Politykom każdej opcji tak trudno zrozumieć, co stało się na Ukrainie?
Niemal wszystkie media w Polsce od „Gazety Wyborczej” i TVN po „Nasz Dziennik” I TV Republika od kilkunastu tygodni pozostają w amoku „demokratycznej rewolucji” na Ukrainie. Tymczasem na naszych oczach w Kijowie zainstalowała się nowa władza, której spora część odwołuje się do tradycji szowinistycznego, banderowskiego i antypolskiego nurtu.
Jest to Ogólnoukraińskie Zjednoczenie „Swoboda”, które posiada swoją frakcję w Radzie Najwyższej oraz Prawy Sektor im. Bandery. W tej sprawie, więc polska opinia publiczna powinna pozostać wyczulona. Zwłaszcza, że nie zagoiły się rany u setek tysięcy Polaków, pochodzących z dawnych kresów wschodnich, którzy stracili swoich najbliższych na Wołyniu w trakcie rzezi z 1943 roku. A nade wszystko wbrew wygłaszanym szczególnie w tzw. obozie patriotycznym opinii o braku nastawienia antypolskiego, neobanderowców. Bo ich taktyka może sprowadzać się do czasowego schowania narracji wrogiej Polsce i Polakom. Ale nikt nie może dać gwarancji, że pozostająca we krwi wyznawców Szuchewycza i Bandery lawa wrogości i nienawiści do nas nie wyleje się w każdej chwili.
Zwłaszcza, że neobanderowcy pozostają jedyną dobrze zorganizowana strukturą nowego porządku w Kijowie. Zarządzaną w oparciu o wzorce militarne. Mają swoje zaplecze w ludności zachodniej Ukrainy (głównie dawnej Galicji Wschodniej) i jak sugerują niechętne im siły spore wsparcie finansowe. Głównie mówi się o wpływach z liczącej kilka milionów diaspory ukraińskiej w Kanadzie, choć wymienia się też czynniki amerykańskie i niemieckie. Bez Swobody i Prawego Sektora nie byłoby przewrotu, a także podtrzymania nowego układu w Kijowie. Stąd, przy bezgranicznych sympatiach dla obozu pomarańczowych w Polsce, mamy przyzwolenie na pomniejszanie roli nacjonalistów i sztuczne eksponowanie siły ludzi pokroju Kliczki, czy Tymoszenko.
Trzeba pamiętać, że bardziej umiarkowana część tego obozu zgodziła się na kompromis, zakończony podpisaniem umowy przez wszystkie strony konfliktu 21 lutego. Odbyło się to w obecności ministrów spraw zagranicznych Niemiec, Francji i Polski. Obrano wtedy kurs na zmianę, oczywiście bez pełnej gwarancji realizacji zobowiązań obu stron sporu. Co mogło, acz nie musiało doprowadzić do ofiar ponad setki Ukraińców. Ale ta linia stopniowego dochodzenia nie zyskała akceptacji demonstrujących na Majdanie, w tym skrajnych grup nacjonalistycznych. Oni chcieli mieć wszystko i zaraz. Stąd kolejna odsłona na Majdanie – krew i łzy. A potem ucieczka do Rosji Janukowicza, spór o Krym i narastający konflikt, który będzie trwał latami. Tuż za naszą wschodnią granicą. We Lwowie, Tarnopolu i Stanisławowie, wzorem siłowych rozwiązań w stolicy, zdominowana przez banderowców nowa władza przejęła kontrolę nad regionalnymi odnogami administracji państwowej. Powstało de facto quai-banderowskie państwo, to wymarzone przez Szuchewycza i spółkę sto lat wcześniej.
W miejsce oligarchii koloru niebieskiego pojawili się nowi bonzowie sprzyjający pomarańczowym. Janukowicza i jego ekipę opływającą w luksusie zastąpili ci, co do których legalności zgromadzonego majątku można mieć bardzo duże wątpliwości. No może po za Witalijem Kliczko, który to, co ma w dużej mierze wyboksował, a potem ulokował korzystnie dzięki niemieckim przyjaciołom. Ten, którego legitymacji demokratycznej nikt nie kwestionował – prezydent Janukowicz – stał się z dnia na dzień tyranem i dyktatorem. A ci, którzy w niesławie musieli oddać władzę pokroju Tymoszenko i Jaceniuka kilka lat temu, znowu w oczach opinii międzynarodowej, bo pewnie nie samych Ukraińców, zyskali opinię demokratów, europejczyków i ludzi honoru.
To ci ostatni, dostali podobnie jak w 2004 roku, carte blanche od polskiej opinii publicznej, na zaprowadzenie nowych porządków. Pełną akceptację od PO, PIS, czy Twojego Ruchu. Nieco bardziej wstrzemięźliwie zachowali się przedstawiciele SLD i PSL. Polskie pielgrzymki polityków do Kijowa, tak liczne i eksponowane przez media, miały za zadanie wsparcie dla zmiany władzy, co ostatecznie miało miejsce. Dały korzyści Jaceniukowi i jego ludziom, ale czy dadzą coś Polsce i Polakom? O tym przekonamy się już niebawem. Oby nie skończyło się jak z sojuszniczą interwencją w Iraku i Afganistanie, gdzie za setki milionów otrzymujemy naszych żołnierzy, ale nie korzystamy jako państwo, choćby w relacjach handlowych. Czy nie jest tak, że ktoś wielki zrobił naszymi rękami pałacowy przewrót w Kijowie, a my – jak to bywało wielokrotnie w przeszłości – zadowolimy się wyłącznie zwycięstwem moralnym?
Antoni Krawczykiewicz
fot. wikimediacommons
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl