Kościół powinien mieszać się do polityki?
Wszyscy znamy powiedzenie: „Kościół nie powinien mieszać się do polityki!“, jednak czy naprawdę je rozumiemy? Czy i do jakiego stopnia państwo powinno współpracować z Kościołem? I co w ogóle rozumiemy pod pojęciem „Kościół“?
Praktycznie nie schodzi z ust mediów; jego zdanie jest ważne tak dla prawicowców, jak i lewicowców - tak dla ateistów, jak dla wierzących i innowierców. Kościół, powstała 2000 lat temu wspólnota wierzących w Jezusa Chrystusa, od zawsze wzbudzał kompletnie różne emocje. Jedni go nienawidzą tak mocno, iż zabijają za sam znak krzyża na szyi, gdy inni walczą i giną za swą świętą wiarę w Boga. Jakiekolwiek by jednak nie były reakcje społeczeństwa, niepodważalnym jest fakt, iż Kościół jest na ustach wszystkich.
Oczernianie, wybielanie, manipulacje, wyrwane z kontekstu słowa biskupów, informacje o tym, kiedy i jaki kapłan zrobił coś złego to już codzienność w mediach, zwłaszcza w Polsce. Budzi on tak liczne sprzeciwy, bowiem jedni wiedzą, że wiara i nauka społeczna wypływa z woli samego Boga, czyli Stwórcy Wszechświata, a inni widzą w tej wierze kolejny bezwartościowy kult, zrównując go do tego samego poziomu, co kulty duchów ziemi, prymitywne mity, bajki dla dzieci i magię. Nie będę jednak w owym tekście próbował bronić wiary, lecz spróbuję przeanalizować, dlaczego tak liczne grono ludzi próbuje odsunąć opinię Kościoła od debaty publicznej. Kto na tym zyskuje? Po co odsuwać Kościół od dyskusji?
Na początku zastanówmy się wszyscy, co znaczy pojęcie „Kościół“ - jest to wspólnota wiernych, na czele której stoi sam Chrystus, a widzialną głową i następcą apostoła Piotra jest papież: obecnie jest to papież Franciszek. Wierni wyznają konkretne dogmaty, których podstawą jest wiara w Trójjedyność Boga, oraz działanie Ducha Świętego w obrębie wspólnoty wiernych. Są to sakramenty, wiara w łaskę Boga i miłość do Jezusa Chrystusa, jego Syna, który umarł za nasze grzechy i zmartwychwstał. Jak więc widzimy: Kościół to nie tylko kler, czyli duchowni, ale wszyscy wierni, którzy otrzymali chrzest, wierzą w prawdy wiary i uznają autorytet papieża.
Jak mamy rozumieć w takim razie stwierdzenie: „Kościół nie powinien mieszać się do polityki“, które tak często lewica i antyklerykalni ateiści próbują wystosowywać, nierzadko bezczelnie głosząc ten pogląd z sejmowych ław? Czyżby chodziło tylko o to, by Kościół - jego kapłani - nie mieszał się do polityki? Gdyby chodziło tylko o to, to wtedy można by się po części zgodzić: ksiądz nie powinien agitować za jakąkolwiek partią, bo nie jest to jego zadaniem. Może jednak, a wręcz musi, stanowczo zaznaczać, które ugrupowania polityczne łamią prawa Katolickiej Nauki Społecznej, uświadamiając lokalne parafie, iż głos oddany na dane ugrupowanie jest grzechem, bo popierając złe postulaty: aborcję, eutanazję, uznanie małżeństw „homoseksualnych“, in vitro etc. katolik zaciąga na siebie grzech zaniedbania i kuszenia bliźnich do złego.
W przypadku aborcji, eutanazji i in vitro przyczynia się - i to czynnie - do zabijania niewinnego życia ludzkiego. Takie rozumienie słowa „Kościół“ jest powszechne, ale błędne! Kościół jest wspólnotą wiernych, a skoro tak, to każdy katolik należy do Kościoła i jest mu wierny - być wierny w każdym razie powinien, jeśli ma na względzie dobro swojej duszy, tudzież te uniwersalne wartości moralne, jakie przekazuje nasza święta wiara. W takim wypadku powyższe stwierdzenie traci swoją moc i zaczynają nadchodzić pytania o sens wolności słowa. Bo czy katolik, czyli wierny Kościoła Katolickiego, ma na czas bycia w Sejmie nie głosić poglądów zgodnych z własną wiarą i przekonaniami?
Reakcje lewicy nie pozostawiają złudzeń: wiara katolicka ma być kwestią indywidualną, zamkniętą w kieszeni, schowaną w mury domostw naszych. Na ławy sejmowe mogą wchodzić tylko ci, którzy - zdaniem demoliberalnej lewicy - potrafią oddzielić swą wiarę od poglądów politycznych. Już w samej podstawie tych uzasadnień jest błąd - jeśli ktoś wierzy, to wierzy wszędzie i zawsze. Katolik nie ma prawa być katolikiem jeno w obrębie murów kościoła, bo znanie Prawdy Objawienia zobowiązuje do jej głoszenia. Jezus jasno postawił sprawę apostołom: „Idźcie na cały świat i nawracajcie wszystkie narody!“ Powiedział też: „Ktokolwiek się mnie wyprze, tego wyprę się i ja przed moim Ojcem!“
Jeśli polityk próbuje przed wyborami naprostować swój wizerunek, biorąc ślub kościelny i głosząc bardziej konserwatywne poglądy, aby po objęciu władzy zacząć zachowywać się jak bezbożnik, to w oczach Boga - patrząc przez pryzmat Biblii i Katolickiej Nauki Społecznej - sam skazuje swą duszę na wieczne męki. Nie da się Boga chować w kieszeni, On sam tego zabronił i nie będzie słuchał jakichkolwiek rządców tego świata.
Tak więc Kościół nie tylko nie powinien wierzyć w to, że nie ma prawa mieszać się do polityki, ale jeszcze mocniej i klarowniej postawić sprawę: non possumus dla bezbożnych i diabelskich ideologii! Przez wieki te wartości budowały naszą cywilizację. Zawdzięczamy im więcej, niż chcemy przyznać. Katolickie poglądy mają jak najbardziej swoje niezbywalne prawo do bycia głoszonymi z ław poselskich. I żadne nowomowy i krzyki o „nietolerancji“ tego nie powinny zmienić.
A co na to lewica i letni katolicy - którzy, de facto, katolikami nie są? Zapewne to samo, co zazwyczaj: będzie od nich słychać krzyk, płacz i zgrzytanie zębami. Bo jedyna prawda boli. Zwłaszcza wtedy, gdy to nie oni ją głoszą.
Maciej Kałek
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl