Ze zdumieniem przyjęłam wiadomość, że lekturą tegorocznego narodowego czytania będzie „Wesele’ Stanisława Wyspiańskiego. Z jeszcze większym zdziwieniem - wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy, który już po raz drugi objął patronatem tegoroczne „czytanie”, że to lektura bardzo dzisiaj aktualna w swojej wymowie. Nie zgadzam się z tym absolutnie. Dziwi brak polemiki z takim, stwierdzeniem nauczycieli i ludzi kultury, bo nabrali oni w tej sprawie wody w usta, jakby wszystko było oczywiste. A nie jest.
Myślę, że błąd popełniono przyjmując już po raz drugi inną konwencję wyboru dzieła do publicznego odczytywania, poddając go internetowemu głosowaniu czytelników. Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk zaproponował w tym roku taki oto zestaw lektur : „Przedwiośnie” Stefana Żeromskiego, „Pamiątki Soplicy” Henryka Rzewuskiego, „Beniowskiego” Juliusza Słowackiego i „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego. W głosowaniu oddano 37 tysięcy głosów, w tym najwięcej na „Wesele” , na które głosowało 18 tysięcy osób.
O ile w zeszłym roku z głosowaniem nie było wpadki ( do wyboru były takie pozycje jak: „Chłopi” Władysława Reymonta, Sienkiewiczowskie Quo vadis”, „Noce i dnie „Marii Dąbrowskiej, „Popioły” Stefana Żeromskiego i „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego) ponieważ internauci wybrali „Quo vadis”- utwór łatwy do zrozumienia, to w tym roku zaczną się „schody”. A przecież już w ubiegłym roku krytyk literacki Tomasz Burek przygotował skróconą adaptację „Quo vadis”, którą aktorzy odczytywali w Ogrodzie Saskim. Oczywiście klapa zostanie ogłoszona sukcesem”, do czego przyczynią się usłużne PiS- owi media, ale sukcesu nie będzie.
Nie trudno odgadnąć dlaczego. „Wesele” nie jest „Panem Tadeuszem”, którą to narodową epopeję piłuje się w szkole i wkuwa fragmenty na pamięć. I bardzo dobrze, że „piłuje” się i wkuwa, bo na czymś trzeba oprzeć nasz kulturowy kod i przekaz ten pielęgnować. Z „Weselem” jednak sprawa niełatwa.
Wesele jest dramatem symbolicznym, nie da się go czytać wprost, żeby zrozumieć. Trzeba bowiem rozumieć symbole, które były oczywiste dla wąskiego środowiska krakowskiego, współczesnej Wyspiańskiemu elity. Tam odgadywano od razu, że autor opisuje wesele poety Lucjana Rydla z chłopką Hanną Mikołajczykówną, i Pan Młody to Rydel właśnie, który w ramach modnego wśród artystów trendu „chłopomanii” się „narodowo bałamuci”. Dla współczesnych Wyspiańskiemu było też oczywiste, dlaczego błazen Stańczyk ukazuje się Rudolfowi Starzewskiemu, redaktorowi krakowskiego tygodnika „Czas”, który był organem „Stańczyków”- konserwatywnego środowiska, które wystosowało do cesarza Austrii wiernopoddańczy adres z zapewnieniem „Przy Tobie Panie stoimy i stać będziemy”. Zderzenie patriotycznego Stańczyka i stańczykowego dziennikarza odczytywano trafnie jako ironię i krytykę. Ale rozeznanie tych symboli – dosyć proste jeszcze dla naszych rodziców, z którymi „maglowano „Wesele”- to dla współczesnej młodzieży kwadratura koła.
Potrzebne są objaśnienia: kto to był Wernyhora i dlaczego ukazuje się gospodarzowi? Kto to jest gospodarz i kim był Włodzimierz Tetmajer, w którego chałupie toczy się akcja dramatu. Kim był Jakub Szela i dlaczego to on ukazuje się Dziadowi? Kto to był hetman Branicki, dlaczego ukazuje się Panu Młodemu, i co z tego wynika?
Jak odczytać symbolikę „złotego rogu”, w który o świcie miał zadąć Jasiek, ale go zgubił, szukając upuszczonej na ziemię krakowskiej czapki z piór? Co symbolizuje chochoł, zaproszony przez poetę na wesele i chocholi taniec weselników? Bez tych objaśnień publiczne czytanie „Wesela” nie ma sensu, bo staje się intelektualna przygodą dla wąskiego grona. W narodowym czytaniu nie o pięknoduchów jednak chodzi, lecz o popularyzację czytelnictwa polskiej literatury.Rozwój czytelnictwa to proces zajmujący kilkadziesiąt i więcej lat. Kraje z wysokim poziomem czytelnictwa (Skandynawia, Czechy, Francja, Niemcy itp.) zabierały się za kształtowanie nawyków czytelniczych już w XIX wieku i pilnują tego do dziś. Polacy nie czytają, bo guzik ich to obchodzi. Polakom zafundowano tańce z gwiazdami i idiotyczne programy dla półgłówków.
Moim zdaniem, „Wesele” się na publiczne czytanie dzisiaj nie nadaje, mimo że ten dramat wybrało 18 tysięcy internautów, bo co z tej liczby wynika?
Wynika, że te 18 tysięcy „mówi „Weselem” i czasem pewnie na powitanie używa słów „Co tam panie w polityce? ,którymi ten dramat się zaczyna.”. Ale od ilu osób usłyszą odpowiedź „ Chińczyki trzymają się mocno”? Ilu Polaków mówi dziś tym kodem?
Narodowym czytaniem Wyspiańskiego nie załatwimy luki w edukacji, jaką wyrąbano. Nie zasypiemy tej strasznej wyrwy, jaka w kulturze powstała, gdy porwano na strzępy pokoleniową ciągłość kulturowego kodu. Narodowe czytanie to dziś „inteligenckie dąsy”. Trzeba zacząć pozytywistyczną pracę u podstaw nie samym czytaniem, lecz także wystawianiem w teatrach polskiej klasyki i dostosowaniem cen biletów do kieszeni Polaka -szaraka. Może wreszcie zbudzi się z letargu teatr telewizji i zacznie pokazywać spektakle ważne i wartościowe. Na razie mamy tylko gaworzenie o narodowej telewizji, narodowej kulturze, narodowym czytaniu. Ktoś powiedział ,że na narodowym czytaniu bardzo łatwo jest się lansować. Ale zamiast lansu i pijaru. może warto wreszcie obniżyć VAT na książki? Zacząć tworzyć modę na inteligentnego Polaka, który nie poprzestaje na modelu „smartfon, fura i komóra” „Rubikoniu i „sześciu królach”, bo ważne jest też to, co ma się w głowie.
Czeka nas długi marsz i ogromny wysiłek. Odzyskiwanie narodowej tożsamości samo nie przyjdzie. Gdy w 2012 roku startowało publiczne czytanie, „Pan Tadeusz” zaproponowany przez organizatorów akcji, był lekturą pierwszą i oczywistą. Zwłaszcza, że akcję zainaugurowano z okazji 200-lecia Drugiej Wojny Polskiej i wyprawy Napoleona na Rosję, podczas której miał miejsce opisany w „Panu Tadeuszu” ostatni zajazd na Litwie. Można było potem narodowo czytać „Dzieła” Aleksandra Fredry, „Quo vadis” i „Trylogię” Sienkiewicza, czy „Lalkę „ Prusa.” Z „Weselem” łatwo nie pójdzie. Dlaczego nie zgadzam się z prezydentem Dudą, który twierdzi, że „Wesele” jest dziś aktualne. Bo nie jest. Było aktualne, jeszcze dwa, trzy, cztery czy osiem lat temu, gdy Polacy tańczyli w chocholim tańcu uwodzeni przez obłudny i cwany slogan Tuska „Nie róbmy polityki, budujmy mosty”.Ale od czasu kilkusetysięcznych marszów w obronie prawa telewizji „Trwam” na multimpleksie i Marszów Niepodległości - zaczęliśmy się budzić. Dziś już nie ma chocholego tańca. Jest walka o miejsce Polski w Europie i kształt polskości. Nie damy się uśpić przez chochoła pod jakąkolwiek postacią.
A „Wesele” absolutnie trzeba czytać, najlepiej osobiście, koniecznie ze zrozumieniem. I oglądać w teatrze, bo to przecież dramat.
Alicja Dołowska