Szklany nocnik dla prezesa Jarosława Kaczyńskiego
- Potężne siły dążą do tego, żeby Polska nie była tym, czym mogłaby być - powiedział niedawno pan prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, wskazując zarazem, że Polska powinna brać przykład z Turcji.
Jakże mi miło, że co prawda dopiero po upływie 11 lat, niemniej jednak, pan prezes Kaczyński zmądrzał i zaczyna mówić to, co dajmy na to, ja – a przecież nie byłem odosobniony - mówiłem już w 2003 roku, podczas referendum w sprawie Anschlussu.
W okresie poprzedzającym to referendum pan prezes Kaczyński, nawet wbrew stanowisku części członków własnej partii, poparł Anschluss Polski do Unii Europejskiej, której politycznym kierownikiem są przecież Niemcy – jedna z tych „potężnych sił”, co to „dążą” - i tak dalej.
Dlaczego pan prezes Kaczyński był wtedy za Anschlussem – tego oczywiście nie wiem, bo on mi się nie zwierza – ale wykazał się podobną układnością wobec owych „potężnych sił” również 1 kwietnia 2008 roku, kiedy to – również wbrew stanowisku części posłów PiS - głosował w Sejmie za ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikowania traktatu lizbońskiego, który w rękach owych „potężnych sił” jest narzędziem służącym pozbawieniu Polski niepodległości i suwerenności politycznej.
Co gorsza, pan prezes Kaczyński wypowiadał się publicznie również za utworzeniem europejskich sił zbrojnych, które w rękach ”potężnych sił” stałyby się dodatkowym, jakże skutecznym narzędziem do zmuszania Polski, by „nie była tym, czym mogłaby być”.
Najwyraźniej musiał działać w stanie pomroczności jasnej, bo przypuszczenie, iż pan prezes Kaczyński w pełni świadomości nie zdawał sobie sprawy z oczywistych i nieuchronnych następstw własnych politycznych poczynań, byłoby po prostu niegrzeczne.
Jak wiemy, traktat lizboński został przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego ratyfikowany 10 października 2009 roku, wkrótce po deklaracji prezydenta Obamy, w której to amerykański prezydent dokonał słynnego „resetu” w stosunkach z Rosją. W rezultacie polityka wschodnia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w imieniu Polski podjął się roli amerykańskiego dywersanta w Europie Wschodniej, legła w gruzach.
I nie to było najgorsze, że legła, ale to, że prezydent Kaczyński podjął się niebezpiecznej roli amerykańskiego dywersanta za darmo. W rezultacie Polska nie uzyskała z tego tytułu żadnych korzyści, a podrywając mniejszość polską na Białorusi w charakterze jedynego, a w każdym razie głównego przeciwnika prezydenta Łukaszenki, nie tylko doprowadziła do zniwelowania swoich wpływów w tym kraju do gołej ziemi, ale w dodatku – dostarczyła pretekstu innym krajom regionu do prześladowania i oprymowania polskiej mniejszości – co obecnie robi ośmielana do tego przez Niemcy Litwa.
Turcja rzeczywiście zachowuje się inaczej – na co wskazywałem jeszcze w 2008 roku podczas spotkań z Polonią w Nowym Jorku, Chicago, Toronto i innych miastach Ameryki Północnej. Wprawdzie spełnia każdą prośbę amerykańską, jednak w każdym przypadku domaga się wynagrodzenia z góry – bo „dołu” może nie być – i to wynagrodzenie dostaje. Ale Turcja nie należy do Unii Europejskiej, więc zachowuje się tak, jak państwo niepodległe, którym naprawdę jest.
Polska godząc się na Anschluss i ratyfikując traktat lizboński, niepodległość traci, a w dodatku frymarczy własnym interesem państwowym, ponownie podejmując się roli amerykańskiego dywersanta w Europie Wschodniej i ponownie za darmo.
Przeczytaj także: Wczoraj Moskwa, dziś Waszyngton >>
Nie słychać było bowiem, by podczas wizyty prezydenta Obamy w Warszawie, któryś z Umiłowanych Przywódców pisnął chociaż słowo, by USA zobowiązały się nie wywierać na Polskę żadnych nacisków w sprawie realizacji żydowskich roszczeń majątkowych, ani nie zażądały by skoro Polska, podejmując się niebezpiecznej roli amerykańskiego dywersanta w Europie Wschodniej staje się państwem frontowym – USA potraktowały ja tak samo, jak inne państwo frontowe, czyli Izrael i przyznały co najmniej 4 miliardy dolarów finansowej kroplówki rocznie.
Pan prezes Jarosław Kaczyński niewątpliwie jest zwolennikiem podjęcia się przez Polskę roli amerykańskiego dywersanta w Europie Wschodniej - bo udowodnił to wydając na kijowskim Majdanie kabotyńskie okrzyki – ale stara się w żaden sposób nie narazić „potężnym siłom”, których nawet nie ośmiela się wskazać.
Jeśli więc teraz zauważa, że Polska postępuje znacznie gorzej, niż Turcja, to trzeba powiedzieć, że stało się tak również w następstwie różnych działań jego samego. W tej sytuacji należałoby kupić mu w prezencie szklany nocnik – żeby zobaczył, co narobił.
Stanisław Michalkiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl