Pod koniec lipca tego roku Komisja Europejska podjęła decyzję o przyjęciu zaleceń wobec Polski, czyli uruchomienia drugiego etapu tzw. procedury badania praworządności w naszym kraju.
Wszczęcie tej procedury przez KE jak już dowodziło wielu ekspertów, nie ma żadnego umocowania prawnego w kompetencjach tego ciała (mieli do tej procedury poważne wątpliwości nawet prawnicy innej instytucji Rady Europejskiej), a już wdrożenie jej kolejnego etapu i sformułowanie zaleceń dla Polski, wyglądało na kompletne oderwanie od rzeczywistości brukselskich urzędników.
Jakiś czas temu polski rząd odpowiedział na te zalecenia, wysyłając Komisji obszerne wyjaśnienia, szczególnie dotyczące zmian prawnych w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, przekonując, że konflikt wokół tego ciała wygaśnie po zakończeniu kadencji dotychczasowego prezesa, czyli w połowie grudnia tego roku.
Stanowczość polskiego rządu i obecnej większości parlamentarnej w sprawie TK, doprowadziła do sytuacji, w której zarówno przewodniczący Jean-Claude Juncker i jego pierwszy zastępca Frans Timmermans, nie zdecydują się zaproponować Komisji karania naszego kraju, ponieważ doskonale wiedzą, że ponieśliby druzgocącą porażkę.
Już nie tylko Węgry, które ustami Viktora Orbana i członków jego rządu po wielokroć deklarowali, że nie zagłosują na posiedzeniu Rady za ukaraniem Polski, także inne państwa zapowiadają podobne zachowania.
W tej sytuacji Timmermans namawia przywódców takich krajów Francja, Holandia czy Włochy, aby w czasie dwustronnych rozmów z Polską, naciskały na rozwiązanie sprawy Trybunału, tyle tylko, że rządy akurat tych krajów mają swoje wewnętrzne poważne problemy na głowie.
We Francji wszystko wskazuje na to, że obecnie rządzący socjaliści przegrają wybory prezydenckie z kretesem (ich kandydat nawet nie dostanie się do II tury), w Holandii rządzący przegrają nadchodzące wybory parlamentarne (tak wynika od miesięcy z sondaży), a we Włoszech Matteo Renzi ma na głowie referendum, a jeżeli je przegra, to jak zapowiedział, poda się do dymisji.
Komisja (a szczególnie jej wiceprzewodniczący Timmmermans), została, więc sama z rozpoczętą wobec Polski procedurą tzw. badania praworządności, na wprowadzenie kolejnego jej etapu-karania Polski się nie zdecyduje, bo ją zwyczajnie przegra, próbuje wyjść z tego z twarzą, prosząc o upominanie Polski, „stare” państwa członkowskie.
Niestety uruchomienie wspomnianej procedury wobec Polski, tylko potwierdza, spostrzeżenie, że coraz częściej KE swoimi działaniami wprost osłabia Unię Europejską, prowadzi do jej dezintegracji, ale wydawało się, że po decyzji Brytyjczyków, którzy przegłosowali wyjście tego kraju z Unii, przyjdzie jednak na tych urzędników jakieś opamiętanie.
Jak widać nic takiego się nie stało, KE dalej brnie w konflikty z poszczególnymi krajami członkowskimi jednocześnie poważnie zaniedbując swoje codzienne obowiązki, czyli sprawowanie roli strażnika Traktatów.
Ba w ostatnich latach nad głową KE dosłownie „wiszą” poważne problemy, które mimo różnych działań i zaangażowania ogromnych pieniędzy, nie są rozwiązywane, a raczej można je określić „przyklejeniem plastra” na rozognioną ranę.
Te dwa najważniejsze to problem masowej imigracji do UE (w 2015 liczba imigrantów przybyłych do UE przekroczyła 1,5 miliona, w roku 2016 wprawdzie znacząco osłabła ze względu na porozumienie z Turcją, ale wszystko wskazuje na to, że zostanie ono zerwane) i terroryzm z nią związany, a także problemy krajów Południa strefy euro, w tym wręcz dramatycznej sytuacji Grecji, ciągle pozostają do rozwiązania.