Wprawdzie rozmaici mądrale zaprzeczają istnieniu żydokomuny, uważając ją za fantasmagorię wylęgłą w głowach umysłowo chorych nienawistników, ale warto zwrócić uwagę, że liczba rzeczy, których oficjalnie „nie ma”, w związku z czym człowiekom przyzwoitym, co to rozpoznają się po charakterystycznym zapachu, nie wypada w nie wierzyć, jest całkiem spora. Na przykład – izraelska broń jądrowa. Jest rozkaz, że Izrael żadnej broni jądrowej „nie ma” i żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak to dziennikarka Helena Thomas podczas jednej z konferencji prasowych w Białym Domu zapytała prezydenta Obamę, czy wie, jakie państwo na Bliskim Wschodzie ma broń jądrową. Prezydent już chciał odpowiedzieć, ale ugryzł się w język i zaczął coś bełkotać, konferencję przerwano, a następnego dnia żydowskie media podniosły straszliwy klangor, oskarżając panią Thomas o „antysemityzm”, co doprowadziło do cofnięcia jej akredytacji przez Biały dom. Rzecz w tym, że w latach 70-tych uchwalona została ustawa zakazująca udzielania amerykańskiej pomocy krajom łamiącym zakaz rozprzestrzeniania broni jądrowej. Otóż gdyby prezydent Obama przyznał, że wie, iż broń jądrową ma Izrael, który mimo to korzysta z amerykańskiej pomocy, to mógłby zostać oskarżony o spisek przeciwko Stanom Zjednoczonym i pozbawiony urzędu. Nic zatem dziwnego, że się zacukał – no i że miłujący pokój Żydzi, rzucili się z wrzaskiem na panią Helenę Thomas, niczym na świętego Szczepana, bo któż by się nie zmartwił mogąc utracić amerykańskie alimenty? Toteż prezydent Obama wolał o niczym nie wiedzieć, podobnie jak sędziowie i prokuratorzy przesłuchiwani przez sejmową komisję badającą aferę Amber Gold. Nawiasem mówiąc, ta komisja również sprawia wrażenie, jakby starannie unikała zauważenia słonia w menażerii i na liście świadków, jakich zamierza przesłuchać, przezornie nie umieściła ani jednego generała, ani nawet żadnego pułkownika. Najwyraźniej Wielce Czcigodni Posłowie skądś wiedzą, że nie wolno im przyjmować do wiadomości dalszego istnienia Wojskowych Służb Informacyjnych, których też oficjalnie „nie ma”, ale co z tego, że „nie ma”, kiedy pracowicie skompletowana już w „wolnej Polsce” agentura nie tylko jak najbardziej jest, ale w dodatku doskonale wie, komu zawdzięcza swoją pozycję społeczną i materialną i zrobi wszystko, by ochronić fundament, na którym ten dobrobyt i ta stabilność się opiera. Identycznie zachował się niezawisły sąd rozpatrujący sprawę spiskujących przeciwko III Rzeczypospolitej kelnerów. Jak pamiętamy, za głównego i najważniejszego organizatora tego spisku uznał on pana Marka Falentę, co wzbudza podejrzenia, że zauważenie kogoś jeszcze ważniejszego, niż pan Falenta, niezawisły sąd musiał mieć surowo zakazane i w rezultacie nieprędko, albo wcale nie nie dowiemy, jacy to pierwszorzędni fachowcy kelnerom pomagali i czego spodziewali się w zamian. Skoro tedy tylu rzeczy objawiających swoje istnienie poprzez rozmaite fakty konkludentne, oficjalnie „nie ma”, to dlaczegóż nie może do nich należeć również żydokomuna? Rosyjski minister spraw zagranicznych Aleksander książę Gorczakow mawiał, że nie wierzy z nie zdementowane informacje, toteż jest wysoce prawdopodobne, że wobec tylu energicznych zaprzeczeń istnieniu żydokomuny byłby przekonany o jej istnieniu. No dobrze – ale cóż to właściwie jest, ta cała żydokomuna? Jak sama nazwa wskazuje, są to Żydzi, ale nie wszyscy, tylko ci, którzy z takich czy innych względów angażują się w komunistyczną rewolucję. To nie muszą być rewolucjoniści zawodowi, chociaż są oczywiście i tacy, ale również osoby po dziurki w nosi tkwiące w systemie kapitalistycznym, a nawet uchodzący za jego najtwardsze jadro – jak na przykład słynny finansowy grandziarz Jerzy Soros. On też angażuje się w komunistyczną rewolucję, a w dodatku również ją finansuje. Nie sadzę, by robił to dlatego, że w skrytości ducha kocha komunizm, bo wydaje mi się, że na to jest zbyt inteligentny. Komunizm to może kochać ktoś taki, jak przyjaciel Adama Michnika, Daniel Cohn-Bendit, albo Sławomir Sierakowski – ale nie Jerzy Soros. A jednak Jerzy Soros finansuje komunistyczną rewolucję, więc warto by postawić pytanie, dlaczego właściwie to robi? Wydaje mi się, że zarówno on, podobnie jak wielu innych Żydów nie będących ideowymi komunistami, angażuje się w komunistyczną rewolucję pragnąc zniszczenia znienawidzonej cywilizacji łacińskiej.Żydzi bowiem, chociaż na niej pasożytują, to łacińskiej cywilizacji nienawidzą. Nienawidzą bowiem jej filarów w postaci greckiego stosunku do prawdy, zasad rzymskiego prawa i etyki chrześcijańskiej, jako podstawy systemu prawnego. Grecki stosunek do prawdy w postaci przekonania, iż prawda istnieje obiektywnie, nie daje się pogodzić z żydowskim stosunkiem do prawdy, która jest wartościowa o tyle, o ile jest w danym momencie użyteczna. Zasady prawa rzymskiego są dla cywilizacji żydowskiej po prostu obce, a z kolei chrześcijaństwo, przez swój uniwersalizm nie tylko podważa, ale w pewnym sensie nawet ośmiesza żydowskie uroszczenia do wyjątkowości w Kosmosie. Ten konflikt interesów pojawił się już w starożytności, kiedy głoszącego chrześcijaństwo św. Pawła Żydzi oskarżyli, że działa „przeciwko narodowi”. Najwyraźniej szóstym zmysłem odgadli, że chrześcijański uniwersalizm godzi w rdzeń żydowskiej tożsamości. Ale to nie wyczerpuje wszystkich przyczyn. Uważam, że kolejną, a nawet najważniejszą przyczyną jest uczucie zemsty za masakrę dokonaną na Żydach przez Niemców w czasie II wojny światowej. O mściwości żydowskiej możemy wiele się dowiedzieć nawet z Biblii, więc odstąpienie od zemsty na Europejczykach choćby za to, że to upokorzenie Żydów w i d z i e l i , trzeba by uznać za rzecz przeciwną naturze. Toteż nadreprezentacja Żydów w awangardzie komunistycznej rewolucji i to nawet takich, którzy do komunizmu najmniejszych skłonności nie mają, na tym tle staje się zrozumiała. Nie chodzi o to, by obłąkany świat się ziścił, tylko o to, by poddane komunistycznemu duraczeniu europejskie narody doprowadzić do stanu bezbronności, a następnie wydać je na pastwę wojowniczego islamu, do którego Żydzi również teraz, podobnie jak w przyszłości, bez trudu się akomodują. Jak dotąd, tylko węgierski premier Wiktor Orban odważył się powiedzieć o tym otwartym tekstem, podczas gdy inni Umiłowani Przywódcy nie tylko chowają głowy w piasek, ale w ten sposób – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” - staremu grandziarzowi się nadstawiają.Stanisław Michalkiewicz