Smoleńskie ofiary z kozłów
/
Poza ministrem psychiatrą nikt nie poniósł odpowiedzialności karnej za tę tragedię. A lista ta mogłaby być bardzo długa i na pewno nie zaczynałaby się od dwóch oficerów z 36 specpułku.
Kozioł ofiarny z definicji to dość obrzydliwy proces społeczny, definiowany w ten sposób: "to jeden z kluczowych mechanizmów antropologicznych (...) Mechanizm kozła ofiarnego polega na tym, iż grupa społeczna w momencie kryzysu, dezintegracji czy zagrożenia, by powrócić do stanu utraconej równowagi, obiera sobie ofiarę, która staje się obiektem zbiorowej agresji całej grupy. Agresja ta ma na celu śmierć bądź różnego rodzaju wykluczenie ofiary (...) Grupa wmawia sobie bowiem, że ofiara ta ponosi winę za nieszczęście lub zagrożenie, które doprowadziło do kryzysu, dezintegracji grupy."
W przypadku katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku i ostatniej konferencji prokuratury wojskowej trudno nie oprzeć się wrażeniu, że grupa platformersów, platformersobodobnych i podgrupa (a więc grupa nieformalnie im podległa) prokuratorów wojskowych zauważyła, że śledztwo smoleńskie postrzegane jest przez dużą część Polaków jako zdrada narodowa, a przynajmniej gigantyczny blamaż śledczy, dyplomatyczny i metodyczny, jeśli nie intencjonalny, czyli zamówiony przez rząd Tuska i przezeń zrealizowany jako auto-puryfikacja swoich win i zaniedbań.
Wczoraj na konferencji Wojskowej Prokuratury Okręgowej śledczy przedstawili swoje stanowisko wobec postawienia zarzutów w tzw. wątku wojskowym dotyczącym organizacji lotu do Smoleńska przez 36 pułk specjalny. Pułk który stał się najzwyklejszym kozłem ofiarnym, którego zadaniem było zdjęcie odpowiedzialności z polskiego i rosyjskiego rządu za śmierć pary prezydenckiej oraz towarzyszących im pasażerów i załogi Tu-154M był głównym bohaterem raportu Jerzego Millera. Wcześniej suchej nitki nie zostawiła na nim również generał Tatiana Anodina z MAK. Tym razem do rozwiązania już specpułku decyzją nowego ministra Obrony Narodowej Siemoniaka i wprowadzonymi w czyn decyzjami przez kolejnego nowego wiceministra Mroczka dołożono jeszcze dwa kozły, oficerów 36 pułku specjalnego, którzy mieli odpowiadać za złe przygotowanie lotu.
Nie specjalnie chciałbym bronić bałaganu w polskiej armii, za który minister Klich powinien 10 kwietnia podać się do dymisji, a nie dopiero po ogłoszeniu raportu Millera. Jednak poza ministrem psychiatrą, który odszedł podobno z powodów honorowych nie poczuwając się do winy co podniósł też premier Tusk wypowiadając się w superlatywach o fatalnym ministrze Klichu (uczestniku ruchu pacyfistycznego w latach 80.), nikt nie poniósł odpowiedzialności karnej za tę tragedię. A lista ta mogłaby być bardzo długa i na pewno nie zaczynałaby się od dwóch oficerów z 36 specpułku.
Jerzy Miller, odpowiedzialny był 10 kwietnia za BOR, który był obecny na lotnisku podczas wizyty Tuska i Putina i którego tam nie było 3 dni później podczas wizyty Lecha Kaczyńskiego - nie tylko nie został osądzony, ale stał się sędzią we własnej sprawie, przewodniczącym komisji śledczej wyjaśniającej okoliczności katastrofy.
Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera, który doprowadzić miał do rozdzielenia wizyt na 7 i 10 kwietnia - nie tylko nie poniósł odpowiedzialności, ale został całkowicie wybielony przez "niezależnych" śledczych.
Donald Tusk, człowiek który przekazał śledztwo Putinowi, a w czasie kiedy Rosjanie cięli wrak samolotu, główny dowód w sprawie, mówił o dobrej współpracy z naszymi wschodnimi sąsiadami, którzy za ofiarną pomoc w śledztwie otrzymali nawet polskie państwowe odznaczenia...
Rosyjscy kontrolerzy lotów - ci sami, którzy prowadzili polskich pilotów na śmierć podając błędne informacje o położeniu, wydając za późno komendy i kłamiąc tuż po katastrofie mediom o kilku próbach lądowania itd. Oni są nietykalni, a polscy śledczy przyjmują z pokorną miną farsę rosyjskiego milczenia lub odpowiedzi w stylu "Drodzy Polacy, nagrania z wierzy niestety się nie zachowały."
Listę tę można ciągnąć o wiele dłużej, ale rzecz w tym, że poprzez różne Moniki Olejnik, Tomaszów Lisów, Jacków Żakowskich będzie coraz więcej mowy o ukaraniu kozłów ofiarnych (które nie powinny być również świętymi krowami) a coraz mniej o szukaniu prawdy o tym strasznym dniu - największej katastrofie w powojennej historii naszej Ojczyzny. I podobnie jak w przypadku zamordowania księdza Popiełuszki, zastrzelenia górników z kopalni "Wujek", dziesiątek mordów wykonanych rękami SB i MO, sprawcy pozostaną na wolności lub do więzienia trafią płotki. Tym samym obecni rządzący idą drogą Jaruzelskiego i Kiszczaka, którzy nie tylko nie zostali skazani, ale - jak generał Jaruzelski - są zapraszani na narady i uroczystości państwowe.
Robert Wit Wyrostkiewicz
Źródło: prawy.pl