Rzeczywistość zachodniej Europy coraz bardziej przypomina filmy Barei z nieśmiertelnym "Misiem" na czele. Otóż jak donosi niezawodny, zawsze zatroskany o demokrację w Polsce dziennik "Deutsche Welle" pomimo nakazu opuszczenia Niemiec, trzech z dwunastu niebezpiecznych islamistów nie można odesłać do krajów pochodzenia, ponieważ... nie posiadają paszportów, a sami nie wykazują ochoty, żeby się przyznać skąd pochodzą. Bo niemieckie więzienie to kurort przy ich rodzinnych lepiankach, a o miejscowych aresztach nie wspominając. I zasadniczo niemieckie państwo może im skoczyć.
Według najnowszych danych Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji, czyli niemieckiego kontrwywiadu tylko jednym kraju związkowym w południowo-zachodnich Niemczech - Nadrenii-Palatynacie jest 580 islamistów, w tym 150 salafitów. A 45 z nich to osoby "gotowe do użycia przemocy". Ostatnio dwunastu takich mołojców postanowiono odesłać z powrotem do kraju. Niestety w trzech przypadkach nie można odesłać do krajów pochodzenia, ponieważ muzułmańskie biedactwa... nie posiadają paszportów. I oficjalnie są bezpaństwowcami. A takich formalnie nie można nigdzie odesłać. O czym poinformował resort spraw wewnętrznych Nadrenii-Palatynacie. Pytanie kto ich bez paszportu do Niemiec wpuścił - i oczywista odpowiedź Angela "Mutti-Stasi" Merkel.
Oczywiście wyżej wymienieni to same aniołki, ponieważ niemieckie służby specjalne zarzucają im między innymi "wspieranie organizacji terrorystycznych", "przygotowywanie aktów przemocy" i "udział w wojnie". Gazeta poinformowała również, że "Wcześniej niemieckie urzędy prowadziły postępowania w sprawie wszystkich tych osób i uznały, że stanowią zagrożenie dla społeczeństwa. Jeden z islamistów został skazany na karę więzienia. Wyrok jest prawomocny". I co im może zrobić niemieckie państwo? Otóż może im "skoczyć, tam gdzie pan możesz Pana Majstra w dupę pocałować" jak mawiał nieśmiertelny Gołas w imieniu Kobuszewskiego do Michnikowskiego w genialnym skeczu o hydrauliku w PRL-u. Co więcej Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Nadrenii-Palatynatu "nie ujawnia miejsca pobytu islamistów, by nie naprowadzać nikogo na tropy ułatwiające ich zidentyfikowanie". A przez co mogłoby ich narazić na niebezpieczeństwo.
Cóż jakiś czas temu islamscy terroryści dostawali odszkodowania od Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Podobnie jak islamscy gwałciciele otrzymywali odszkodowania od państwa brytyjskiego i szwedzkiego. Kasy od Wielkiej Brytanii chce nawet to zwierzę, które siedzi za oberżnięcie na ulicy głowy brytyjskiemu żołnierzowi. Więc państwo niemieckie musi zadbać, żeby jakiejś morderczej szumowinie spod zielonego sztandaru proroka Mahometa się nie stała krzywda.
Jest kilka bardzo prostych sposób, żeby tych wielbicieli bomb w środkach komunikacji publicznej przekonać do tego, żeby sobie przypomnieli z jakiego kraju przyleźli, czy przypłynęli. Otóż wystarczy zbudować im jakiś mały, przytulny obozik na którejś malutkiej, skalistej wysepce typu Helgoland na Morzu Północnym. Gdzie mogliby się codziennie cieszyć słoną bryzą i dobrą pogodą. Zupełnie inną niż u siebie na pustyni. Zaprzestać im dawania kasy z socjalu, tylko dostarczanie wyłącznie żarcia (najlepsza do tego byłaby przesolona wieprzowina) i potrzymać ich tam tak długo, aż sobie przypomną skąd przyleźli. Potem podpisaliby papiren że nie mają pretensji do Niemiec za gościnność. I wrócili do swojej ukochanej ojczyzny? Możliwe? Oczywiście że tak, tylko że nie we współczesnych Niemczech, czy Europie Zachodniej. Tu różne bezmózgi i pazerni cynicy spod znaku "obrońców praw człowieka" (a tak naprawdę obrońców praw bandyty, gwałciciela, terrorysty i nielegalnego imigranta) zapłakaliby się nad łamaniem ich praw. A ponieważ Angela bardziej słucha Sorosa, niż swoich obywateli i wyborców, więc dalej będziemy oglądali ten cyrk.
Michał Miłosz