Barykady normalności
Tęcza na Placu Zbawiciela strzeżona jest niczym znany zespół czy celebryta. Dodawane są doń kolejne elementy ochronne. Jeszcze do niedawna na tęczę na warszawskim niebie można było spoglądać z dziecięcą wręcz, czystą radością. Teraz symbol, a wręcz radość ze spojrzenia na piękno natury została zawłaszczona i kojarzy się z dewiacjami.
W średniowiecznej symbolice chrześcijańskiej trzy podstawowe barwy tęczy – a podaję za Gotfrydem z Vitterbo (1125-1192), iż oznaczały z racji niebieskości potop, z racji czerwieni – ogień przy końcu świata, zaś z racji zieloności świat odrodzony. Siedem barw tęczy kojarzonych było z siedmioma sakramentami i siedmioma darami Ducha Świętego. Były znakiem posłannictwa i przymierza.
Siedzę na ławeczce przed tęczą i nie widzę tej tęczy wcale. Mojej wyobraźni nie przemoże ani gigantyczny zraszacz, ani monitoring. I nie chodzi w tym przypadku o wyobraźnię literacką, lecz zdolność do odtwarzania w myśli zdarzeń, które tu, na Placu Zbawiciela miały miejsce. Przypominam sobie przeczytaną powstańczą relację, dziesięcioletniego wówczas chłopca, który wraz z innymi znalazł się na Placu na Rozdrożu. Trzymany był nieopodal przez ponad dobę bez jedzenia i picia na podwórku, gdzie leżały zwęglone zwłoki powstańców. Potem z innymi poszedł płonącą ulicą Marszałkowską w kierunku barykad powstańczych na Placu Zbawiciela.
Barykad uświęconych polską krwią.
Nie będę więc w tym miejscu pisać ani o funkcji etycznej dzieła sztuki czy tożsamościowej.
Dalej mam przed oczyma płonące barykady. Na Placu Zbawiciela czas się zatrzymał.
Marta Cywińska
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl