Pogrobowcy Hilarego Minca
30 kwietnia zmarł w Warszawie Mieczysław Wilczek, postać pod koniec życia niesłusznie zapomniana, między innymi z tego powodu, że w miarę upływu czasu pojawia się coraz więcej bohaterów, co to „obalili komunizm”. Na pierwszym miejscu jest oczywiście Kukuniek, któremu na starość uderza do głowy coraz więcej wody sodowej.
Można to było zauważyć już przed 9 laty, po śmierci Jana Pawła II. Z okazji tego wydarzenia rozmaite telewizje publikowały reportaże o zmarłym papieżu, w których siłą rzeczy pojawiały się różne akcenty polskie. Przypadkowo obejrzałem reportaż przygotowany przez telewizję portugalską. Koncentrował się on oczywiście wokół pielgrzymek Jana Pawła II do Fatimy, ale autorzy przeprowadzili też rozmowę z Lechem Wałęsą, który do kamery mówił po polsku, więc nie można tego przypisać błędnemu tłumaczeniu. Powiedział wtedy, że w swojej walce z komunizmem „nie miał ludzi”, wobec czego „obalił komunizm z żoną i dziećmi”.
Wracając do świętej pamięci Mieczysława Wilczka, to największą, a w każdym razie – bardzo dużą zasługę w obaleniu komunizmu trzeba przypisać właśnie jemu. Wprawdzie prof. Bogusław Wolniewicz słusznie twierdzi, że komunizm wcale nie został „obalony”, a tylko „mutuje”, to jednak Mieczysław Wilczek niewątpliwie zakończył egzystencję pewnej komunistycznej mutacji to znaczy - „socjalizmu realnego”.
Nazwa ta pojawiła się w latach 70-tych i można było wyczuć w niej melancholijną nutkę rezygnacji: jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Socjalizm realny pojawił się w naszym nieszczęśliwym kraju oczywiście za sprawą Józefa Stalina, który gospodarczym dyktatorem Polski zrobił Hilarego Minca, jednego z trójcy wszechmogących Żydów, delegowanych przez Ojca Narodów dla tresowania mniej wartościowego narodu tubylczego w demokracji socjalistycznej.
Hilary Minc miał swój gospodarczy ideał, wyrażający się w formule „planu doprowadzonego do każdego stanowiska pracy”. Żeby ten ideał mógł się ziścić, „centralny planifikator”, czyli władza polityczna, musiała mieć pełnię władzy gospodarczej, między innymi decydować o każdym „stanowisku pracy”. No i decydowała – na przykład nawet ilu szewców czy krawców ma być w mieście – nie mówiąc już o poważniejszych sprawach. W rezultacie na każde gospodarcze przedsięwzięcie potrzebne było pozwolenie władzy.
To znaczy – było potrzebne dopóki nomenklatura, czyli środowisko władzy nie uwłaszczyło się na rozkradanym pod osłoną „surowych praw stanu wojennego” wprowadzonych przez człowieków honoru”, majątku państwowym. Dopóki nomenklatura nadzorowała przedsiębiorców, chciała, by ci musieli jeść jej z ręki. Kiedy jednak się uwłaszczyła, nie chciała mieć nad sobą żadnego nadzorcy.
I tej potrzebie wyszedł naprzeciw Mieczysław Wilczek, podsuwając generałowi Jaruzelskiemu projekt ustawy o działalności gospodarczej.Jak sam opowiadał kiedyś Januszowi Korwinowi-Mikke i mnie, generał Jaruzelski stawiał mu tylko jeden warunek – żeby w tej ustawie nie było „nic przeciw socjalizmowi”. Toteż Mieczysław Wilczek rozmontował realny socjalizm – ale bez użycia tego słowa.
Ten demontaż polegał na tym, że ustawa o działalności gospodarczej skonstruowana została zgodnie z zasadą, że dozwolone jest wszystko, co nie jest zakazane. („Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach”, a „Podmioty gospodarcze mogą dokonywac czynnosci oraz działań (…) które nie są przez prawo zabronione”).
Pozwolenia (koncesje) na wykonywanie działalności gospodarczej nie były już potrzebne, z wyjątkiem 11 przypadków, których wspólnym mianownikiem było albo ryzyko sprowadzenia niebezpieczeństwa powszechnego: (np. obrót bronią, amunicją, materiałami wybuchowymi, wytwarzanie i obrót truciznami), albo znaczenie dla gospodarki narodowej (np. wydobywanie kopalin). Podejmujący działalność gospodarczą musiał tylko zawiadomić o tym urząd skarbowy – i to wszystko. Tym jednym pociągnięciem pióra Mieczysław Wilczek zlikwidował „socjalizm realny” w gospodarce.
Warto zwrócić uwagę, że ustawa ta, uchwalona w październiku 1988 roku, weszła w życie 1 stycznia 1989 roku, a więc na ponad miesiąc przed rozpoczęciem widowiska telewizyjnego pod tytułem „Obrady okrągłego stołu”, które rozpoczęło się – jak pamiętamy – 6 lutego 1989 roku, a więc w sytuacji gdy już było, jak to się mówi – „po herbacie”.
Wspominam o tym dlatego, że przy okazji 25 rocznicy rozpoczęcia tamtego telewizyjnego widowiska, statystujące w nim osoby strasznie się nadymały, czego to nie zrobiły dla Polski i w ogóle. Więc na wieczną ich hańbę przypomnę, że jak tylko banda wyposzczonych gołodupców została dopuszczona przez razwiedkę do koryta, natychmiast zaczęła „nowelizować” ustawę Wilczka, niekiedy nawet kilka razy w roku, w ten sposób, że do istniejących pierwotnie 11 przypadków koncesjonowania działalności gospodarczej co i rusz dodawała nowe.
W rezultacie po 10 latach, kiedy to niby budowany był w naszym nieszczęśliwym kraju „kapitalizm”, koncesje, licencje, zezwolenia i pozwolenia, a więc różne formy reglamentacji, zostały przywrócone w 202 OBSZARACH działalności gospodarczej – czemu towarzyszyła narastająca biurokratyzacja gospodarki.
Krótko mówiąc – pod osłoną wolnorynkowej retoryki „socjalizm realny” został w naszym nieszczęśliwym kraju przywrócony, również przy wydatnym udziale ugrupowań tzw. „antykomunistycznych”, a nawet „prawicowych”, które jeszcze i dzisiaj uwodzą łatwowierną część opinii publicznej, próbując również uzurpować sobie monopol na patriotyzm.
Stanisław Michalkiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl