Nie ma wątpliwości, że wraz ze śmiercią Fidela Castro kończy się na Kubie pewna epoka. Był dyktatorem, krwawym El comandante, który od 1959 roku wtrącił do więzienia 100 tys. ludzi i kazał rozstrzelać kilkanaście tysięcy, ale też kochanym przez znaczną część Kubańczyków „ojcem narodu”, legendą za życia. A przede wszystkim autorytetem dla różnej maści komunistów i lewicowych (nie lewackich, bo homoseksualistów zamykał w więzieniach) działaczy na całym świecie, eksporterem rewolucji zwłaszcza do krajów Ameryki Południowej.
Podziały opinii na temat charyzmatycznego Fidela (akurat charyzmy mało kto mu odmawia) są głębsze niż Rów Mariański. Gdy na ulicach Miami kubańscy emigranci cieszą się ze śmierci Fidela i piją szampana, na Kubie prości ludzie płaczą z żalu, a w Madrycie doszło do starć między zwolennikami Castro i tymi, którzy go nienawidzili. Oby te diametralnie różne nastroje nie przyczyniły się do wojny domowej o schedę po El comandante. Co prawda, władzę silną ręką dzierży jego brat Raul Castro, ale licho nie śpi, wywiady szaleją, mogą obudzić się demony.
Zwłaszcza, że wielkie nadzieje na powrót do majątków z pewnością już mają dawni amerykańscy posiadacze kubańskich fortun, właściciele kasyn, pałaców, okazałych budynków w stylu kolonialnym i zakładów przemysłowych, które utracili, gdy Fidel po zwycięskiej kubańskiej rewolucji zarządził konfiskatę i znacjonalizował wszystko.
Ci możni bez wahania, by wdrożyć reprywatyzację, skłonni są sypnąć groszem, finansując kubańska opozycję i korumpując kogo trzeba. Czy bez Fidela nie tak charyzmatyczny Raul Castro i jego zaplecze zdołają odeprzeć ataki finansjery i kuszenie obcego kapitału, którego na Kubie tak dramatycznie brakuje? Wątpię, choć polscy komentatorzy znający kubańską rzeczywistość i oczekiwania ludzi twierdzą, że nie ma co się łudzić – szybko zmian systemowych na Kubie nie będzie. I skansen-Kuba się obroni, bo bieda została przez Fidela rozdysponowana równo, w imię zasad sprawiedliwości społecznej, która co prawda jest utopią, ale na Kubie ta utopia trwa już 50 lat i ma się dobrze, mimo buntu najbardziej zdesperowanych . Ale ci na ogół zmykają na łodziach do USA, w końcu 300 km do wybrzeży Florydy to odległość jak z Warszawy do Gdańska.
Kubańczycy co prawda narzekają i biedują, skromnie reglamentowana żywność i artykuły pierwszej potrzeby nie pozwalają na przyzwoite życie, ale pieniądze od krewnych z Florydy pozwalają wielu rodzinom uzupełniać niedobory w komercyjnych sklepach, gdzie za dolary lub ich ekwiwalenty, można kupić brakujące towary, tak jak u nas ongiś w Peweksach.
Gdy wymienia się liczby wtrąconych do więzień i zamordowanych przez reżim Castro, mało kto przypomina fakt, że obalony przez rewolucję, znienawidzony na Kubie dyktator Batista też mordował opozycję i dławił demokrację, przy wsparciu i finansowaniu przez USA, które uczyniły z Kuby „burdel Ameryki”. Mówi się, że Fidel przywrócił Kubańczykom godność, choć historia zatoczyła koło, bo też zaczął ich trzymać za twarz, tropić, gnębić i karać opozycję ,która o demokracji na Kubie mogła tylko marzyć.
Podkreśla się też, że socjalizm w wydaniu kubańskim zapewnił obywatelom powszechny, bezpłatny dostęp do edukacji i opieki zdrowotnej. Oni sobie to cenią, tym bardziej że medycyna kubańska jest na wysokim poziomie, ma bardzo dobre notowania, stąd od lat kwitnie turystyka medyczna. Na Kubę przyjeżdżają z Ameryki Północnej i UE pacjenci, bo leczenie kosztuje ich tu naprawdę grosze w stosunku do opłat w kraju zamieszkania. Wręcz masowo przyjeżdżają robić sobie operacje plastyczne, wstawiać implanty piersi, policzków i pośladków, na przeszczepy włosów i zabiegi stomatologiczne. Podciągać skórę, odsysać tłuszcz.
Ale lekarzy na Kubie jest dziś mniej niż przed rewolucja stwierdzają z sarkazmem komentatorzy. Na jednego lekarza przypada 950 obywateli, podczas gdy przed rewolucją tych obywateli przypadało o 200 mniej. Ten argument może Polaków tylko rozbawić. Na jednego lekarza w Polsce przypada bowiem 2,2 tys. mieszkańców, czyli ponad półtora razy więcej. Jesteśmy pod względem dostępu do opieki zdrowotnej nie tylko na końcu UE, ale i daleko za Kubą!
Nie zamierzam bronić Fidela, pokazuję tylko, że nie ma ustrojów idealnych, choć jak Leibnitz filozoficznie dowodził „żyjemy w najlepszym ze światów”. Oceny półwiecza rządów Castro są dzisiaj rożne. Od pogardliwych określeń Trumpa, po pełne podziwu słowa europejskich polityków. Na pewno od tej menażerii przywódców UE Fidel odróżniał się wyraźnie siłą charakteru i odwagą, mimo setek udaremnionych zamachów na jego życie. Na głębszą ocenę jego osoby za wcześnie. Akurat w tym przypadku określenie „historia go oceni” jest w pełni uzasadnione.
Warto wspomnieć, że mimo krytyki, miał do Fidela sporo uznania Jan Paweł II, któremu podczas pobytu na Kubie udało się doprowadzić do zwolnienia wielu więźniów politycznych, przywrócenia obchodów Bożego Narodzenia i innych ustępstw, na które poszedł Fidel, darzący estymą polskiego papieża. Ciekawie wspomina go ówczesny rzecznik Watykanu Joaquin Navarro - Valls, który przed papieską wizytą negocjował z Fidelem warunki pielgrzymki przez sześć godzin. Dziennikowi "Corriere della Sera" powiedział, że zmarły przywódca Kuby Fidel Castro był dyktatorem, który „chciał służyć ubogim".
Jeszcze lepiej rozumiał na pewno Fidela pochodzący z Argentyny papież Franciszek, który w Buenos Aires często odwiedzał fawele i obszary niewyobrażalnej biedy.
Umarł dla jednych krwawy kubański Stalin, dla innych sprawiedliwy dystrybutor skromnych dóbr Kuby, do rozpadu sowieckiego imperium hojnie wspomaganej importem z socjalistycznego obozu, ale jednocześnie objętej przez USA trwającym do dzisiaj embargiem. Człowiek ,.który postawił się Ameryce, ryzykując konfliktem w Zatoce Świń. Choć tak naprawdę decydowali wtedy nie Kubańczycy, lecz najpotężniejsze mocarstwa, to do tej najostrzejszej w dziejach próby sił Fidel przyłożył rękę. Gdy sprawa obecności na Kubie głowic rosyjskich stanęła na ostrzu noża, bo ani Chruszczow, ani Kennedy nie chcieli w tej sprawie ustąpić, świat wstrzymał oddech. Ludzkości groziła wojna nuklearna.
Jaka Kuba po Fidelu? Pytanie ogromnie ważne, gdy przeżywamy kryzys demokracji. Czy w procesie transformacji znajdzie „trzecią drogę”? Aż się prosi, by zacytować w tym miejscu kultowe słowa piosenki tegorocznego noblisty, które Fidel musiał znać. ”Answer, my friend, is blowin` on the wind. Answer is blowin`on the wind”.
Alicja Dołowska