Serce mnie zabolało, gdy usłyszałem, że nieoceniony Michał K., zwany przez przyjaciół Misiem, został zmuszony do opuszczenia szeregów matki partii.
Nie była to, co prawda, pierwsza jego miłość, ale wydaje się, że głęboka była. Bardzo, bardzo głęboka. Co tam moje serce, jego serce musiało mieć zawał. Wszak był prawą ręką, lewą głową i palcem wskazującym pani Ewy. To na jego barkach spoczywał los upadającej partii. A jak już spoczął, to już się nie podniósł.
I kto go teraz przytuli? Może Bronisław Żyrandol, może Kazimierz Porzucony, może Roman Obrotowy, wczoraj narodowy, dzisiaj lewicowy?
Dlaczego nowy władca masy upadłościowej, niekiedy nazywanej Platformą, Grzegorz nagle tak odważnym się stał? On to wzorem CBA, on, czyli Grzegorz, co się Tuskowi głęboko kłaniał i spijał mądrość z ust jego, rozpoczął oczyszczanie swojego podwórka. Misio poleciał, jako jeden z pierwszych. Temu wiekopomnemu wydarzeniu towarzyszyły fajerwerki i serpentynki. Najpierw zakazał wypowiadania się w mediach Stefanowi Mirabelce, kilku towarzyszy broni zawiesiło swe członkostwo, kilku rwało włosy na wizji. A następnie, pewnego pięknego popołudnia trzech panów wyleciało z partii dobrodziejki.
Podobno była premier Ewa też już spać nie może spokojnie. I to nie ze strachu przed CBA, a z miłości do Grzegorza. Miłości, co prawda nieodwzajemnionej, ale jednak miłości. Co kieruje Grzegorzem, tego nie zgadnę, ale chyba nie telefony z cmentarza od Rycha i Zdzicha.
Tymczasem podobno Komisja Europejska „nie dała się nabrać polityce PiS-u, festiwalowi pisania nowej ustawy”. Powiedział Grzegorz, komentując decyzję KE.
Grzegorz między jednym wykopem i drugim grzmi: „Po raz kolejny mówimy, ostrzegamy, że polski rząd, polski prezydent, politycy PiS powinni wyciągać wnioski i powinni prowadzić politykę odpowiedzialną, nie narażając naszego kraju na skutki i konsekwencje swoich niemądrych działań, łamania prawa, łamania konstytucji, a eskalacja takich zachowań będzie uderzać w dalszym ciągu w reputację naszego kraju i w dobre o nim opinie”.
Zapowiedział również, że jeśli prezydent ustawę podpisze, PO zaskarży ją do pana Andrzeja. Pana sędziego niezawisłego Andrzeja. Niezawisłego jeszcze do grudnia 2016 roku, a potem się zobaczy.
Z uśmiechem na ustach wiceprzewodniczący klubu PO Rafał Trzaskowski stwierdził natomiast, że „przyspieszenie przez KE procedury ochrony praworządności wszczętej wobec Polski pokazuje, że Komisja bardzo krytycznie ocenia dialog z rządem polskim. Jeżeli w trzy miesiące te rekomendacje KE nie zostaną wcielone w życie, jeżeli one nie pozostaną potraktowane poważnie, to w tym momencie możemy mieć do czynienia z inicjacją art. 7, czyli wnioskiem KE o to, żeby rozpocząć tę całą procedur”. Tak podała Polska Agencja Prasowa.
„Komisja Europejska przyjęła zalecenia dla Polski dotyczące rządów prawa w związku z kryzysem wokół Trybunału Konstytucyjnego i oczekuje ich wykonania w ciągu trzech miesięcy” - poinformował wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans. Już się boimy bardzo. Szanownej Komisji się boimy, szanownego pana się boimy, szanownego przewodniczącego się boimy, szanownej partii donosicielki się boimy. No bardzo się boimy. Zwłaszcza pana Grzegorza się boimy.
Jak celnie zauważyła redaktorka Aldona Zaorska w „Gazecie Warszawskiej”: „Grzegorz Schetyna wrócił, gdy z wielce rozradowaną miną oznajmiał po przegranej Komorowskiego, jak to bardzo mu przykro z tego powodu. Od tamtej chwili było wiadomo, że zechce się zemścić, a przy nim Tusk to zaiste cienki Bolek. I tak się stało. Owładnięty dyktatorskim szałem Schetyna w pień wycina najbardziej „zasłużonych” działaczy Platformy”. Wrócił Grzegorz z krainy poniewierki i upokorzeń.
I teraz odbija sobie wszelkie krzywdy. Podobno w Platformie wrze jak w bimbrowniku. Grzybki skaczą sobie do gardeł, a konflikty rozmnażają się aż miło. Jedni członkowie stawiają opór, inni składają hołdy. Aż dziw, że Ryszardu i Mateuszu nie wezwali swych członków na marsz w obronie demokratycznych standardów. Mimo to czujni są i wciąż walczą, wciąż zapowiadają rewolucję i obalenie władz Rzeczpospolitej.
Co ciekawe jednak, jak podał der Dziennik: „Opozycja, której przewodzi Grzegorz Schetyna, jest władzy na rękę”. Podobno politycy PiS bardzo wyraźnie mówią na korytarzach sejmowych, że Grzegorz Schetyna to koncesjonowana opozycja. „Chcę być realną opozycją wobec PiS, a Schetyna jest cichym sojusznikiem Jarosława Kaczyńskiego” – stwierdził upadły Michał. Powiedział, że ma jak najgorsze zdanie o Schetynie. „Nie mówiłem tego publicznie, bo chciałem być lojalny. Teraz, kiedy jestem poza partią, mogę sobie na to pozwolić. Uważam, że jest złym przewodniczącym, nie ma pomysłu politycznego, nie ma charyzmy. Jest człowiekiem na tyle zajętym własnymi fobiami i niechęciami wobec innych ludzi, że trudno mu się koncentrować na walce z PiS”. A wszyscy wiemy, jak prawdomówny jest pan Michał i jaki odważny, dlatego wierzymy mu bezgranicznie. Wierzymy. A matka partia taka obolała po przegranych wyborach już tęskni za Michałem, już woła o opamiętania pana Grzegorza.
Ale kto go teraz przytuli? A może dla ludzi z talentami pana Michała, jak to mawia klasyk bezrobocia, po prostu nie ma już pracy w polskiej polityce?
Dr Paweł Janowski
Redaktor naczelny miesięcznika „Czas Solidarności”
Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu „Tygodnika Solidarność”