrowania przekazu werbalnego z podejmowanymi działaniami wprowadza konsternację. Wygląda to na umyślne działanie mające na celu dezinformację i zmylenie przeciwnika. Tylko kto w tym przypadku jest przeciwnikiem? Mam nadzieję, że nie Naród Polski, będący dla polityków maszynką do głosowania i bezrozumną tłuszczą, której można mówić jedno, a robić co innego. Chciałbym, aby przekaz o prounijności PiS-u został rozpowszechniony jak najszerzej, tak by każdy wyborca miał jasne pojęcie co robi oddając swój głos w wyborach.
Jeśli chodzi o mnie, to jestem nieufny w stosunku do polityków i nie wydaje mi się żeby robili oni cokolwiek dla dobra Narodu, ich percepcja kształtowana jest raczej przez rządzę władzy, która z dobrem ogółu nie zawsze idzie w parze. Tak samo jest w przypadku PiS-u, stał się on partią dziwacznego środka, adaptującą dla swoich potrzeb wszystko co tylko da im większe poparcie. Dostrzegając w społeczeństwie nastroje prounijne będzie prounijny, gdy powieje inny wiatr również PiS zmieni kierunek. Tym różni się partyjna polityka od ideowego działania. Jeśli chce się być częścią politycznego mainstreamu należy elastycznie modyfikować poglądy w zależności od koniunktury. Ja jednak cenię sobie szczerość i chciałbym znać rzeczywiste intencje reprezentujących mnie ludzi.
Rządzenie zza kulis ma tą zaletę, że w razie porażki ograniczone jest ryzyko poniesienia konsekwencji. Moim zdaniem sprawy nie idą w dobrym kierunku, gdyż, jak już wspomniałem, ciężko ocenić rzeczywistą linię polityki rządzących nami ludzi. Są prounijni czy nie? Dlaczego próbują umyć ręce od kwestii upamiętnienia ludobójstwa Polaków na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej i przymykają oczy na szerzący się neobanderyzm na Ukrainie, ale także w Polsce? Dlaczego ucichło wokół obywatelskiej inicjatywy pro-life mającej na celu nowelizację prawa aborcyjnego? O co w tym wszystkim chodzi? Mam tylko nadzieję, że o Polskę i Jej, a co za tym idzie nasze dobro. Bo mam już dość polityków, którzy inną postawę prezentują na forum międzynarodowym, a inną lansują w kraju, uważając, że „ciemny lud wszystko kupi”…
Jarosław Gryń
Źródło: prawy.pl