Platformerski wiceminister nauki aresztowany
Sezon polowań na łapówkarzy uważam za otwarty. Władca grantów i świetlanej przyszłości sponiewieranych naukowców aresztowany.
Profesor Krzysztof K., były wiceminister i szef Narodowego Centrum Badań i Rozwoju w latach 2011-16. Mimo wszystko jestem zaskoczony. Dziwię się, że pana profesora zaaresztowano, bo on jedynie intensywnie wcielał w życie hasło swej ukochanej partii: „By żyło się lepiej”. I, co dziwne, dotrzymał słowa.
Ale odnowione CBA nie ma litości i czesze polityków, którzy tuczyli się na wymarzonych przez wszystkich naukowców grantach. Zarzuty korupcyjne stawiane są kolejnym osobom. Jak podało m.in. Radio Zet kilka dni temu agenci CBA zjawili się na Politechnice Warszawskiej i Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. I nie można powiedzieć, że przyszli na wykłady. Zainteresowali się także krakowską firmą Comarch i IBM. Ma to związek ze śledztwem w sprawie afery korupcyjnej w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. O aresztowaniu obu osób poinformowała rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie sędzia Katarzyna Kisiel: „Wobec podejrzanych Krzysztofa Jana K. oraz Krzysztofa Romana K. zastosowano środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na okres 60 dni, tj. do dnia 3 września 2016”.
Trzeciemu podejrzanemu Włodzimierzowi S., prezesowi Aeroklubu Polskiego, zarzucono wręczanie korzyści majątkowej osobie pełniącej funkcję publiczną. Wobec pana Włodzimierza S. prokurator zastosował „środek zapobiegawczy o charakterze nie izolacyjnym” - poręczenie majątkowe w wysokości 20 tys. zł i zakaz opuszczania kraju, poinformowała PAP. Tak, że polatać to już sobie nie będzie mógł zbytnio. Przynajmniej na razie.
Afera NCBR może wstrząsnąć polskim biznesem i światem nauki. Może, ale czy wstrząśnie? News pojawił się i zniknął. Zamach stanu w Turcji i tysiące aresztowań, kolejne zamachy terrorystyczne islamistów skutecznie przykryły wspomniane aresztowanie. Aresztowania byłych urzędników niedługo przestaną dziwić. Kiedyś oni kosili kasę, a teraz ich zaczynają kosić.
Mazowiecki wydział zamiejscowy departamentu ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Krajowej wraz z CBA, jak podał portal niezalezna.pl, „od dziewięciu miesięcy bada proceder przyznawania za łapówki wielomilionowych grantów z NCBR - dysponującego co roku miliardami złotych na wspieranie innowacyjnych projektów”. Pan profesor Krzysztof, według śledczych, dorabiał do skromnej pensji profesorskiej łapówkami o wartości ponad 700 tys. zł, które otrzymać miał od 56-letniego Krzysztofa K., zaufanego współpracownika miliardera Michała Sołowowa. W zamian za wielomilionowe granty z NCBR. Tak Krzysztof z Krzysztofem sobie naukę robili. Robili w konia.
Agenci CBA weszli do kilkudziesięciu miejsc w całym kraju. W tym m.in. do spółek Sołowowa Synthosu i Barlinka, a także sprzedanej przez niego w ubiegłym roku firmy budowlano-deweloperskiej Echo Investment. Czyżby pensje naukowców były zbyt niskie i słaba motywacja dla legalnej pracy? Od lat niedofinansowanie nauki, od lat zaniżone pensje naukowców. A od 17 lat katastrofalny w skutkach system boloński.
Słowem przypomnienia 19 czerwca 1999 ministrowie edukacji z 29 państw podpisali Deklarację Bolońską. Miała ona na celu utworzenie Europejskiego Obszaru Szkolnictwa Wyższego do 2010. Obecnie w tym kołchozie uczestniczy 40 państw. Systematycznie odbywają się konferencje państw sygnatariuszy, na których uzgadnia się i weryfikuje cele i zadania. Delegacje jeżdżą tam i z powrotem. Plany, delegacje, urzędnicy, znowu plany, delegacje i nowi urzędnicy. Wszystko niby po to, by móc zwiększyć mobilność studentów i pracowników akademickich oraz ich możliwości na europejskim rynku pracy. No proszę jakie ładne hasło. Wszystko dla mobilności w eurokołchozie.
Ale jak to w życiu. Jak chcieli kołchoz w nauce, to mają kołchoz ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zanik oryginalności, rozpowszechnienie politycznej poprawności i skrajne zbiurokratyzowanie procesu edukacji i samej nauki. Jak to w kołchozie do granic absurdu. Punktologia opanowała serca, umysły i korytarze uniwersyteckie. O wolności badań można sobie marzyć. Plany 2-, 3- i 5-letnie, nazywane dla zabawy grantami, zawładnęły wyobraźnią i portfelami naukowców. Pan daje, to pan wymaga. A nauka umiera i coraz bardziej niedomaga. Naukowcy wymyślają, a biurokraci zatwierdzają. I maszynka się kręci. Przybywa makulatury w zastraszającym tempie. Wszyscy ścigają się o granty, nikt nikogo nie czyta i nie dyskutuje o spornych kwestiach. Wielu przedstawicieli środowiska nawołuje do opamiętania, ale wydaje się, że jest już za późno. Trzeba byłoby wrócić do systemu sprzed smutnego 1999 roku, ale czy to jest wykonalne?
Mimo to warto próbować przywrócić realną wolność i niezależność uniwersytetom i naukowcom, ponieważ czapa biurokratycznej hydry przygniotła wolność naukową i miażdży polskiego naukowca. Biurkogodziny, punktologia rozrośnięta do granic śmieszności, absurd goni absurd. Biurokratom wydaje się, że wszystko można zmierzyć, zważyć i policzyć, wykopać, zapakować, posegregować, zaplanować. No i mierzą, ważą, liczą i planują. I liczą na cud? Sami siebie oszukują. Rozrasta się ta choroba po cichu, jak rak. I po cichu zabija naukę.
Bo w konsekwencji ta stadna żebranina o granty doprowadziła do utraty godności i wolności, a w skrajnej postaci wyhodowała skorumpowanych urzędników pseudonaukowych, którzy stali się panami życia i pensji, jak wspominany pan Krzysztof. A bez wolności nie będzie dobrej nauki i solidnych naukowców, nie będzie samodzielności. Bez wolności nauka, zwłaszcza humanistyka, upadnie. Chyba, że o to chodzi w tym bolońskim szaleństwie?
Dr Paweł Janowski
Redaktor naczelny miesięcznika „Czas Solidarności”
Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu „Tygodnika Solidarność”
Źródło: prawy.pl