Wczoraj Moskwa, dziś Waszyngton
Wizytę amerykańskiego prezydenta można różnie oceniać. Na pewno nie popisały się reżimowe media, które z wizyty Baracka Obamy zrobiły przesłodzoną i drobiazgową relację. Obama wysiadł, Obama uśmiechnął się, skręcił w lewo, jedzie prosto...
Ten kto pamięta jeszcze czasy komunizmu odszuka wiele podobieństw w relacjach PRL-owskiej telewizji z wizyt komunistycznych genseków z Rosji. Zabrakło tylko Orderu Uśmiechu dla Obamy, który Michaił Gorbaczow dostał u schyłku komuny w asyście Jaruzelskiego.
Jedno jest pewne. Barack Obama jako sprawny polityk, który wie, że aby skutecznie rządzić na arenie globalnej trzeba odgadywać i łechtać narodowe emocje. Powiedział więc to co chcieliśmy usłyszeć. Zaspokoił jakże arcypolską chęć usłyszenia zapewnienia, że mamy silnego i pewnego sojusznika na Zachodzie.
My Polacy mamy w pamięci jeszcze bardziej wiążące niż ustne zapewnienia Obamy, podpisane na piśmie traktaty z 1939 r., które jak się okazało nic nie były warte. A także Jałtę, podczas której Zachód sprzedał nas Rosji. Mimo tego, nikt ze światowych przywódców nie połechtał nas taki miło w ostatnich latach jak właśnie teraz Obama.
Czy sprawdzą się jego mocne słowa: "Polska już nigdy nie będzie samotna. Niech Bóg błogosławi nasz sojusz" okaże się w praktyce. Tak naprawdę nikt z nas, nawet ci najbardziej nastawieni wrogo do Rosji nie chcieliby przekonać się, żeby Putin powiedział: "sprawdzam"..., czyli w czasie wojny.
Wart uwagi jest fakt, że prawicowa opozycja parlamentarna krytykowała - bo musiała - wizytę Obamy, mimo, że sama jest bardziej proamerykańska niż koalicja PO-PSL z SLD razem wzięci. Bardzo ciekawa była narracja posłów PiS, gdy sprawę więzień CIA w Polsce pokrył w ostatnich miesiącach groźny śmierdzący rumień. "Banda czworga" jak nazywa PO, PiS, SLD i PSL Janusz Korwin-Mikke tutaj akurat znalazła wspólny język i można było odnieść wrażenie, że jeden drugiego mimo partyjnych animozji kryje.
Pomijając jednak rywalizację, kto jest większym wasalem z naszych partii wobec USA, bo do tego zdaje się ograniczać obecnie dyskusja na naszym rodzimym podwórku o skutkach wizyty Obamy w Polsce, należy ją przede wszystkim rozpatrywać na poziomie globalnej gry między USA i Rosją, a nie jakiejś szczególnej wydumanej przez nas roli Polski.
Nie oszukujmy się. My dla USA nie jesteśmy jakimś kluczowym sojusznikiem w Europie czy w świecie, ale jednym z wielu podrzędnych. Tak samo dla Rosji - nie jesteśmy głównym wrogiem jak chciałby PiS i Gazeta Polska. Naprawdę - zakręcanie rosyjskiego gazu przez Tomasz Sakiewicza w swojej domowej kuchence nie zasługuje nawet na drwiny.
To gra tylko między nimi i nic innego. Mimo wielkiej pompy medialnej i samozadowolenia mediów nad naszą podmiotowością i jak to już jesteśmy bezpieczni na wieki wieków, smutno było patrzeć, że po raz kolejny Polska musi prosić się o gwarancje bezpieczeństwa od obcego mocarstwa, bo sama jest na tyle słaba, że nie może obronić się przed azjatą i barbarzyńcą Putinem.
Jeśli chcemy obronić Polskę przed wpływami wrogiej cywilizacji bizantyjskiej Moskwy, jej ciągłymi aspiracjami by kontrolować Europę Środkowo-Wschodnią musimy na nowo zdefiniować naszą rolę w Europie i na świecie. Zwykła zamiana "łaskawego Pana" z Moskwy na Waszyngton tego na pewno nie zmieni.
Ireneusz Fryszkowski
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl