Wszystko wskazuje na to, że plany zrównania cen leków w całej Unii Europejskiej doczekają się realizacji. Jak słusznie bowiem zauważył eurodeputowany Bolesław Piecha „jeśli chodzi o Parlament Europejski, nie słyszałem, żeby coś populistycznego i socjalistycznego się nie udało”.
W europarlamentarnej komisji zajmującej się ochroną zdrowia, głosami lewicy przechodzą nawet najgłupsze pomysły, a już tym bardziej takie, które Niemcom mogłyby przynieść krociowe zyski.
Zrównanie cen leków nie będzie równaniem do najtańszych, ale będzie polegało na obniżeniu cen tam, gdzie są one drogie, w tym przede wszystkim w Niemczech i Skandynawii, i podwyższeniu w krajach, gdzie są one relatywnie tańsze, tj. m.in. w Polsce.
I chociaż już teraz zrozpaczeni emeryci odchodzą od aptecznych okienek z niewykupioną receptą, gdyż dla nich leki są zbyt drogie, to z chwilą wprowadzenia chorych zamysłów eurokratów, które przełożą się na wzrost cen co najmniej o 1/3, Polacy w zasadzie zostaną pozbawieni dostępu do medykamentów.
Jeżeli tak przyjrzeć się pracy eurodeputowanych, temu, czym się zajmują, można by dojść do wniosku, iż z większym pożytkiem byłoby płacenie tym ludziom za... nicnierobienie. Każdy bowiem ich nowy pomysł niesie za sobą katastrofalne skutki. Jeżeli bowiem mają szkodzić, to lepiej już, żeby niczego nie robili i do niczego się nie dotykali, bo czego nie ruszą, to cierpią obywatele. Do tego stopnia, iż utarło się powiedzenie, że jak człowiek do niczego się nie nadaje, to idzie do polityki...
Przyznam, że patrząc na Martina Schulza, Jeana-Claude'a Junckera, czy innych orłów europejskiej polityki, którzy za 6 tys. złotych do pracy by nie poszli, stwierdzam, że to powiedzenie z prawdą się raczej nie rozmija. W sumie nie potrzeba zbyt wielkich kompetencji, żeby wrzeszczeć, wymachiwać rękami i stosować się do poleceń „starszych i mądrzejszych” i zapewne zdecydowanie bogatszych...
I tak zapewne wkrótce eurodeputowani polskich partii opozycyjnych zaczną kampanię mającą na celu przekonanie Polaków, że jeżeli chcemy dorównać krajom UE, to powinniśmy podnieść ceny leków. A kto podniesie nasze pensje?
Wprawdzie obecne polskie władze na takie dictum się nie zgadzają, jednak należy się spodziewać, że europejskie lewactwo będzie starało się wszelkimi sposobami ów opór przełamać. Gra idzie bowiem o naprawdę wielkie pieniądze.
Duża grupa polityków, a już w szczególności w Brukseli należy do tzw. klasy szkodniczo-pasożytniczej, jeżeli natomiast płaciłoby się im za nicnierobienie, to wprawdzie klasą pasożytniczą by pozostali, ale przynajmniej by nie szkodzili... Cóż, pomarzyć sobie można...
Swoją drogą im dłużej człowiek słucha brukselskich geniuszy, tym bardziej dochodzi do przekonania, że Brytyjczycy to mądry naród, skoro mając już dość euroobiboków, wypisali się z eurokołchozu. Członkostwo w UE to nie żaden prestiż czy szansa na rozwój ale coraz większe zniewolenie, które nie tylko że kosztuje krocie, ale nie daje żadnych perspektyw, a wręcz przeciwnie.
Najlepiej zatem pozostawić całe lewactwo islamistom, czy też odwrotnie, islamistów lewactwu, dogadać się z krajami Europy Środkowej, w tym przede wszystkim Grupy Wyszehradzkiej i stworzyć alternatywną unię, opartą o państwa narodowe, suwerenne i niepodległe. Wówczas zarówno Polska, jak i Węgry mają szansę stać się potęgą. Przy systematycznym dojeniu nas przez zachodnich sąsiadów nie mamy na to niestety najmniejszych szans. I problem ceny leków jest tu jedynie wierzchołkiem góry lodowej...