Będąc wczoraj na spotkaniu z posłem Szymonem Szynkowskim vel Sękiem, otrzymałem od Zarządu Solidarności w Poznaniu egz. pisma w którym natrafiłem na bardzo ciekawy materiał…
W najnowszym numerze „Solidarności” znalazł się artykuł byłego wiceministra MON, twórcy (prawdziwego) idei pomysłu OT i samego programu, który został zniszczony przez poprzedni rząd PO.
Pan Romuald był Gościem Specjalnym naszej konferencji na temat obronności:
Konferencja 24 czerwca 2017 ;
Konferencja okiem aparatu fotograficznego.
W tym krótkim wpisie pozwolę sobie zwrócić uwagę na kilka zawartych w artykule tez:
„Rozpoczęto wielkie zbrojenia, które mają zakończyć się w 2020 roku…”
Wniosek nasuwa się sam: powinniśmy jako państwo, może nie bezpośrednio zagrożone, jednak pośrednio atakowane chociażby w wojnie hybrydowej, wymyślić jakąś strategię obrony, dodam skuteczną. Pokazanie, że kwestii obronności nie zagrzebujemy w popiele chociażby poprzez zwiększenie zainteresowanie społecznego dla sportów strzeleckich i odczarowanie narosłych już od lat obaw w społeczeństwie co do posiadania broni jest jedną z metod tej walki.
Może nie najważniejszą niemniej uważam: bardzo istotną. Wszczepienie w społeczeństwo świadomości, że może się bronić, nie boi się tego, a dostęp do broni nie jest zagrożeniem ma wielkie znaczenie w procesie szkoleniowym i odbiorze mentalnym poważniejszych działań związanych z budową strategii obronnej kraju.
Podwalinami pod tą strategię jest zgoda społeczna na tego typu działania. Dlatego też każde działanie przeciw zmianom prawa w tym zakresie (akceptacji konieczności szkoleń strzeleckich, budowy społecznego odbioru gotowości do obrony, posiadania broni jako prawo jednostki w demokratycznym ustroju) można uznać za działania wrogie Polsce.
Nie chodzi tutaj o wysyłanie społeczeństwa do wojny czy na front, jak to niesłusznie sugerują różni dziwni eksperci drugiej strony – chodzi o coś zupełnie innego. Dlaczego w USA jest powszechna zgoda na militaryzację? Ponieważ każdy prawie zdaje sobie tam sprawę z tego że ma prawo do obrony indywidualnej. Tym samym – tym bardziej zgadza się z prawem do obrony swojego kraju.
W naszej sytuacji nie mamy wyjścia. Takie a nie inne sąsiedztwo nakłada na nas obowiązek wychowania w gotowości. I pewne umiejętności nawet te najbardziej podstawowe. Wcale nie trzeba być posiadaczem broni palnej żeby umieć z niej bardzo dobrze strzelać.
„Rosjanie […] chcieliby, aby Białoruś stałą się jedną z guberni Federacji Rosyjskiej…”
I to jest na pewno prawda. Nie wiem dlaczego od lat wmawia się nam, że i Białorusini by też tego chcieli. Nic bardziej mylnego. Białorusini od lat szukają wsparcia w nas. Tymczasem co dostają? Tutaj też należałoby się zastanowić czy nie jest to wpływ agentury sowieckiej (o przepraszam – rosyjskiej). Białorusi potrzebna jest Polska otwarta na ten kraj. Aby móc wspomóc działania umożliwiające jej utrzymanie niezależności. Osamotniona nie ma wyjścia – to my skazujemy Białoruś na Rosję.
„Rosjanie ukształtowani w niewoli mongolskiej przez cywilizację stepową nie posiadają istotnych zdolności wynalazczych…” –
„Kłania się” tutaj definicja F. Konecznego mówiąca o specyfice tzw „cywilizacji turańskiej”. Znajdujemy potwierdzenie tych założeń i tez zawartych w obszernie udokumentowanym materiale dowodowym uzasadniającym tą definicję w książkach Konecznego (polecam się odwołać do książek tego historyka celem zapoznania się z pojęciem „cywilizacji turańskiej”). Także nasze codzienne spostrzeżenia i obserwacje zachowań cywilizacji wschodu, nie zaprzeczają tym spostrzeżeniom w żaden sposób.
Zwykły rosyjski obywatel jest bardzo szczery i otwarty. Bez problemu też staje się przyjacielem – jest jednakże druga strona medalu. Uciskany przez setki lat ma niejako „wbudowaną” cechę „służenia” i braku buntu w stosunku do władzy (jaka by nie była zła). Jest to dostrzegane i zauważalne – niemniej nie czas i miejsce tutaj aby opisywać mechanizmy z tym związane. Warto wziąć pod uwagę tą właśnie cechę, która może stanowić jeden z elementów chęci podboju zachodu przez Rusinów i fascynację tym, czego u siebie z uwagi na dzieje nie są w stanie odnaleźć. Mieni się to „kulturą wyższą”, jako swoistego rodzaju idiom wyższości cywilizacyjnej zachodu nad wschodem.
„…Dokument wiedeński z roku 1994 zawierający zobowiązania dotyczące aktywności wojskowej państw sygnatariuszy tego porozumienia…” – „Rosja począwszy od 2008 roku zaczęła sabotować postanowienie dokumentu”. Chodzi o umowę w której krótko mówiąc strony ustalają pewne minimalne ilości żołnierzy biorących udział w manewrach, kiedy to inne państwa mogą wnioskować o przeprowadzenie inspekcji i wizytacji w jednostkach wojskowych (Rosji i Białorusi).
„Następuje rozpad ustanowionej architektury bezpieczeństwa w Europie” – chodzi o łamanie traktatu INF (układ o całkowitej likwidacji pocisków średniego i pośredniego zasięgu). To jeden z elementów niszczenia (w miarę względnej) równowagi militarnej w Europie.
„Nikołaj Patuszew […] powiedział: „Doprowadzimy do wojny w Europie Środkowo-Wschodniej”. I dodał ze wojska rosyjskie przeprowadzą inwazję na państwa bałtyckie.” Miało to miejsce 2 stycznia 2016 roku. Nikt nie zdementował tej wypowiedzi ze strony rosyjskiej…
„Musimy zadbać o własne zdolności obronne, zachować czujność i utrzymać jedność w ramach NATO, aby Rosja nie uznała, że znowu może ruszyć…”
– między innymi jednym ze sposobów utrzymania tej jedności jest w końcu śmiałe i otwarte zdyskredytowanie działających na Ukrainie od lat nacjonalistów, których przedstawiciele wmawiają (nieprawdziwie) zachodowi że to jest jedyna siła zdolna stawić opór Rosji. Widzieliśmy doskonale jak to się „udało na Krymie. Mydlenie oczu całemu NATO i państwom Europy zachodniej skutkuje tylko tym, że Rosja ma doskonały straszak i narzędzie mobilizujące dla swoich obywateli strasząc „faszystami z SS – rodem z Ukrainy”. To jest jedyny wymierny efekt jak najbardziej negatywny istnienia tej coraz popularniejszej grupy na Ukrainie czerpiącej garściami z nacjonalizmu ukraińskiego Doncowa i jego „guru” Adolfa Hitlera.
Doskonale spełnia rolę „płachty na byka” – wśród społeczeństwa rosyjskiego. Do tego może też angażować całkowicie odrzuconych naszych rodzimych kresowian, których wieloletnia walka o prawdę ciągle rozbija się o mur niezrozumienia ze strony przedstawicieli naszego państwa. Nawet zrozumiały mur; w końcu nie wychylamy się z szeregu państw i udajemy że nic nie widzimy, z tego co złego w tej materii dzieje się na Ukrainie. I nie chodzi tutaj wcale o te organizacje, które moim zdaniem są raczej niewydolne i nawiązują do „etosu” organizacji z okresu wojny, a więc: „walczymy z kobietami i dziećmi bo to najbardziej bezpieczne dla naszych bojowników”. Wartość militarna tych organizacji stoi pod wielkim znakiem zapytania ze wskazaniem na „wielki minus” (Krym). Przysługujemy się jedynie propagandzie putinowskiej; co gorsza obecnej nie tylko w granicach samej Rosji. Ale też i w naszych własnych.
Piotr Szelągowski
Źródło: BezPrzesady