Letni katolik

0
0
0
/

Wiara oparta na sporadycznej praktyce religijnej, nie jest wiarą głęboką. Traci ona sens, gdyż zamiast faktycznie nas napędzać ku czynieniu dobra, staje się remedium na bolączki tego świata. Prawdziwa wiara jest czymś innym, głębszym i - chyba przede wszystkim - wymagającym.


Religia dla wielu jest dodatkiem do życia. Wygodną formą uspokojenia własnego sumienia, psychologiczną próbą wsparcia siebie podczas trudnych momentów w życiu i miłosnych zawirowań.


Wspieramy się na jej wybranych elementach, szukamy pocieszenia w jej naukach tylko wtedy, gdy nas zgniata ból po utracie ukochanej osoby, lub ciąży nad nami widmo nadchodzących egzaminów.


Jak trwoga to do Boga, mówi pradawne polskie przysłowie. Jest jednak tak, iż religia katolicka nie pozwala pogodzić siebie z letnią formą życia. Boga nie da się zamknąć w szufladzie, skąd byłby wyjmowany tylko w razie potrzeby. Jak aspiryna na ból głowy, albo plaster na ranę.


To prawda, że jedynie Bóg potrafi uleczyć istotę ludzką, a Kościół posiada jedyną licencjonowaną koncesję na podawanie Jego słów potrzebującym. Ale tak samo, jak w przypadku leków - tak i w przypadku wiary należy „przed użyciem skontaktować się z lekarzem, lub farmaceutą, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża naszemu życiu i zdrowiu“.


Nie jest to wcale przesadą, gdy widzimy - patrząc wstecz na historię - do jakich ekscesów dochodziło, gdy ktoś próbował Pismo Święte analizować bez wsparcia się na „ulotce“, którą jest Katechizm Kościoła Katolickiego. Dochodziło wtenczas do zakłamań oryginalnego przekazu Ewangelii, przeinaczeń, zakłamań, skutkiem których były schizmy, masowe mordy, palenie czarownic bez opamiętania, nienawiść do kleru czy Społecznej Nauki Kościoła. Papież Leon XIII, autor jakże wspaniałej modlitwy do św. Michała Archanioła, napisał raz na ten temat bardzo ważne słowa:


„Kto prawdom objawionym choćby w jednym punkcie zaprzecza, porzuca w istocie całą wiarę, gdyż odmawia uznania Boga za najwyższą prawdę i właściwy motyw wiary.“


W XXI wieku przyzwyczailiśmy się do relatywnego podchodzenia do kwestii religijnych. Bulwersuje nas, gdy kapłan odmawia pogrzebu w rytuale katolickim, opierając się na uzasadnionych obawach co do religijności denata. Dziwimy się, jeśli biskup z ambony głośno mówi o faktach - że gender jest zagrożeniem dla normalnej, uświęconej przez Boga rodziny. Obrzydzają nas mocne kazania, nastawione na to, by wierni danej parafii poprawili swoje życie: porzucili cudzołóstwo, odrzucili materializm, skupili się na kwestiach najważniejszych - duchowych.


Zachowujemy się tak, jakby katolicyzm był wyborem miss popularności, choć wiemy przecież, iż tylko dobre kazania wywołują sprzeciw i głęboką zadumę. Cwaniakujemy wielokrotnie, próbując swój ciężar winy i nieporadność przerzucić na kapłanów. „Skoro oni nie są święci, to czemu ja mam być?“ - to już nie tylko słowa dużej części społeczeństwa, ale wręcz nagłówki lewackich i antyklerykalnych gazet.


Myślicie Państwo, iż po co media tak trąbią o księżach pedofilach właśnie teraz, gdy nadchodzi nad polskie szkoły i rodziny zagrożenie, pod postacią rozpusty i zepsucia seksualnego? Próbujemy łechtać swoje ego takimi wstawkami, śmiejemy się z kawałów o księżach pedofilach, o rzekomych mordach bestialskich Kościoła na innowiercach. Zachowujemy się jak dzieci przerzucające się przed panią wychowawczynią winą, kto rozbił wazon w klasie.


A przecież odpowiedź jest jasna, klarowna i zawarta w Biblii (co tylko pokazuje, jak rzadko po nią sięgamy), a dokładniej w Ewangelii wg. św. Mateusza:


„Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią.“


Zdarza nam się zapominać, że to my sami jesteśmy winni przed Bogiem i to my odpowiemy za grzechy na Sądzie Ostatecznym. Cóż nam da wtedy przerzucanie winy na złych księży? Bóg nie będzie się patyczkował, bowiem nie ma względu na osoby. Patrzy na nas z miłością i nadzieją. Ale nie miłością Tego świata - wesołą, radosną, pełną niezdrowego entuzjazmu i nieczystości.


Przeciwnie! Jego Miłość jest wymagająca. „Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie“ czytamy w Księdze Mądrości. Winę za takie podejście ludzi, którzy nazywają siebie „katolikami“, lecz nie zachowującymi praw i zasad bogobojnych, upatruję w zbytniej pobłażliwości i antyklerykalnej propagandzie. Widział to już kardynał Stefan Wyszyński. W jednym z przemówień rzekł:


„Nadszedł czas, abyście nawet nam, kapłanom i biskupom, odważnie powiedzieli: Nie podoba nam się Wasz wyrozumiały styl, zmiękczający nasze życie. Nie podoba się nam, że już nie macie odwagi stawiać nam wymagań. Jeśli widzicie w nas wady, poprawiajcie je, bo jesteście od tego. Nie chcemy takich duszpasterzy, którzy nie mają odwagi stawiać nam wymagań. Od nich przecież zależy sens i wartość całego naszego przyszłego życia i wkładu w życie Polski, która idzie i jest przed nami“


Słowa te są znamienne, zwłaszcza dziś, w dobie ciągłego czepiania się przeciwników aborcji, eutanazji, metody in vitro czy antykoncepcji. Nasz gatunek ma skłonność do poszukiwania światła w tym pełnym mroku świecie. Niestety, bez naprowadzenia do światła Objawienia, zachowujemy się niczym ćma, która leci do ognia na własną zgubę. Zatracamy się w swoim „ja“, zamiast być nastawionymi chrystocentrycznie, tj. stawiając Chrystusa w centrum naszego życia.


Chrystocentryzm nie jest możliwością, kolejnym nieważnym wyborem w życiu - to powinność każdego żyjącego człowieka. A już szczególnie ochrzczonych w duchu wiary katolickiej. Biada katolikowi, który sprzeniewierza własną wiarę za srebrniki tego świata! Wiara nasza winna być głęboka, mocna i oparta na fundamentalnej wiedzy teologicznej.


Ilu z tych, którzy chcą dokonać apostazji, albo chodzących raz do roku do kościoła, faktycznie spotkało się z Chrystusem? Ilu z nich czytało pisma apologetyczne, obronę wiary, zasady i uzasadnienia dogmatyki? Śmiem twierdzić, opierając się na swoich doświadczeniach z wielorakich dyskusji, że bardzo, ale to bardzo niewielu!


Św. Józef Sebastian Pelczar napisał w „Obronie wiary katolickiej“ ważne słowa:


„Kto nie chce poznać nauki katolickiej, albo w badaniu tejże ulega namiętnościom i uprzedzeniom, ten sam sobie winę musi przypisać, że błądzi, albo że w nic nie wierzy (...)“.


I tak faktycznie jest. Kto normalny tworzy recenzję na temat filmu, jeśli filmu danego nie obejrzał? Jak wiele potrzeba złej woli, aby rozpisywać się namiętnie w atakach na Kościół, nie podjąwszy się próby zderzenia własnych uprzedzeń i argumentów z pismami apologetycznymi? Żałuję bardzo tych ludzi, modlę się za nich, aby przestali oszukiwać innych, a przede wszystkim: siebie samych. Bycie letnim katolikiem ma na pewno wiele plusów: brak potrzeby regularnego dbania o życie duchowe, nie trzeba zachowywać dogmatów wiary, ani w ogóle ich znać czy musieć bronić.


To ci sami ludzie, którzy nie są oburzeni na fakt darcia Biblii - ci sami, którym nie przeszkadzają antypolskie i antykatolickie ustawy unijne. Bo po co mają chronić coś, czego nie rozumieją, czemu nie poświęcili choć paru minut swojego dnia?


Dlatego też uważam, że słowa arcybiskupa Fultona wpisują się idealnie w kanon reewangelizacyjny:


„W dzisiejszych czasach ludzie odwracają się od chrześcijaństwa nie dlatego, że jest ono zbyt trudne, ale dlatego, że jest zbyt łatwe. Nie dlatego, że wymaga ono zbyt dużo, ale dlatego, że wymaga zbyt mało.“


Aby dotrzeć do młodzieży i dorosłych, których Zły próbuje skierować na fałszywe tory życia, musimy zacząć od nowa stawiać sobie i innym poprzeczki. Księża niech nie ulegają nowomowie, że komunia na rękę jest rzeczą dobrą. Niech się nie boją ustaw i zastraszania palikociarni, chcącej nasyłać na parafie Sanepid. Nauczyciele niech odważnie głoszą racje katolickie, nawet na zajęciach. Katecheci mają obowiązek podejmować najtrudniejsze nawet tematy, nie bać się wyśmiania ze strony kolegów nauczycieli, lub pism oburzonych rodziców do dyrekcji. Sami rodzice mają obowiązek - świadomie się go podjęli biorąc ślub katolicki i chrzcząc dziecko - wychować je na katolika.


Przestańmy trywializować amulety, zabawy magiczne młodzieży, miłosne talizmany, książki przesycone seksem i rozpustą, strony antyklerykalne, mroczne zabawki czy modne (i przeważnie zbereźne) formy ubierania się! I zróbmy to natychmiast, teraz - nie jutro, za tydzień, po świętach. Tak, jak Jezus powołał Piotra i Andrzeja, a oni zareagowali w parę sekund: „Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.“
 

Pamiętajmy, że tylko letni katolik, czyli ktoś, kto katolikiem nie jest, dzieli wierzących na fanatyków i normalnych. Nie ma takiego podziału. Mamy być gorący, albo zimni, bo letnich nas „Pan wypluje z ust swoich“. Nie bójmy się własnej wiary. Nie jest to prawda łatwa, ale Prawda zawsze niesie za sobą ciężar obowiązku jej głoszenia.


Maciej Kałek

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną