Jak Wyborcza młodzieży się bała
Nadchodzi pokolenie konserwatystów, młodych i pełnych wiary w lepszą Polskę. Nie wszystkim to jednak pasuje. Świadczy o tym tekst opublikowany na łamach Wyborczej. Kolejne płaczliwe apele lewicowców, czy może zapowiedź walki do końca?
Przeglądałem ostatnio artykuły w Internecie, których centralną osią byłaby analiza obecnej młodzieży. Udało mi się trafić na materiał Elizy Rutynowskiej, opublikowany 09.06.2014 r. na łamach portalu wyborcza.pl. Autorka powzięła najwyraźniej myśl, aby upokorzyć młode pokolenie 20-latków, którzy przejawiają poglądy konserwatywne i prawicowe. Tekst, co by nie mówić, odważny, ale argumenty i wnioski całkowicie bez sensu.
Oto bowiem, jak nas zapewnia Rutynowska, pokolenie, które wyrosło na wartościach konserwatywnych i wolnościowych, które dorastało w Polsce po obaleniu komuny, to hipokryci. Stwierdza, iż ludzie ci żyją "korzystając z programu socjalnego państwa, jednocześnie narzekając na przejawy opiekuńczości wobec obywateli, bo to komuna". Najwyraźniej zapomniała o dwóch zasadniczych problemach, które gnębią młode pokolenie: po pierwsze, to przez poglądy "centralne i lewicowe" Polska obecnie wygląda tak, jak wygląda, a młodzi nie mają pracy. Po drugie, składki socjalne, uczęszczanie do szkół, opłaty na opiekę zdrowotną i inne aspekty życia społecznego w naszym państwie są obowiązkowe. Młodzi nie mają jak uciec od tej rzeczywistości, którą im narzuciła lewica.
Lecz nie tylko o tę sprawę się autorka w tekście czepia - wysuwa śmiałe tezy, iż młodzież "wie" co jest dobre, a co złe, zestawiając w sposób ironiczny "homo, kolorowo – to dziwnie, nieznajomo, źle" z "krzyż i tradycyjna rodzina – znane, normalne – dobre". Widać, że Panią Elizę bardzo boli powracanie do podstawowych zasad Cywilizacji Łacińskiej i sprzeciw wobec dewiacji seksualnej, nie uznawanej nawet przez naszą polską Konstytucję. Na tym jednak nie koniec! Rutynowska obwieszcza, że młodzi "mają żal za przepis na świat, jaki otrzymali – świat otwarty, rozwijający się dalej ku tolerancji, pielęgnujący otwartość umysłu i ideii". Kolejny raz chyba publicyści wybiórczej nie potrafią dobrze obserwować świata i poczynań własnych kolegów redakcyjnych, bo gdyby Pani Rutynowska zechciała się rozejrzeć, to zauważyłaby, iż ten jej "świat tolerancji" oznacza wyrzucenie poglądów katolickich i konserwatywnych poza ramy dyskusji społecznej czy politycznej.
To lekarzom grozi się wydaleniem za podpisanie "Deklaracji wiary", to rodzice mają problemy z przedszkolami, które wprowadziły program "Równościowe Przedszkole", to księża doświadczają silnych nacisków ze strony lewicy, za zabieranie głosu na tematy ważne dla narodu. To lewicowe telewizje i gazety milczą w sprawie mordowania chrześcijan, nagłaśniając zarazem przypadki pobicia działacza LGBT, tudzież przemocy wobec zwierząt. To ta "tolerancyjna lewica" broniła satanisty z grupy Behemoth, gdy ten podarł Pismo Święte. To oni, ci żyjący "przepisem na świat otwarty i wolny", obryzgują obraz Chrystusa ekskrementami. Im przeszkadzają krzyże w Sejmie i na policji, ale sami chętnie zakładają jarmułki na święta żydowskie, także prowadzone w Sejmie. To ta "fajna i ciepła" lewica oblewa księży wykładowców wodą, paradując z piersiami na wierzchu i bluźnierstwami wypisanymi na czołach. To oni próbują wtargnąć do kościołów, oddają mocz na krzyż na placach, nazywają papieża "ch*jem", narodowców wyzywają od "chamów, faszystów i gnojków". To właśnie lewica, której tak zażarcie broni Pani Rutynowska, wywołała w XX wieku wojnę (narodowy socjalizm), a potem okres komuny, który po dziś dzień morduje tysiące istnień ludzkich.
Niemniej autorka nie poprzestaje na tej bzdurnej tezie, choć wydawać by się mogło, iż przekroczyła dawno granicę ignorancji i hipokryzji. Dostaje się od niej też tym, którzy chcą powrotu do "długiego macierzyńskiego", aby "zajmować się mogły dziećmi" – i pisze przy tym, iż "ma tego dość". Co najmniej tak, jakby poświęcenie się kobiety dla rodziny było czymś złym, a samo posiadanie dzieci istną abominacją. Zarazem - i to kawałek dalej - opisuje kompletnie nieprawdziwą wersję, według której ci, którzy chcą powrotu do tradycyjnych wartości rodzinnych, patrzą na kobiety tylko przez pryzmat dużych piersi. Jak bardzo trzeba chcieć udowodnić swój błędny tok myślenia, jeśli afirmację postawy rycerskiej wobec kobiet nazywa się "spychaniem do roli ślicznych laleczek, najlepiej z jak największym biustem"?
Droga Pani Rutynowska, to właśnie "feministki" i "kobiety wyzwolone", które Pani tak chroni, najczęściej uczestniczą w filmach pornograficznych, pozują do Playboy'a nago, świecą piersiami i bielizną na banerach ulicznych i w ulotkach reklamowych perfum. To te kobiety "sukcesu", które poświęciły się karierze, kobiety wyzwolone, są przejawem instrumentalizowania kobiet. I to, co ciekawe, przez nie same. Czyż nie powinna Pani więc krytykować właśnie tych wyzwolonych kobiet, a nie ludzi, którzy chcą usuwać pornografię i zdjęcia erotyczne z przestrzeni publicznej? Czemu Pani krytykuje tych, którzy traktują kobiety z należnym im szacunkiem? W dalszej części Eliza Rutynowska atakuje młodych wyborców, którzy rzucili swój głos na Korwina- Mikkego. Wyżaliła się też czytelnikom, iż "gdy mówi o schyłku epoki państw narodowych, słyszy, że to dopiero początek ich renesansu". Jak twierdzi: jest przerażona takimi postawami. Cały tekst kończy płaczliwym apelem do antykonserwatywnej centro – lewicy, aby powstrzymać zapędy konserwatystów.
Publicyści i felietoniści z lewej flanki nie śpią. Najnowsze dane pokazują, iż lewica się w Polsce zaczyna rozpadać. Więc płaczą i zgrzytają zębami. A nam pozostało zakasać rękawy i dalej odbudowywać polską tożsamość, trwałą i niezniszczalną, ugruntowaną w duchu tradycji katolickiej myśli społecznej. Jutro będzie nasze!
Maciej Kałek
Źródło: prawy.pl