Nie dało się wyburzyć, to chociaż zasłonią

0
0
0
/

Obecna w sztuce postmodernistycznej apoteoza brzydoty od dawna gości w planach zagospodarowania terenu Warszawy, tak jakby ktoś celowo dążył do zasłonienia szkaradnymi budynkami i pseudodziełami sztuki ocalałe z czasów wojny architektoniczne perełki Warszawy.

 

 

Inaczej bowiem nie można nazwać sytuacji, w której zostają wydane zezwolenia o lokowaniu nowoczesnych, a co za tym często idzie – koszmarnych budynków – w obszarze Starego i Nowego Miasta, które przez to tracą atmosferę harmonijnej, spokojnej, historycznej części miasta.

 

I tak przed prześlicznym budynkiem dawnej Biblioteki Narodowej przy stołecznym Placu Krasińskich, ktoś, kto nie mógł znieść emanującej z tego miejsca polskości, zdecydował o postawieniu „pegazów”, będących w rzeczywistości wariacją na temat konia, na dodatek na kilometr trącącą prymitywizmem oraz brakiem smaku i talentu autora. Patrząc na te poczwary nie sposób nie skojarzyć ich z tytułowym „Misiem” Stanisława Barei, tyle że te dotychczas nie trafiły na swoje miejsce...
 

Nie mniejszym skandalem niż wspomniane „pegazy” jest szkaradne malowidło na ścianie wieżowca stojącego w pobliżu Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie. Ponieważ Zamku Ostrogskich z oczywistych przyczyn nie dało się oszpecić, „artyści” wylali swoje frustracje dotyczące tego wielkiego polskiego kompozytora, jego życia i spuścizny na pamiętającym jeszcze czasy komunizmu bloku mieszkalnym.

 

Olbrzymie, poskręcane, nienaturalne, wykrzywione karykatury Fryderyka Chopina, George Sand i wielu innych, nie tylko przerażają, ale tak dominują nad okolicznym krajobrazem, że sam budynek muzeum, chociaż znajduje się na wzniesieniu, jest przytłoczony, niemalże zdeptany tym paskudnym obrazem.
 

Ostatnim pomysłem „wybitnych” architektów jest zasłonięcie Pałacu Królewskiego oraz Starego Miasta nowoczesnym budynkiem. Co czeka nas w dalszej kolejności? - palmę już zaliczyli, więc teraz pozostaje zawiązanie wielobarwnych kokardek z krepiny na słupach i latarniach. Chociaż to ostatnie byłoby zdecydowanie lepsze od wspomnianych wyżej bohomazów.
 

Wydaje się przy tym zupełnie niezrozumiałym, dlaczego warszawiacy zachowują tak daleko posuniętą inercję. Warto w tym miejscu przypomnieć, że tuż po wycofaniu się Niemców, a wkroczeniu do Warszawy Sowietów, wiele ocalałych z wojennej pożogi budynków zostało w pośpiechu celowo zburzonych, aby po polskiej pamięci, historii i tradycji nie został kamień na kamieniu.

 

Dzisiejsi spadkobiercy tamtego systemu nie mogą wyburzać zabytkowych budowli, jak robi się to chociażby w Chinach, gdyż kosztowałoby ich to ciepłe posady, zatem czynią wysiłki, aby możliwie najbardziej oszpecić miasto, a przez to rozluźnić więzi warszawiaków ze stolicą jako ważnym elementem ich tożsamości.
 

Anna Wiejak


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną