Serbowie coraz bliżej UE a dalej Kosowa

0
0
0
/

Niedzielne wybory parlamentarne w Serbii okazały się wielkim zwycięstwem rządzącej koalicji. Nie zaszkodził jej nawet ugodowy kurs w sprawie Kosowa.


Ponieważ system wyborczy w Serbii określony jest przez proporcjonalny system D’Hondta i przeliczanie głosów na mandaty w skali całego kraju wyraźne były pewne tendencje do konsolidacji rozdrobnionej serbskiej sceny partyjnej. W wyborach startowało wiele komitetów koalicyjnych i mimo łączenia sił było ich aż dziewiętnaście.


Ostatecznie próg wyborczy przekroczyły cztery listy. Wielkim zwycięzcą okazała się komitet koalicyjny skupiony wokół Serbskiej Partii Postępowej (SNS) pod przywództwem dotychczasowego wicepremiera Aleksandra Vucicia. Z partii tej wywodzi się także jej pierwszy lider i obecny prezydent Tomislav Nikolic. To oni zresztą doprowadzili do wcześniejszych wyborów w połowie kadencji wietrząc szanse na znaczne wzmocnienie swojej pozycji politycznej i samodzielne rządu. Jak się okazało mieli rację.
Koalicja skupiona wokół SNS uzyskała ponad 48% głosów co przełożyło się aż na 158 mandatów w jednoizbowym Zgromadzeniu Narodowym liczącym ogółem 250 deputowanych. To o 85 mandatów więcej niż SNS miała do dyspozycji dotychczas. Daje to skupionej wokół niej koalicji bezpieczną, samodzielną większość.


Dotychczasowy partner SNS w koalicji rządowej – Socjalistyczna Partia Serbii (SPS) premiera Ivicy Dacicia uzyskała wynik podobny do tego z poprzedniej elekcji i będzie musiała się zadowolić tą samą co dotychczas grupą 44 parlamentarzystów. Liberalna i silnie prozachodnia Partia Demokratyczna (DS) uzyskała zaledwie około 6% głosów i wprowadziła do parlamentu jedynie 19 przedstawicieli, to aż 48 mniej niż poprzednio. Wpływ na to miał z pewnością fakt, że swoją listę wystawił jej dawny, usunięty w 2012 r., lider Boris Tadić. Skupiona wokół jego Nowej Partii Demokratycznej (NDS) socjal-liberalna koalicja uzyskała 5,7% głosów co przełożyło się na 18 mandatów.


Mandaty uzyskały także trzy komitety mniejszości narodowych: Sojusz Węgrów Wojwodiny (Węgrzy – 6 mandatów), Partia Akcji Demokratycznej Sandżaku (Boszniacy – 3 mandaty) i Partia na rzecz Akcji Demokratycznej (Albańczycy – 2 mandaty). W przypadku mniejszości nie obowiązuje 5-procentowy próg wybroczy co oznacza, że formowane przez nie listy muszą zdobyć jedynie 0,4% głosów by uzyskać mandat. Wszystkie wymienione partie mniejszościowe zwiększyły swój stan posiadania o jednego deputowanego. Warto nadmienić, że praktycznie wszystkie startujące komitety, w tym postrzegana niegdyś jako nacjonalistyczna SNS, miały na swoich listach jakichś reprezentantów mniej lub bardziej poważnych organizacji mniejszościowych.


Osiągając wynik 4,24% poparcia z parlamentu wypadła Demokratyczna Partia Serbii (DSS) byłego prezydenta Vojislava Kosztunicy, dawnego lidera opozycji przeciw Miloszeviciowi, jednocześnie stojącego na gruncie interesów narodowych i sprzeciwiającego się eurointegracji za cenę ustępstw w sprawie Kosowa. Drugi raz do parlamentu nie wejdzie niegdyś silna, nacjonalistyczna Serbska Partia Radykalna (SRS). Stronnictwo sądzonego w Hadze pod zarzutami zbrodni przeciwko ludzkości Vojislawa Szeszelja uzyskało jedynie 2% oddanych głosów, mimo że skupiło wokół siebie cały szereg mniejszych nacjonalistycznych organizacji, w tym radykalny ruch „Obraz” zdelegalizowany formalnie przez Sąd Konstytucyjny jeszcze w 2012 r., który jednak niewiele sobie robi z tego wyroku. Dla SRS ten wynik to mniej niż połowa głosów jakie uzyskała w 2012 r.


Unia ważniejsza niż Kosowo?


Wynik wyborów to wręcz paradoksalne zwieńczenie dwóch dekad historii politycznej Serbii. Zwyciężyły bowiem siły wywodzące się ze starej miloszeviciowskiej Jugosławii lat dziewięćdziesiątych. SPS to właśnie dawna partia Miloszevicia. SNS wywodzi się zaś z Serbskiej Partii Radykalnej, która wspierała (choć nie bez zastrzeżeń) prezydenta czasów wojen i sama organizowała oddziały paramilitarne walczące z wrogami Serbów. Prezydent Nikolić był niegdyś prawą ręką Szeszelja, do czasu kiedy nie wywołał rozłamu w jego partii tworząc właśnie SNS w 2008 r. pod swoim przewodem.
Obie te partie zdystansowały się od swojej przeszłości. Dotychczas rządząca koalicja była prawdziwie postpolitycznym spektaklem dla elektoratu XXI wieku. Rządzący politycy bowiem nie mieli problemów z łączeniem haseł integracji z Unią Europejską z pogrywaniem od czasu do czasu na narodowych emocjach, haseł socjalnych z sugestiami prywatyzacji ciągle silnego sektora gospodarki państwowej. Niewiele przy tym zmienili jeśli chodzi o zły stan serbskiej gospodarki.


W faktyczny bilans polityczny koalicji rządzącej trzeba wpisać przede wszystkim jej konsekwentne dążenie do integracji z UE w ramach czego dokonała ona zwrotu w polityce wobec samozwańczego państwa kosowskich Albańczyków. Zwrotu na który nie odważyli się nawet tak zadeklarowani prozachodni liberałowie jak premierzy Dzindzić i Tadić. W kwietniu zeszłego roku oficjalny Belgrad zawarł z Prisztiną porozumienie „o zasadach dotyczących normalizacji stosunków” de facto uznając jej podmiotowość polityczną. [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/2989-kosowo-to-serbia ]
W ramach tego porozumienia Belgrad zgodził się na uznanie granicy celnej między Serbią właściwą i Kosowem, oraz w praktyce pomógł kosowskim władzom w przeprowadzeniu wyborów samorządowych także w zamieszkanych w większości przez Serbów północnych gminach Kosowa, nad którymi do zeszłego roku Prisztina nie miała kontroli. Kosowscy Serbowie zasadniczo zbojkotowali listopadowe wybory w swojej prowincji [  http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/4164-serbowie-zbojkotowali-kosowskie-wybory ]


Coś co jeszcze niedawno uznano by powszechnie za zdradę narodową przeszło bez wielkich protestów w Belgradzie a wynik niedzielnych wyborów dobitnie potwierdza zmianę nastawienia serbskiego społeczeństwa. Pisząc wprost - wydaje się, że Serbowie po serii strat i krzywd jakich doznali ze strony mocarstw zachodnich zostali złamani, zaakceptowali swoją przegraną, zaakceptowali miejsce wyznaczone im przez USA i czołowe państwa UE w nowym porządku międzynarodowym.


Dziś większość z nich gotowa jest akceptować separatyzm Kosowa w imię integracji z Unią Europejską w której widzą lek na kiepskie warunki egzystencjalne spowodowane złą sytuacją ekonomiczną ich kraju. „Jestem pewien, że Serbia będzie kontynuować rozmowy z UE, walkę z korupcją, ale głównym zadaniem nowego rządu będą działania na rzecz zwalczania bezrobocia” – mówił lider zwycięskiej SNS podsumowując swój wynik i dziękując wyborcom za bezprecedensowe poparcie, akcentując chyba te czynniki, które miały kluczowe znaczenie dla jego rodaków wrzucających karty do urny.

 

Z głównym nurtem

 

Znamienne, że partie reprezentujące pryncypialne stanowisko w sprawie Kosowa i sprzeciwiające się dyktatowi zachodu – DSS i SRS – w ogóle nie dostały się do parlamentu uzyskując łącznie nieco ponad 6% poparcia. Ta ostatnia partia jasno prezentowała się jako siła antyzachodnia, występująca pod hasłem „I Kosowo, i Rosja”, będącym zresztą parafrazą hasła serbskich liberałów „I Kosowo, i Unia Europejska”. SRS utrzymuje zresztą kontakty z ruchem eurazjatyckim Aleksandra Dugina. Nikły poziom poparcia dla niej kwestionuje utartą tezę o zdecydowanej rusofilii serbskiego społeczeństwa.
Wszystko wskazuje na to, że  Serbowie nie chcą już walczyć. Serbowie są już zmęczeni. Serbowie płyną z głównym nurtem.

 

Karol Kaźmierczak

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną