Faktem jest, że w Europie i na świecie ponownie wieją wiatry, które zwiastują poważne zawieruchy. Być może nawet - wojenne. Nie możemy tego wykluczać. Interesem Polski jest w tej sytuacji zbroić się na potęgę i... nie popełniać fundamentalnych błędów lat 1939-45.
Rządzący Polską mają zrobić wszystko, by nasz kraj w ewentualnym konflikcie zbrojnym nie brał udziału wcale, albo
- by wszedł do niego w możliwie najodleglejszym momencie. Zbroić się dziś to, jak zdefiniowaliśmy w tezach programowych Ruchu Narodowego, kilka zasadniczych zadań:
- odbudować regularną armię do poziomu 150-200 tys. żołnierzy,
- zbudować obronę terytorialną, przeszkoloną m.in. do partyzantki miejskiej, na poziomie 500 tys.,
- szkolić wojskowo całą młodzież w szkołach średnich (strzelnica w każdym powiecie),
- budować jednoznaczny etos narodowy w oparciu o wszelkie instytucje publiczne i media, w szczególności-szkoły.
To wszystko jednak nie wystarczy. Spójrzmy bowiem na losy pokolenia naszych przodków z pierwszej połowy XX wieku. Przed i w trakcie II wojny światowej nasz naród był piękny, wzniosły, heroiczny, biologicznie oraz duchowo młody, ofiarny. Pokolenie "Kolumbów" było najlepszym, jakie Polska wydała w ciągu swojego 1000-letniego życia.
Jednocześnie w tych nieprzeciętnych czasach, w kluczowych momentach, naszym państwem i naszym wojskiem rządzili bardzo przeciętni ludzie. Ludzie, którzy posyłali naszych przodków na rzeź będącą de facto załatwianiem obcych interesów. Ludzie, którzy zastępowali głębokie pojmowanie interesu narodowego bardzo płytko pojmowanym, patriotycznym frazesem. Docenienie bohaterstwa i niezłomności ogółu Polaków w trakcie zagłady, jaka dotknęła nasz naród i nasze państwo począwszy od 1 września 1939 r. nie może zwalniać nas z krytycznej oceny przywództwa politycznego i wojskowego w tamtym okresie.
Nigdy więcej nie chcemy klęski na miarę września 1939. Nigdy więcej nie możemy pozwolić na obrócenie naszej stolicy w pył, jak w 1944. Nigdy więcej takiej wielkiej, a w dużej mierze, politycznie i militarnie bezsensownej, daniny krwi, jak w latach 40. ubiegłego wieku. Nigdy więcej nie możemy być narzędziem dla załatwiania cudzych interesów. Nigdy więcej takiego zaślepienia w zaufaniu do zachodnich, zwłaszcza anglosaskich, "sojuszników", którzy w czasie II wojny światowej posyłali nas na każdą możliwą rzeź i - w każdym kluczowym momencie - zdradzali.
Heroiczne, ale i opisujące naszą niezmierzoną tragedię hasło - "Poland first to fight" - Polska pierwsza do walki, musimy zastąpić hasłami: Polska najmądrzejsza, najsilniejsza w walce. Wreszcie - Polska nie - zwyciężona, a - zwycięska! Do tego potrzeba jednak czegoś więcej niż tylko dobrze wyposażona i wyszkolona armia oraz naród z wysokim morale. Do tego potrzeba rozumu politycznego, wolnego od mitologii bezwzględnego polegania na "sojusznikach". Wolnego od postrzegania polityki zagranicznej przez pryzmat "wiecznych wrogów" i "wiecznych przyjaciół". Nie ma ani takich wrogów, ani takich przyjaciół. Polska ma swoje interesy i musi prezentować zero sentymentów w ich realizacji na arenie międzynarodowej.
Ani Unia, ani NATO, ani demokracja, ani państwa leżące za Bugiem, ani chylący się ku upadkowi Zachód. Nic nie jest warte tego, by poświęcać w jego imię wielkość i siłę naszego państwa, nasz dobrobyt, bezpieczeństwo oraz solidarność z rodakami za granicą.
Dobrze rozumiany egoizm narodowy - to hasło odbudowało, dźwignęło nas z zaborów i doprowadziło do roku 1918. Niech przyświeca nam i dzisiaj!