Lewica ma w nosie tolerancję
Deklaracja wiary stała się kolejnym punktem zapalnym na polskiej scenie politycznej i społecznej. Rozszalałe z nienawiści twarze tych, co walczą z mową nienawiści, są tego najlepszym dowodem. Czy w Polsce istnieje wolność sumienia i wyznania? I jakie są granice dwulicowości lewicy?
W maju tego roku opublikowałem na łamach prawy.pl felieton, w którym poruszałem kwestię poglądów katolickich w życiu społecznym, oraz działań polityków wierzących na arenie politycznej. Rozważałem w nim słynne hasło wśród lewicy: "Kościół nie powinien się mieszać do polityki".
Wnioski, jakie wyciągnąłem, brzmiały następująco: "Jak mamy rozumieć w takim razie stwierdzenie: „Kościół nie powinien mieszać się do polityki“, które tak często lewica i antyklerykalni ateiści próbują wystosowywać, nierzadko bezczelnie głosząc ten pogląd z sejmowych ław? Czyżby chodziło tylko o to, by Kościół - jego kapłani - nie mieszał się do polityki?
Gdyby chodziło tylko o to, to wtedy można by się po części zgodzić: ksiądz nie powinien agitować za jakąkolwiek partią, bo nie jest to jego zadaniem. Może jednak, a wręcz musi, stanowczo zaznaczać, które ugrupowania polityczne łamią prawa Katolickiej Nauki Społecznej, uświadamiając lokalne parafie, iż głos oddany na dane ugrupowanie jest grzechem, bo popierając złe postulaty: aborcję, eutanazję, uznanie małżeństw „homoseksualnych“, in vitro etc. katolik zaciąga na siebie grzech zaniedbania i kuszenia bliźnich do złego. W przypadku aborcji, eutanazji i in vitro przyczynia się - i to czynnie - do zabijania niewinnego życia ludzkiego.
Takie rozumienie słowa „Kościół“ jest powszechne, ale błędne! Kościół jest wspólnotą wiernych, a skoro tak, to każdy katolik należy do Kościoła i jest mu wierny - być wierny w każdym razie powinien, jeśli ma na względzie dobro swojej duszy, tudzież te uniwersalne wartości moralne, jakie przekazuje nasza święta wiara."
Dziś te słowa do mnie powracają, bo oto kolejnej grupie społecznej zabrania lewica jawnego ukazywania swych przekonań religijnych, mydląc przy tym oczy tolerancją, wolnością, poszanowaniem cudzego wyboru.
Fałsz, jaki bije od feministek, chcących pozywać lekarzy, którzy podpisali się pod "Deklaracją wiary", jest wręcz namacalny. Pamiętamy jeszcze spór o to, czy nauczyciel (i ogólnie ośrodki oświaty) powinien na swoich zajęciach mieć prawo wypowiadania poglądów niezgodnych z poprawnością polityczną.
Cała sytuacja jest też analogiczna do sprawy położnych, które nie chciały uczestniczyć w "zabiegu aborcji", czyli mordzie na niewinnych dzieciach, lub aptekarek, które nie chciały rozprowadzać środków wczesnoporonnych.
Argumenty lewicowców są naprawdę infantylne, aroganckie i stygmatyzujące dla środowiska konserwatywnego lekarzy. Słyszymy i czytamy takie bzdurne tezy, jak: "Prawo boże ponad ludzkim? Dobre sobie!", "Lekarz ma dać pacjentce tego, czego chce. Inaczej – zwrot kosztów za studia!", "Nie mieszajmy żadnej ideologii do opieki zdrowotnej!" itp. itd.
Głupota w tych argumentach jest niepomierna, a przede wszystkim pokazuje to, co mówią niezliczone rzesze publicystów konserwatywnych od lat – lewica ma w nosie tolerancję, wolność słowa, wolność wyznania i prawo do czystego sumienia. Im zależy tylko na tym, by przeforsować swoje ideologie, nam wpychając przez ten czas do głów obraz wszechmiłości.
Czyżby Pani Nowicka, która domaga się odwołania prof. Jana Oleszczuka, lubelskiego wojewódzkiego konsultanta ds. ginekologii i położnictwa, który podpisał się pod wspomnianą wyżej deklaracją, nie wiedziała, iż przepisywanie antykoncepcji, środków wczesnoporonnych, spirali i innych tego typu wynalazków, służących deptaniu ludzkiej godności, już jest przejawem promowania pewnej ideologii? Doprawdy, Pani Nowicka (i wszystkie feministki) – to, że w ten sposób jest promowana wasza ideologia, nie oznacza wcale, iż nie jest promowana żadna!
Dlaczego feministki nie wystosowały takiego żądania wobec ludzi, którzy dokonują aborcji? Przecież to także jest przejaw promowania ideologii – na dodatek zbrodniczej, uderzającej w prawo naturalne i klasyczną szkołę medyczną.
A czy Pani Nowicka będzie łaskawa oddać pieniądze za studia i te, które zarobiła jako wicemarszałek (a nie "wicemarszałkini", dziennikarzyny z Wyborczej), próbując przeforsowywać rewolucję kulturalną i głosząc poglądy niezgodne z obecnym prawem i Konstytucją RP?
Czyż i Pani Nowicka nie jest reprezentantką narodu, ktora powinna być obiektywna i nie być związana z żadnym lobbingiem, ani nie być "na liście płac przemysłu aborcyjnego"?
Do tej pory poruszam się jednak około przypadków łamania praw i zasad danego zawodu - a przecież "Deklaracja wiary" trzyma się najważniejszej części Przysięgi Hipokratesa: "Nikomu, nawet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka na poronienie. W czystości i niewinności zachowam życie swoje i sztukę swoją." W owej deklaracji nie ma ani nic nowego, ani nic, czego by nie było w medycynie od lat.
Nawet kwestia religii jest jasna, bo cały tekst oryginalnej przysięgi rozpoczyna się zaprzysiężeniem wobec bogów "Przysięgam na Apollina, lekarza, na Asklepiosa, Hygieę i Pahaceę, oraz na wszystkich bogów i boginie,(...)" Jest ona dla nas widzialnym znakiem tego, iż środowisko lekarskie nie jest przesycone ideałami cywilizacji śmierci. O co więc ten raban? Prawdopodobnie o to, iż środowiska (celowo z dużej) lewicowe chcą widzieć w lekarzach nie ludzi, a maszyny, które wydają na zlecenie to, czego chce "klient", czyt. pacjent. Nie dość, że instrumentalizują kobiety i dzieci, to na dodatek próbują dokonać depersonifikacji osoby lekarza, pozbawiając go praw i obowiązków, zmuszając ich do wypełniania zgodnych z poleceniami rządu celów.
Czy naprawdę tego chcemy? Chodzić do lekarza bez sumienia, do robota, który po chłodnej kalkulacji powie z beznamiętnym i obojętnym tonem: "zabijamy dziecko, czy nie"? To ja jednak wolę pójść do lekarza, który podpisał się pod deklaracją, bo przynajmniej wiem, iż jestem dla niego czymś więcej, niż jeno "lepiej rozwiniętym zlepkiem komórek", który można zabić, gdy jest nieefektywny jako trybik w wielkiej maszynie żerującej na narodzie polskim.
Trzeba mi też, abym wyłuszczył pewien fakt: to nie jest tak, że lewica chce przeforsować swoje ideologie podświadomie, robiąc z nich swój oręż poza własnymi umysłami, tupiąc wściekle nóżkami i ujadając na każdego, kto ma inne poglądy.
Przeciwnie – lewica doskonale wie, że projekt multikulti i relatywizmu moralnego jest utopią, dlatego właśnie go nie chcą wypełniać. Nim tylko wypełniają puste głowy rozleniwionego społeczeństwa. Sama lewica zaś konsekwentnie dąży do tego, o czym każdy dyktator marzył: ustawienia swojej ideologii na podium społecznym, a każdego, kto jest niewygodny, skazywać za myślozbrodnię.
Nim więc opowiemy się za stroną "tolerancyjnego postępu", zastanówmy się: czy gdyby od lekarza miało zależeć życie naszej córki/syna/mamy/taty, którzy leżą w agonii po wypadku, to chcielibyśmy, aby walczył o ich życie do końca, a jeśli by się nie udało – współczułby, czy może chcemy robota, który po ewentualnej śmierci powie: "spełniłem swój obowiązek, jej już nie ma, zniknęła, weźcie to mięso do kremacji, bo brudzicie chodnik, tylko podpiszcie się tutaj dla formalności, że was nie naciskałem religijnie"?
Maciej Kałek
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl