Potrzebujemy polityki, która pozwoli na stworzenie bezpiecznych i legalnych kanałów migracyjnych, podobnie zresztą, jak i polityki integracji w krajach goszczących imigrantów – mówiła eurodeputowana Cécile Kyenge podczas wtorkowej debaty w Parlamencie Europejskim dotyczącej imigracji. Z kolei Angelika Mlinar ubolewała nad brakiem „właściwego unijnego systemu azylowego”. Obydwie mówiły o „skandalicznym braku politycznej woli” w tej kwestii.
- To nie jest kwestia zdolności, ale chęci. Najwyższy czas, aby kraje członkowskie wypełniły poczynione przez siebie zobowiązania – mówiła Milnar, zapominając najwyraźniej, iż są w UE państwa, które żadnych zobowiązań co do przyjęcia muzułmańskich imigrantów nie poczyniły. Austriacka eurodeputowana z grupy ALDE posunęła się nawet do zestawienia wysiłków podejmowanych przez UE w celu przyjęcia uchodźców z dużo większym – jej zdaniem – zaangażowaniem takich krajów jak Jordania, Liban i Turcja, gdzie schronienie – jak podkreślała – znalazło ich miliony.
Włoska europoseł Cécile Kyenge (S&D) wskazywała, że zaledwie dwa kraje unijne, Malta i Finlandia, znajdują się na dobrej drodze do wywiązania się ze swoich zobowiązań i poprosiła komisarza ds. migracji Dimitrisa Avramopoulosa, aby wyznaczył na wrzesień termin ostateczny przyjmowania kwot muzułmańskich migrantów. Ten ostatni zapowiedział zresztą, że jeżeli państwa członkowskie szybko nie zwiększą liczby muzułmańskich imigrantów w swoich krajach, Komisja Europejska nie zawaha się wszcząć postępowania w sprawie naruszenia procedur.
Takie stanowisko Komisji Europejskiej spotkało się z aplauzem ze strony niemieckiej eurodeputowanej z frakcji Zielonych Ski Keller. - To nie jest kwestia możliwości, ale skandalicznego braku politycznej woli – grzmiała. - Mówimy o ludziach, którzy uciekli przed wojną i skazaniem, samotnych dzieciach pozbawionych opieki rodziców, które są zostawiane same w przepełnionych obozach – przekonywała, zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, iż zdecydowana większość imigrantów to nie wojenni uchodźcy, jak usiłuje to wmówić lewica, ale ekonomiczni imigranci, którzy w UE liczą na poprawę stopy życiowej.
Wielu eurodeputowanych przekonywało podczas debaty, że sama relokacja nie rozwiąże kryzysu migracyjnego w Europie. Ska Keller odnotowała, że „dobry system dubliński, wspólne reguły i legalne ścieżki również są potrzebne”, podczas gdy Cécile Kyenge przekonywała: „Potrzebujemy polityki, która pozwoli na stworzenie bezpiecznych i legalnych kanałów migracyjnych, jak również polityki integracyjne w krajach goszczących”.
Co ciekawe, owe „bezpieczne i legalne kanały migracyjne” mają zdaniem eurodeputowanych zapobiec zarabianiu na przerzucaniu ludzi przez Morze Śródziemne.
- Każdy szukający azylu, który przybywa nielegalnie, korzysta z usług przemytników ludzi, powinien zostać odesłany do bezpiecznego miejsca w regionie swojego pochodzenia – mówiła Helga Stevens. Wtórował jej holenderski eurodeputowany Auke Zijlstra (ENF), winiąc organizacje pozarządowe za „współpracę z przemytnikami ludzi”. - Nie powinniśmy relokować tych migrantów, ponieważ w ten sposób po prostu nagradzamy działalność kryminalną – oświadczył.
Przeciwko sprowadzaniu imigrantów opowiedzieli się eurodeputowani z Węgier. Europoseł Zoltán Balczó nazwał imigrację „zagrożeniem dla kultury i tożsamości Europy”.
Zamykając debatę, komisarz Avramopoulos powtórzył komentarze eurodeputowanych odnośnie do potrzeby solidarności. - Relokacja jest często redukowana do liczb, ale nie powinniśmy zapominać, że mówimy o ludziach, którym potrzebna jest ochrona. To nasza wspólna moralna i polityczna powinność, zapewnić, iż otrzymają oni tę ochronę tak szybko, jak to tylko będzie możliwe i w sposób, który UE będzie w stanie zrealizować – stwierdził.
A kto ochroni społeczeństwa państw członkowskich przed muzułmańską agresją? Tego wątku jakoś nikt nie podejmował.