Serbowie zbojkotowali kosowskie wybory

0
0
0
/

W niedzielę w samozwańczym państwie kosowskim odbyły się kolejne wybory lokalne. Miały się one odróżniać od poprzednich udziałem miejscowej ludności serbskiej, zgodnie z kwietniowym porozumieniem separatystycznych władz i rządu w Belgradzie. Jednak kosowscy Serbowie w większości zbojkotowali wybory. Nie obyło się przy tym bez gwałtownych wystąpień.

 

Kosowo jest w większości zamieszkane przez ludność albańską, która dzięki militarnemu atakowi USA w 1999 r. zorganizowała separatystyczne państwo, w 2008 r. uznane przez 100 krajów na czele właśnie z USA i częścią państw UE. Zwycięscy Albańczycy wypędzili z Kosowa około 206 tys. Serbów ale 140 tys. pozostało w zbuntowanej prowincji i stanowi dziś 7% jej populacji. W 95% są to mieszkańcy czterech gmin przy granicy z Serbią właściwą: Kosowskiej Mitrowicy, Lepisawicia, Zweczanu i Zubin Potok. W przypadku tej pierwszej – 71 tysięcznego miasta – jedynie jego część znajdująca się na północnej stronie rzeki Ibar jest w większości zamieszkana przez Serbów. I to właśnie północna Mitrowica stanowi nieoficjalną stolicę kosowskich Serbów. Ma ona odrębną radę miejską oraz burmistrza.


Całe serbskie, północne Kosowo zarządzane jest przez Narodową Radę Serbów Kosowa i Metohiji, która uważa się za jedyną strukturę administracyjną i do niedawna niewiele robiła sobie z uroszczeń albańskich polityków Prisztinie. Jednak jej rola została zakwestionowana pół roku temu i to przez sam Belgrad. Obecne wybory miały oznaczać jej faktyczne włączenie w struktury nieuznawanej przezeń „Republiki Kosowa”.


Przez lata Republika Serbii wzbraniała się przed dawaniem oznak jakiegokolwiek uznania samozwańczych władz w Prisztinie. Sytuacja zmieniła się w kwietniu tego roku, gdy w nadziei na perspektywę członkostwa w UE władze Serbii zawarły pod naciskiem Brukseli porozumienie z kosowskimi Albańczykami. Choć oficjalnie nie oznaczało ono uznania przez Belgrad niepodległości Kosowa, w praktyce miało wiele politycznych cech takiego uznania, niewątpliwie relatywizując suwerenność Belgradu nad zbuntowaną prowincją. [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/2989-kosowo-to-serbia ]


Kluczowym jego aspektem było bowiem przyzwolenie przez władze Serbii na efektywne rozciągnięcie administracji Prisztiny na północy regionu. Z pomocą Belgradu, starającego się wypełniać wobec kosowskich ziomków swoje zobowiązania państwowe łącznie z wypłacaniem pensji w ramach nawet tych faktycznie nie istniejących służb publicznych czy państwowych przedsiębiorstw, kosowscy Serbowie wcześniej nie dopuszczali do jakiejkolwiek kontroli Prisztiny nad ich obszarem. Kosowska policja i celnicy pojawili się tam na dobre dopiero w tym roku (wcześniej musieli wycofywać się pod naporem gwałtownych zamieszek). Oczywiście miejscowi Serbowie uznali kwietniowe porozumienie za zdradę i to tym boleśniejszą, że dokonaną nie przez znienawidzonych tam liberałów Borisa Tadicia, lecz przez określaną jako nacjonalistyczna Serbską Partią Postępową (wywodzi się z niej obecny prezydent Nikolić) i dawną partię Milosewicia Serbską Partię Socjalistyczną (obecnego premiera Dacicia). Kwietniowe burzliwe demonstracje w największym mieście ich wspólnoty – Kosowskiej Mitrovicy zapowiadały obecne problemy.


Wybory w oparach gazu pieprzowego


W wyborach startowało 224 kandydatów do funkcji burmistrzów i naczelników gmin oraz 7740 kandydatów na stanowiska radnych. Zarejestrowano aż 33 serbskie listy wyborcze na ogólna liczbę 103 w całym Kosowie, przy czym prezydent i premier Serbii otwarcie poparli jedną z nich: Serbską Inicjatywę Obywatelską. Jednak obecnie poparcie władz w Belgradzie nie jest już bynajmniej niekwestionowaną rekomendacją wśród kosowskich Serbów. Kandydat tej listy na burmistrza Mitrowicy Krstimir Pantić na wiecu w przeddzień elekcji został fizycznie zaatakowany co skończyło się obrażeniami głowy. Pantić oskarżył o atak sympatyków Demokratycznej Partii Serbii (DSS), która pod wodzą Vojislava Kosztunicy protestowała w kwietniu przeciw zawarciu przez serbskie władz porozumienia z Prisztiną a teraz nawoływała, podobnie jak Serbska Partia Radykalna (SRS), do bojkotu wyborów.


W istocie dane jakie mamy oddają sceptyczny stosunek Serbów do instytucji kosowskiego para-państwa i niechęć do legitymizowania go. Według exit polls z całego dnia głosowania średnia frekwencja w całej prowincji wyniosła pawie 48 procent. Jednak w serbskich gminach głosowało tylko 7 proc. uprawnionych jak wskazywały sondaże z godziny 15. Całościowych sondaży jak na razie brak. Brak też wstępnych wyników. A wszystko przez zajścia w Kosowskiej Mitrowicy.


Około godziny 17 (czyli na dwie godziny przed końcem głosowania) do budynku w którym znajdowała się większa część gminnych okręgowych komisji wyborczych wdarła się grupa zamaskowanych osób. Gwałtownemu wtargnięciu towarzyszyło wybijanie okien a przede wszystkim rozbijanie urn wyborczych. Podano informację, że atakująca grupa dla wykurzenia komisji użyła także gazu pieprzowego, co dziś powtarzają polskie media. Według ostatnich doniesień jednak pojawienie się środka łzawiącego to efekt interwencji policji.


Wkrótce potem odkryła ona zresztą ładunek wybuchowy (według innych źródeł jego atrapę) niedaleko innego lokalu wyborczego. Wydarzenia te spowodowały paniczną ucieczkę obserwatorów Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. 60 spośród ogólnej liczby ponad 200 obserwatorów zostało ewakuowanych z Mitrowicy opancerzonymi transporterami. Ostatecznie pojawił się dylemat czy wybory w Północny Kosowie można w ogóle uznać za wiarygodne. Jedyny jednoznaczny bilans jaki mamy to liczba 21 aresztowanych w związku z opisanymi incydentami.


Kosowski „premier” Hasim Thaci mówił o „pierwszych wolnych wyborach na terytorium całego Kosowa, które są historyczne dla całego państwa”. Trudno jednak potraktować jego deklarację inaczej niż jako robienie dobrej miny do złej gry. Nawet komentatorzy w sprzyjającej prisztińskim władzom telewizji Al-Dżazira mieli odmienne zdanie. Analityk Behlul Beqaj twierdził, że można mówić raczej o „historycznym niepowodzeniu”, Ilir Deda dyrektor albańskiego Kosowskiego Instytutu Badań Politycznych i Rozwoju uznał, że wybory w czterech serbskich gminach trzeba uznać za nieważne, podobny pogląd miał Nenad Dziurdziewić z belgradzkiego Forum Relacji Etnicznych.


Belgrad sobie Mitrovica sobie


Większość mediów zachodnich i polskich koncentruje się na gwałtownych akcjach serbskich nacjonalistów jako przyczynie faktycznej porażki wyborów. Oczywiście w okresie poprzedzającym wybory zwolennicy ich bojkotu zarówno ci związani z partiami z Serbii jak i z lokalnymi komitetami prowadzili intensywną kampanię. Jednak to samo można powiedzieć o tych którzy namawiali do uczestnictwa w elekcji, wśród których byli jak wspomniano także oficjele Republiki Serbii.


Dlatego przebieg wyborów należy uznać za odzwierciedlenie realnych postaw kosowskich Serbów, którzy nie chcą uznać zwierzchnictwa władz w Prisztinie i ciągle nie pogodzili się z istnieniem jakiejkolwiek granicy oddzielającej ich od narodowej Macierzy. Ma to związek nie tylko z narodowymi emocjami. Mieszkańcy północnego Kosowa dobrze wiedzą, że pensje i świadczenia socjalne w serbskim sektorze publicznym, są znacznie wyższe od tych wypłacanych przez „państwo kosowskie”. Generalnie nawet pogrążona w kryzysie gospodarka Serbii przedstawia dla nich lepsze perspektywy niż jeszcze biedniejsze, zdominowane przez mafijne układy i szarą strefę separatystyczne Kosowo nieuznawane nawet przez część państw Unii Europejskiej co wpływa na problemy związane z międzynarodowym handlem czy przekraczaniem granic.


Bez względu na nastawienie władz w Belgradzie kosowscy Serbowie będą się więc opierać włączeniu w struktury kosowskiego para-państwa. Pytanie czy mogą to robić w nieskończoność w sytuacji gdy to właśnie Belgrad decyduje o ekonomicznych podstawach ich funkcjonowania.
                                    

Karol Kaźmierczak
fot. Prawy.pl/J.Bodakowski

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną