Robert Winnicki: Prawica lamentująca
Im dalej od warszawskiego referendum, tym więcej powodów do irytacji. Nie wzbudza jej jednak rząd, platforma czy Hanna Gronkiewicz-Waltz, po których niczego dobrego się nie spodziewamy, więc i rozczarowania nie odczuwamy. Irytację może za to budzić postawa znacznej części polskiej prawicy, która już dzień po przegranym referendum rozpoczęła pospieszne organizowanie swoistego kultu tej nowej klęski.
Ale po kolei. Zacznijmy od tego, co napisałem parę dni przed referendum. Słowa te w druku ukazały się już dzień po głosowaniu:
"Co do referendum w Warszawie mam mieszane uczucia. Popieram odsuwanie Platformy od władzy gdziekolwiek się da. Pytanie jednak o alternatywę. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że na czele komitetu referendalnego stoi regularny lewak, Piotr Guział, który chce się wypromować jako przyszły kandydat na prezydenta stolicy. Dlatego warszawskie struktury Ruchu Narodowego nie zdecydowały się na dołączenie do tego towarzystwa, popierając samą ideę odwołania HGW. Wypromowanie się Guziała jest o tyle groźne, że można sobie wyobrazić taką oto sytuację, w której do drugiej tury przyszłorocznych wyborów (w tym roku ich nie będzie tak czy inaczej) wchodzi jakiś przedstawiciel szeroko rozumianej prawicy i właśnie on. Na kogo wtedy przerzucą swoje głosy wyborcy PO, których będzie mniej, ale przecież, zwłaszcza w Warszawie, ciągle niemało? Jest ryzyko, że tym sposobem prezydentem stolicy może zostać regularny lewak. Działając politycznie trzeba brać pod uwagę dalekie konsekwencje swoich wyborów. Co do wyniku referendum - jestem ostrożnym pesymistą, obawiam się, że frekwencja może wypaść poniżej oczekiwań. Ale o tym czy moje przeczucia się sprawdziły będą już Państwo wiedzieli, trzymając w ręku ten numer gazety."
Niestety, stwierdzam bez satysfakcji, moje przypuszczenia się sprawdziły. A teraz powiedzmy sobie - dlaczego sprawa została przegrana? Złożyło się na to wiele czynników:
1. PO przeprowadziła po prostu skuteczną akcję zniechęcania do udziału w nim.
2. Medialna koalicja, od skrajnego lewaka Guziała i jemu podobnych, po Wiplera, PJN i PiS, prąca do obalenia HGW, była zbyt niespójna.
3. Bo udało się, dzięki bardzo niefortunnemu sposobowi zaangażowania Kaczyńskiego oraz jego otoczenia, sprowadzić temat do wojenki piso-platformianej "na ostatnim zakręcie" przed referendum.
4. Nie zaprezentowano przy okazji kampanii żadnej spójnej, ideowo-politycznej oraz personalnej wizji - wyrazistej alternatywy dla HGW.
5. Wreszcie, bo nie było, mimo ogromnej ilości powodów, dla których warto odwołać HGW, żadnego "koronnego zarzutu" - takiego, który ogniskowałby emocje społeczne, wokół którego koncentrowałaby się kampania referendalna.
A teraz wróćmy do początkowej irytacji. Otóż spora część prawicy, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, postanowiła w poniedziałek przegrać referendum po raz drugi. Opowieści o "zamachu konstytucyjnym", o "zgłoszeniu sprawy Radzie Europy", próba stworzenia atmosfery, jakby przy okazji referendum dokonało się jakieś nowe, wielkie "misterium nieprawości" - to wszystko jest po prostu niepoważne.
Jest to podejście niemęskie i utwierdzające część patriotycznej opinii publicznej w fatalnym przyzwyczajeniu mentalnym - w kulcie klęski, do której dorabia się tyleż ponurą, co dosyć naciąganą opowieść. Kult klęski polega na tym, że zamiast zastanowić się - dlaczego przegraliśmy i przystąpić do analizy naszych słabych punktów, zaczynamy roztaczać spekulacje nad krzywdą, jaką uczynił nam przeciwnik. Tak, uczynił, od tego jest przeciwnikiem, dlatego z nim walczymy. Ale jeśli ktoś zatrzymuje swoją refleksję na tym poziomie, to, oczywiście, przegrywać będzie "do końca świata i o jeden dzień dłużej".
Z wymienionych przeze mnie pięciu powodów klęski, co najmniej cztery leżały w gestii głównych rozgrywających referendum. Nie należał do nich Ruch Narodowy, który, słusznie wyrażając zasadnicze zastrzeżenia co do inicjatorów i dystansując się od bezpośredniej akcji, zrobił w tej sytuacji dokładnie to, co trzeba było zrobić. Poparł akcję antyHGW i trzymał się z dala od organizatorów imprezy.
A PiS? PiS nie dość, że kontynuuje brudzenie sobie rąk spółką z Guziałem (z którym mają koalicję, umożliwiającą jego rządy na Ursynowie), to jeszcze absolutnie nie potrafi przegrać po męsku. Dlatego jeśli czegoś to referendum powinno uczyć, to jednego - dosyć patriotyzmu emocjonalnego i niestabilnego, który idzie ramię w ramię ze skrajną lewicą, po to, by obalać konkurencję na swoim centroprawicowym podwórku.
Tak dla patriotyzmu idei narodowej - zdecydowanego, konkretnego i potrafiącego wyciągać lekcje z porażek, zamiast dorabiać do niech płaczliwe teorie. Dosyć kultu klęski, usprawiedliwiania własnej słabości - tak dla kultu politycznego rozumu i budowania siły.
Robert Winnicki
Autor jest jednym z liderów Ruchu Narodowego, honorowym prezesem Młodzieży Wszechpolskiej.
Źródło: prawy.pl