Ostatnio mieliśmy w Europie do czynienia z dwoma spektakularnymi atakami terrorystycznymi oddzielonymi od siebie tysiącami kilometrów. Najpierw z rozjeżdżaniem przechodniów na moście London Bridge i (prawie udaną) próbą wdarcia się do gmachu brytyjskiego parlamentu, a kilka dni później doszło do zamachu terrorystycznego w petersburskim metrze. Tylko, że poza religią sprawców wiele elementów obu zamachów jest zbieżnych. Jednak równie wiele rzeczy te zamachy różni. Jedną z takich kwestii jest sama reakcja na zamach.
O ile reakcja na zamach w Londynie była standardowa dla Zachodu – premier zapewniła, że nic się nie stało. Terroryści przegrają, a za chwilę wszyscy Brytyjczycy powrócą do normalności (aczkolwiek ich kraj normalnym być przestaje, ale i tak daleko im jeszcze do innego wzorca „normalności” - Szwecji). Ponieważ wszyscy Brytyjczycy to jedna, wielka rodzina (a brytyjscy muzułmanie to tylko troszkę brykający kuzyni). Teresa May to ta sama kobita, która będąc ministrem spraw wewnętrznych (do czego się nadawała zgoła jak Angela Merkel na carycę Unii Europejskiej) troszczyła się o to, żeby w policji było jak najwięcej kobiet, Murzynów i innych kolorowych (w tym także oczywiście Arabów, Pakistańczyków i innych muzułmanów). Oczywiście będąc wyżej rzeczonym ministrem nie zrobiła absolutnie nic, żeby 12 lat po pamiętnym zamachu na londyńskie metro uzbroić wszystkich policjantów w broń palną. Bo po co? Jak widać policjant bez spluwy jest takim samym frajerem jak nieuzbrojony Europejczyk – przez co ten biedny funkcjonariusz spod parlamentu nie żyje. Jedną ze standardowych reakcji jest również wymazywanie kredkami chodników. We flagi i pacyfy. Jak również wyciąganie fortepianu na ulicę i granie smutnych kawałków. A także zbiorowe przemarsze przeciw przemocy, czyli przepęd baranów apelujących do wilków, żeby ich nie zabijały. Skuteczność tego typu działań jest oczywiście lekko pół śmieszna.
Natomiast w Rosji nie będzie zmiłuj. Bez względu na to, czy rzeczywiście kolejny muzułmański szaleniec postanowił dać nauczkę niewiernym poprzez podłożenie bomby, czy nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdyby to była prowokacja rosyjskich służb. W jednym i w drugim przypadku skończy się na rozwaleniu sporej liczby rozmaitych ugrupowań muzułmańskich. Często wcześniej już przez rosyjskie służby inwigilowanych i rozpracowywanych. Zastrzeli się pewną ilość pochodzących z Azji Środkowej i Kaukazu terrorystów, mafiosów, sutenerów, handlarzy narkotykami, żywym towarem i bronią (ciekawe czemu we wszystkich tych rodzajach działalności przodują muzułmanie z Kaukazu, a szczególnie Czeczeni?). Jednym słowem lud się ucieszy, Putinowi sondaże znowu wykażą 90 proc. poparcia i wszyscy będą szczęśliwi. Aż do następnego zamachu.
Reakcje na terroryzm można podzielić na rozsądne (Izrael, Rosja i USA z wyjątkiem prezydentury Obamy) czyli spuszczenie terrorystom takiego łomotu, że przez jakiś czas nie mogą się pozbierać i przez chwilę mamy spokój. I idiotyczne – Europa Zachodnia, gdzie staramy się nie dostrzegać, że rosną nam całe dzielnice agresywnych, roszczeniowych stosujących przemoc świrów. A za zamachy terrorystyczne nie odpowiadają ich sprawcy, tylko my jako społeczeństwo, ponieważ niedostatecznie ich przytulaliśmy do piersi i karmiliśmy socjalem. Szczytem takiego idiotyzmu jest Szwecja, gdzie ich czarna minister do spraw równouprawnienia chce rozdawać mieszkania synom marnotrawnym, czyli rzeźnikom, sadystom, gwałcicielom i mordercom z ISIS, którzy powrócili na łono państwa szwedzkiego. Które z tych rozwiązań jest lepsze pozostawię do osądu samym czytelnikom.
Michał Miłosz