Wprawdzie, jak wiadomo, Wojskowych Służb Informacyjnych oficjalnie „nie ma”, ale to tylko takie makagigi, bo pracowicie budowana przez całe dziesięciolecia agentura nie tylko pozostała na swoich miejscach, ale w dodatku pamięta, że jej pozycja społeczna, polityczna i materialna zależy od istnienia fundamentu, na którym cała ta okupacyjna konstrukcja się opiera.
Toteż, zgodnie z zapowiedzią faworyta WSI, byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, Bronisława Komorowskiego, właśnie otwierane są „nowe fronty” walki z rządem, która w efekcie ma doprowadzić do przewrotu politycznego, zgodnego z interesami niemieckimi i żydowskimi, pilnowanymi tutaj przez bezpieczniaków, którzy w poszukiwaniu protektora jeszcze w drugiej połowie lat 80-tych przeszli na służbę przyszłych, to znaczy - obecnych sojuszników Polski: USA, Niemiec, Izraela, i Bóg wie kogo jeszcze, podczas kiedy inni, głupsi, albo wierniejsi, pozostali przy Rosji, jako, że „nie zmienia się koni podczas przeprawy” - no i ich potomstwo.
Tak się bowiem składa, że w Polsce nasila się dziedziczenie pozycji społecznej w następstwie czego dzieci aktorów zostają aktorami, dzieci piosenkarzy – piosenkarzami, dzieci ubeków – ubekami, a dzieci konfidentów – konfidentami. W rezultacie te służbo zależności reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii, wskutek czego Polską rotacyjnie - w zależności od takiego, czy innego „resetu” - rządzą trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie.
Oczywiście nasi sojusznicy, za pośrednictwem bezpieczniackich renegatów penetrujący nasz nieszczęśliwy kraj na wylot i trzy metry w głąb ziemi, stosują wobec Polski politykę „divide et impera” - co widać szczególnie teraz, kiedy Nasz Najważniejszy Sojusznik wprawdzie pozwolił Prawu i Sprawiedliwości na wysforowanie się na pozycję lidera politycznej sceny, ale kontroluje go przy pomocy Wojskowych Służ Informacyjnych, czyli starych kiejkutów, którzy nie tylko naszą biedną ojczyznę, ale za napiwek posprzedawaliby siebie nawzajem, nie mówiąc o własnych matkach.
Toteż ledwo tylko papież Franciszek odleciał z Krakowa, już pan prezes Rzepliński, najwyraźniej przez kogoś wyposażony w umiejętność prekognicji, zanim jeszcze poodwoływał z urlopów sędziów swego Trybunału, już zadekretował, iż uchwalona właśnie ustawa o TK jest sprzeczna z konstytucją. Wykonuje w ten sposób część zadania, bo jak pamiętamy, Komisja Europejska niemal w przeddzień przyjazdu papieża Franciszka, postawiła Polsce ultimatum z terminem 3 miesięcy, po których zrobi z nami porządek. Tedy działając zgodnie z leninowskimi przykazaniami dotyczącymi organizatorskiej funkcji prasy, pan red. Jerzy Baczyński, w poprzednim wcieleniu używający nazwiska Sroka, no a poza tym – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” - wciągnięty na listę konfidentów Służby Bezpieczeństwa pod pseudonimem „Bogusław”, już 15 czerwca uruchomił portal OKO, co się rozszyfrowuje jako Ośrodek Kontroli Obywatelskiej, złożony głównie z obywateli, co to utracili sute alimenty w niezależnych mediach głównego nurtu, albo jakieś inne synekury. Kogóż tam nie ma! Obok weteranów takich, jak Piotr Pacewicz „społeczny aktywista”, którego teraz partia, albo jakaś inna jaczejka postawiła na nowym odcinku, czy Eugeniusza Smolara, co to z niejednego komina wygartywał, jest młodzież drobniejszego płazu, zaprawiająca się w delatorskim rzemiośle. Bo celem OKO będzie razobłaczanije rządu zgodnie z oczekiwaniami Propaganda Abteilung, no i oczywiście – Sanhedrynu, jako, że na tym etapie - w odróżnieniu od etapu zdominowanego przez Adolfa Hitlera - interesy niemieckie i żydowskie w naszym nieszczęśliwym kraju są akurat zbieżne.
Do akcji włączyła się też – bo jakże by inaczej – żydowska gazeta dla Polaków, w której w charakterze szabesgojów pracuje m.in. potomstwo świętych rodzin Wielowieyskich i innych – co stanowi doskonały przykład degeneracji części dawnych warstw ziemiańskich. Kiedyś każdy taki jeden z drugim szlachetka miał swojego pachciarza („miał arendarza, z którym rozważa, czy będą wojny, czy czas spokojny” - jak to zauważył poeta w wierszu „Nagrobek Obywatelowi”), to teraz, gdy dawni pachciarze, albo ich potomstwo, tworzą w naszym nieszczęśliwym kraju szlachtę jerozolimską z nadziejami na więcej – ambicją każdego takiego jest posiadanie jakiegoś szlachetki w charakterze popychadła na posyłki, donosy i inne plugawe misje.
No i szlachetkowie uwijają się jak w ukropie, bo Żyd jak płaci, to i wymaga. Toteż kiedy wypatrzyli księdza Jacka Międlara, to wzięli go w chwyt buldoży – że „kapłan od nienawiści” - i tak dalej – bo ksiądz sympatyzuje z ruchem narodowym. Tymczasem żydostwo energicznie zwalcza nacjonalizmy w krajach swego osiedlenia w przekonaniu, że dopuszczalny jest wyłącznie nacjonalizm żydowski, znany pod nazwą syjonizmu. Nawiasem mówiąc, kiedyś syjonizm był nacjonalizmem, że tak powiem, normalnym. Twórca syjonizmu Teodor Herzl wychodził z założenia, że Żydzi są takim samym narodem, jak każdy inny i właśnie z tego wywodził ich prawo do politycznego zorganizowania się we własne państwo.
Tymczasem współczesny syjonizm wykazuje wyraźne cechy szowinistyczne; Żydzi nie są „takim samym” narodem jak każdy inny, tylko narodem wyjątkowym, „Narodem Panów”, z tego powodu uprawnionym do instrumentalnego traktowania innych narodów. Nietrudno się domyślić celu tej operacji; międzynarodowe żydostwo poprzez taką tresurę dąży do pozbawienia innych narodów warstwy przywódczej, doprowadzenia ich do stanu bezbronności, by tym łatwiej je eksploatować.
Oczywiście posługuje się przy tym patetycznymi uzasadnieniami, kolportowanymi przez skorumpowanych szabesgojów, ale rzeczywistości oszukać się nie da; oto kiedy żydowska gazeta dla Polaków bezkompromisowo walczy z „nienawiścią” i tylko patrzeć, jak zacznie nienawistników wysyłać do gazu, bezcenny Izrael wprowadza prawo pozwalające na wtrącanie do więzień dzieci przed ukończeniem 14 roku życia.
Ale mniejsza już z tą obłudą, której smród przyprawiać musi samego Najwyższego o odruchy wymiotne, bo ważniejsze są oczywiście „nowe fronty”. Oto uruchomiony przy udziale WSI Komitet Obrony Demokracji, który na półtora miesiąca zniknął z kontrolowanych przez bezpiekę niezależnych mediów głównego nurtu, znowu powraca na anteny i łamy, również z udziałem Kukuńka, czyli byłego prezydenta Lecha Wałęsy. Mobilizacja takich weteranów oznacza, że WSI sięga po najgłębsze agenturalne rezerwy, a to oznacza, że najbliższe trzy miesiące, jakie wyznaczyła Polsce Komisja Europejska mogą okazać się decydujące. W tej sytuacji operacja przeciwko polskiemu rządowi w ogólnych zarysach będzie przypominała Anschluss Austrii skrzyżowany ze stanem wojennym w Polsce. Kandydatów na Seyss-Inquartów Wojskowe Służby Informacyjne wytrzepią z rozporka ilu tylko będzie potrzeba, no a nasza niezwyciężona armia, kiedy już – podobnie jak w 13 grudnia 1981 roku – stanie na nieubłaganym gruncie demokracji i wytrzepanym z rozporka Seyss-Inquartom zapewni nie tylko posłuszeństwo, ale i wybuchy entuzjazmu w wykonaniu agentury w mediach i na ulicach, podobne do tych, z jakim podczas Anschlussu spotkał się Adolf Hitler.