Szczyt na szczycie: Sikorski gwarantuje Rosji jej zwierzchność nad Ukrainą
Nasze propozycje są różne, ale dyplomacja potrzebna jest właśnie w takich trudnych sytuacjach - oznajmił klęskę rozmów polsko-niemiecko-rosyjskich minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski. - Przyjechaliśmy z Frankiem Walterem Steinmeierem, by przedstawić, co kraje Unii Europejskiej myślą o rosyjskim zachowaniu na Ukrainie - dodał, zapewniając Siergieja Ławrowa, że nikt związków Ukrainy z Rosją przecinał nie będzie.
Rosja trwa na stanowisku, że tatarski Krym powinien przynależeć do jej imperium i potrząsanie szabelką czy pohukiwania Warszawy niewiele zmienią. Władze Kremla bowiem w ogóle się z nami nie liczą i nie traktują jako partnerów, co ta wizyta po raz kolejny udowodniła nie tylko poprzez szyderczy śmiech Siergieja Ławrowa wieńczący wypowiedź Sikorskiego, jakoby ów otrzymał obietnicę, że kolejnych aneksji nie będzie. Ławrow był nieprzejednany: albo Kijów wycofa się ze wschodniej części Ukrainy i zacznie rozmowy pokojowe ze zwolennikami "niepodległości", albo Ukrainę czeka długotrwały kryzys.
Na to stwierdzenie minister Sikorski nie miał zbyt wiele do powiedzenia. - Rosja może w znaczący sposób przyczynić się do stabilizacji i deeskalacji sytuacji na Ukrainie - podkreślał, zauważając, że dobre stosunki z Kijowem leżą nie tylko w interesie Unii Europejskiej, lecz przede wszystkim Rosji, ponieważ Moskwa i Kijów "połączone są więzami historycznymi, ludzkimi, kulturowymi i gospodarczymi, których nikt nie zamierza przecinać".
Problem w tym, że ten interes jest różnie pojmowany w Warszawie i w Moskwie. W Rosji tego typu stwierdzenie musiało zostać odczytane jako udzielenie przez Polskę cichego przyzwolenia na ewentualną agresję i aneksję Ukrainy - to kolejna w karierze Radosława Sikorskiego niezręczność, która Polskę może naprawdę wiele kosztować.
Wprawdzie sytuację uratowało nieco jednoznaczne stanowisko Franka Waltera Steinmeiera, który wyraźnie przekazał Ławrowowi oczekiwania Niemiec czyli brak zgody na aneksję Krymu, niemniej jednak udowodnił tym samym, że Sikorski w Trójkącie Królewieckim stanowi najkrótszy i najsłabszy bok. Zresztą nie sposób nie odnieść wrażenia, że samo stworzenie Trójkąta Królewieckiego miało na celu podniesienie - przynajmniej pozorne - pozycji polityków PO na scenie międzynarodowej.
Warto w tym miejscu dodać, że z prawdziwym trójkątem, tym razem zapewne gorszym niż bermudzki, będziemy mieli do czynienia po ugruntowaniu władzy neobanderowców na Ukrainie. Nieco złowieszczo będzie wtedy wyglądał trójkąt Niemcy, Rosja Ukraina, tym bardziej, że Polska znajdzie się w samym jego środku.
Karolina Maria Koter
Fot. Mariusz Kosiński, MSZ
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl