Julia M. Jaskólska: Fascynujący gniot

0
0
0
/

„Pokłosie” o „polskim antysemityzmie” robi światową karierę. Końca zachwytów w Stanach, gdzie film jest oglądany od jesieni ubiegłego roku, jak na razie nie widać.

 

Miał rację Tomasz Lis, że „Pokłosie” to „Gross wędrujący pod strzechy”. I to jeszcze zagraniczne. W końcu Pasikowski zrobił ten film „ze wstydu”, a inspiracją były wydarzenia w Jedwabnem.

 

Oglądałam „Pokłosie” zaraz po tym, gdy wszedł na ekrany. Z kina wyszłam zażenowana i to wcale nie tylko tym, że obraz nie oddaje prawdy historycznej, nie pokazuje w sposób możliwie bezstronny, jakie były wtedy relacje między Polakami i Żydami.

 

Film mnie po prostu znudził, rozczarował tym jednowymiarowym widzeniem spraw, do których nie powinno się przykładać jakiejś sztancy, bo wychodzi później tak jak właśnie tu. Nie odnalazłam też realiów polskiej prowincji z czasu, w którym Franciszek Kalina przyjeżdża do brata. Widz dostaje na tacy obraz polskiej wsi i jej mieszkańców – pazernych, prymitywnych, patologicznie okrutnych.

 

Widz ma nie myśleć, ma przyjąć, że tak jest w tej „antysemickiej” Polsce na pewno, bo obraz Pasikowskiego nie pozostawia tu wątpliwości. Tym większe więc moje zdziwienie budzi fakt, że na przykład „The New York Times” i „Los Angeles Times” umieścili "Pokłosie" na liście najlepszych zagranicznych filmów rozpowszechnianych w amerykańskich kinach w 2013 roku, a krytyk „Los Angeles Times” Kenneth Turan nazwał je „bombą ukrytą w thrillerze opowiadającym o tym, jak Polska radzi sobie ze swoją skomplikowaną historią II wojny światowej.”

 

Nie wiem bardzo co tu miało być tą „bombą”. Film jest przecież przewidywalny od początku. Był ten „dobry” Józef Kalina, który zbiera rozrzucone po okolicy macewy, wyciąga je błota, odkupuje od chłopów, którzy zapomnianych nagrobków używali jako elementów budowlanych. Ustawia je na własnym polu, tworzy prywatny cmentarz zapomnianych ofiar wojny.

 

Uważa, że nie godzi się, by nagrobki leżały w gnoju. I byli ci „źli” – mieszkańcy wsi, którzy w czasie wojny zamordowali swoich żydowskich sąsiadów, rozgrabili ich ziemię między siebie, a teraz „dobrego” Kalinę, który pielęgnował pamięć o żydowskich mieszkańcach z okolicy ukrzyżowali na drzwiach od stodoły. A wcześniej palą mu pole, na którym Józef ustawił macewy i zabijają mu psa. Tłuszcza, antysemicka hołota. Proste i przewidywalne.

 

Gdzie tu „fascynująca łamigłówka”, nad którą się rozpływa w zachwytach magazyn „Time Out New York”. Nie wiem też na podstawie czego Wiliam Wolf z „New York City” pisze, że „to niezwykle wciągający, angażujący emocjonalnie i pełen zaskakujących zwrotów dramat.” Oglądałam jakiś inny film?

 

A jeszcze większym nieporozumieniem wydaje mi się opinia recenzentki Catherine Baum, że „Pokłosie” to „wyjątkowy, surowy thriller… oszałamia od pierwszej minuty. Trzymające w napięciu i inteligentne kino, bezwzględnie godne polecenia.”

 

Przy czym oczywiście za największe nieporozumienie uznaję określenie „inteligentne kino”, ponieważ film Władysława Pasikowskiego to zaprzeczenie ambitnego obrazu. Owszem, „oszałamia od pierwszej minuty”, jak pisze Catherina Baum, ale z zupełnie innego powodu.

 

Julia M. Jaskólska

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną