Platforma ocalona. PiS znowu z kłopotami?

0
0
0
/

Wynik warszawskiego referendum mógł przyspieszyć rozkład rządzącej od 2007 roku Platformy. Jednak jak pokazują sondaże PiS nie zmobilizował, co trzeciego swojego sympatyka w Warszawie. Ocalenie Gronkiewicz-Waltz da PO potrzebną do przeżycia kroplówkę.

 

Od początku batalii o stolicę gra toczyła się o frekwencję. W trakcie kampanii nie pojawił się nawet jeden sondaż, który pokazywałby przewagę zwolenników obecnej włodarz miasta. Dlatego wisząca nad przepaścią Platforma od samego początku zastosowała akcję demobilizacyjną. Jak się okazało – skuteczną. Do wymaganego progu ważności zabrakło około trzydziestu tysięcy głosów.


Co się stało, że jeszcze kilka dni przed głosowaniem prawie jedna trzecia Warszawiaków deklarowała udział w referendum, a ostatecznie część z nich zrezygnowała z udania się na referendum? Wiele wskazuje na to, że przyczyną było mocne zaangażowanie się w końcówce kampanii przez Jarosława Kaczyńskiego. Jego obecność w mediach, w tym roztrząsanie sprawy płatnych mostów, zamiast pomóc, zniechęciło nie PiS-owski elektorat. Ten bardziej umiarkowany, któremu także nie podobały się rządy Hanny Gronkiewicz-Waltz w stolicy.


A bez niego wiadomo było, że cała operacja zmiany prezydenta Warszawy się nie uda. Bo w mieście prawica nigdy nie była silna. W latach 90-tych ponadprzeciętne wyniki osiągała Unia Demokratyczna, potem Unia Wolności. Swoje enklawy z dużymi wpływami miał Sojusz Lewicy Demokratycznej. W 2011 roku dobry wynik osiągnął Ruch Palikota. Stąd, jak słusznie ostrzegaliśmy na prawy.pl, już akcja z wykorzystaniem powstańczego „W”, była szalenie ryzykowna i mogła stać się początkiem procesu rezygnacji z głosowania przez wyborców niezwiązanych z tzw. „nurtem patriotycznym”. Czy pomysłodawca wprowadzenia symboliki z 1944 roku, a jednocześnie szef warszawskich struktur PiS, poniesie z tego tytułu jakieś konsekwencje?


Czy będą one dotyczyć także, nieustannie towarzyszącemu w mediach liderowi PiS, Adamowi Hoffmanowi – rzecznikowi prasowemu i spin-doctorowi tej partii? To, co zrobił kilka tygodni temu na Podkarpaciu, mogło także mieć swoje reperkusje w ostatnią niedzielę. W 2011 roku PiS otrzymało w wyborach parlamentarnych prawie 240 tysięcy głosów. Wg sondażu exit-poll wyborcy formacji Jarosława Kaczyńskiego stanowili w referendum ponad połowę głosujących. Oznacza to, że PiS nie zmobilizował, co trzeciego swojego sympatyka. I to – jak się ostatecznie okazało - był klucz do zrozumienia przegranej w Warszawie. Bez wnikania, czy niezdecydowanie Leszka Millera i SLD oraz wyborców na lewo od centroprawicy ocaliło Hannę Gronkiewicz-Waltz.

 
Znowu potwierdziło się to, co weszło już do kanonu kampanii po 2005 roku. PiS ma niesamowite zdolności zrażania do siebie wyborców w końcówce kampanii. Od ośmiu lat wyjątkiem od reguły były lokalne potyczki w Rybniku, Elblągu i na Podkarpaciu. Ta warszawska, mająca kaliber niemal ogólnopolskiej, potwierdziła ogromne predyspozycje autodestrukcyjne partii Jarosława Kaczyńskiego i jego samego. Wszystko wróciło do normy. Zgrane twarze, oprócz już wspomnianych, cały tuzin tych, którzy nie wychodzą z telewizji, czy radia, a mają niewiele do powiedzenia poza patriotycznymi frazesami, które na większość Polaków nie działają. A w Warszawie kilkanaście godzin temu spowodowały, że dystans, dający PO obronę jej bastionu, zachowała także spora część wyborów prawicy.


Po wygranym dla partii Donalda Tuska starciu w stolicy, PO przejmie inicjatywę. Lada moment będziemy mieli rekonstrukcję gabinetu i prawdopodobne wyrównanie poziomu poparcia dla dwóch głównych partii w naszym kraju. Cała wielomiesięczna operacja osłabiania Platformy wzięła w łeb. I można oczywiście, jak to robią politycy PiS i ich „niepokorni” dziennikarze, obwiniać za ten stan rzeczy wszystko i wszystkich dookoła. Byle nie to, kto i co zrobił kolejny raz źle wewnątrz partii powodując, że Budapeszt w Warszawie, zamiast się przybliżyć, znacznie się oddalił. Można jak poseł Mariusz Kamiński wygadywać o „białoruskich standardach”, ale czy można milczeć, że on i jego struktury nie zdołały dotrzeć z przesłaniem pójścia na głosowanie „do swoich”?


Czy PiS wyciągnie wnioski z przegranej, warszawskiej lekcji? Biorąc pod uwagę podejście tej partii do niemal nieustannych porażek od 2006 roku – wątpię. A jeśli tak, to zmiana na prawicy, dająca jej wyborcom cień szansy na realny wpływ na rządzenie w kraju, dokona się dopiero pod koniec tej dekady. Być może z mocno ograniczonym udziałem na bieg spraw, wyraźnie już zmęczonej i bez pomysłu, czołówki największej od lat i prawdopodobnie w następnych latach, partii opozycyjnej.


Marcin Palade
fot. Prawy.pl/D. Różański

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną