W imię wolności ekspresji
Po odwołaniu bluźnierczego spektaklu „Golgota Picnic” w żydowskiej gazecie dla Polaków podniósł się niebywały klangor.
Pan Roman Pawłowski na poczekaniu odgrzał retorykę z początku lat 90., kiedy to organ michnikowszczyny (proszę korektę, by mi nie poprawiała na „michnikowszczyznę”; to nie żadna „michnikowszczyzna”, tylko michnikowSZCZYNA!), zorientowawszy się, że zachodnim sponsorom nie jest już potrzebny kościelny certyfikat dla odróżnienia, kto „nasz”, a kto jakiś taki nie nasz – rozdarła szaty na cały świat, że w Polsce „ajatollahowie” chcą budować „państwo wyznaniowe”.
Przedtem, to znaczy – na poprzednim etapie – żaden z czujnych obserwatorów niczego takiego nie zaobserwował, przeciwnie – wszyscy gorliwie brali udział w nabożeństwach, na wyścigi „przyjaźnili się” z księdzem Jerzym Popiełuszką, w międzyczasie zamordowanym przez podwładnych późniejszych „człowieków honoru”, jeden przez drugiego przyjmowali sakramenty, poczynając od chrztu (powiadali na mieście, że kiedy literat Andrzej Szczypiorski, zdemaskowany później jako konfident „Mirek” się ochrzcił, to pierwszy chrzest mu się nie przyjął), a słyszałem, że sam pan red. Michnik molestował i molestował księdza prałata Henryka Jankowskiego, tego samego, którego później za pośrednictwem swoich cyngli oskarżał na łamach o pedofilię, żeby mu pierworodnego syna swego przyjął na łono katolickiego Kościoła.
Ale zmienił się etap, więc zmieniły się mądrości etapu, na czoło których wysunęło się „państwo neutralne światopoglądowo”. Oczywiście „państwo neutralne światopoglądowo”, to kolejny przykład żydowskiej tandety intelektualnej, podobnie jak marksizm, który handełesy stręczą mniej wartościowym narodom.
Rzecz bowiem w tym, że „państwo neutralne światopoglądowo” nie istnieje i istnieć nie może. Państwo bowiem nie może wyrzec się istotnej funkcji, mianowicie – ustanawiania praw.
I jeśli chce ustanowić najprostsze prawo: zestaw reguł – co wolno, a czego nie wolno, czyli kodeks karny, a w nim określić swój stosunek, dajmy na to, do kradzieży, to ma dwie możliwości: albo zabronić kradzieży pod groźbą kary, albo ja zalegalizować. Bez względu na to, co zrobi, arbitralnie decyduje, jaka etyka obowiązuje na terenie publicznym; czy złodziejska, czy antyzłodziejska.
A ponieważ każda etyka zakotwiczona jest w jakimś światopoglądzie, który dostarcza uzasadnienia dla jej norm i dla hierarchii tych norm, to państwo, decydując, iż na terenie publicznym obowiązuje określona etyka, jako podstawa systemu prawnego., preferuje tym samym światopogląd, który ją uzasadnia.
Nie jest zatem i nie może być „neutralne” - chyba, żeby wyrzekło się ustanawiania praw i przestało istnieć jako państwo. Półgłówkowie, stanowiący trzon michnikowszczyny oczywiście tego nie rozumieją, bo są za głupi i dlatego łykają żydowską tandetę intelektualną w przekonaniu, iż to perły wiedzy.
Więc na użytek oduraczonych czytelników „Gazety Wyborczej” pan Roman Pawłowski informuje, że odwołanie „Golgoty Picnic”, to „uderzenie w świeckie państwo i próba budowania w Polsce państwa wyznaniowego”.
Mamy oto dowód, że środowisko „GW” w którym Żydzi są bardzo licznie reprezentowani, a może nawet nadreprezentowani, bierze aktywny udział w komunistycznej rewolucji, realizowanej tym razem według strategii reprezentowanej przez Antoniego Gramsciego, w której glównym polem bitwy rewolucyjnej jest „kultura burżuazyjna”, czyli ludzka świadomość.
Istotnym elementem tej batalii jest próba usunięcia chrześcijaństwa z terenu publicznego – bo ta religia, słusznie uważana przez żydokomunę za istotny element znienawidzonej cywilizacji łacińskiej, mogłaby udaremnić komunistyczną rewolucję, której celem jest wyhodowanie człowieka sowieckiego i zbudowanie państwa totalitarnego, które – pod specjalnym nadzorem sanhedrynu – mogłoby eksploatować narody mniej wartościowe.
Żydowska gazeta dla Polaków cytuje też opinię organu żydokomuny francuskiej „Liberation”, według którego „polscy katolicy mają kiepskie poczucie humoru”, bo nie lubią szyderstw z własnej religii.
Ale podobny, a nawet jeszcze gorszy zarzut można postawić również Żydom. Oni w ogóle nie mają poczucia humoru, bo zupełnie nie tolerują nie tylko żadnych dowcipów z holokaustu, na przykład – popularnego wśród młodzieży dowcipu o „piecyku”, ale nawet zwykłe spostrzeżenia, na przykład, że Żydzi kontrolują znaczne obszary sektora finansowego, mediów, czy przemysłu rozrywkowego, piętnują jako „antysemickie”.
Wreszcie żydokomuna, przystrajając się w kostium wolności słowa, piętnuje odwołanie spektaklu „Golgota Picnic” jako „ograniczenie swobody ekspresji”. Jako znany liberał gotów jestem podjąć dyskusję na tej płaszczyźnie, ale pod warunkiem dopuszczenia wszystkich rodzajów ekspresji.
Na przykład argentyński reżyser i wynajęci przez niego aktorzy, w ramach spektaklu rozpoczęliby się ekspresyjonizować na scenie, na którą jednocześnie weszliby reprezentanci katolickiej publiczności i w ramach swobody ekspresji wszystkich przykładnie wybatożyli. Reżyserowi, dajmy na to – 100 batogów, a aktorom – po pięćdziesiąt.
I żeby mi potem nie było żadnych lamentów, ani żadnych skarg do niezawisłego sądu! Bo jak swoboda, to swoboda!
Stanisław Michalkiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl