Żeby wstać z kolan, najpierw trzeba na nie paść

0
0
0
/

Oj, już niedługo chyba będzie konieczne kolejna rekonstrukcja rządu – tym razem już nie tylko z powodu felonii pana prezydenta Andrzeja Dudy, który – podkreślam to po raz kolejny, bo zwłaszcza w polityce nie ma przypadków, są tylko znaki – po 45 minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią zbuntował się przeciwko swemu wynalazcy, który wystrugał go z banana na prezydenta – ale z powodu Żydów, przed którymi z gałęzi na gałąź skacze dzisiaj nie tylko Nasz Najważniejszy Sojusznik, co to ustami sekretarza stanu Rexa Tillersona daje wyraz „rozczarowaniu” naszym niej wartościowym narodem tubylczym i naszym nieszczęśliwym krajem, ale również stare kiejkuty, z zwłaszcza ta szajka, która przewerbowała się na służbę dla Mosady, pociągając za sobą swoją drużynę folksdojczów i pozostających pod ich wpływem pożytecznych idiotów. W ramach tej rekonstrukcji Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński będzie musiał rozejrzeć się za jakimś nowym premierem, bo pan premier Morawiecki zużywa się moralnie w tempie niespotykanym. Ale incipiam. Oto w ramach podźwigania Polski z kolan, pan premier Morawiecki pojechał do Niemiec i tam, najwyraźniej ośmielony łaskawością Naszej Złotej Pani i życzliwością BND, która unieszkodliwiła wybitnego przywódcę socjalistycznego Martina Schulza rozgadał się na wszystkie możliwe tematy, najwyraźniej wyobrażając sobie, że jego słuchacze zareagują na to tak samo, jak pani red. Danuta Holecka, która nawet z faktu, że minęła godzina 19,30 potrafi wycisnąć esencję triumfu. Wiadomo bowiem, że gdyby nadal rządziła Platforma Obywatelska, godzina 19,30 nie tylko nigdy by nie minęła, ale nawet by nie nadeszła i że jeśli akurat minęła, to dzięki czujności Naczelnika Państwa i zbiorowej mądrości partii i rządu – tak, jak to było za Edwarda Gierka, kiedy dzięki zbiorowej mądrości partii w łączności z I sekretarzem, słońce wschodziło i zachodziło i wyznaczonej porze, krowy dawały mleko, kury się niosły, Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej. Niestety – co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie – powiada ludowe przysłowie – o czym pan premier Morawiecki natychmiast i boleśnie się przekonał. Najwyraźniej rozluźniony, pozwolił sobie na dezynwolturę mówiąc, że oprócz dobrych Polaków byli również Polacy niedobrzy, podobnie jak obok dobrych Niemców, byli również Niemcy źli, oprócz dobrych Ukraińców, byli też i źli, podobnie jak obok dobrych Żydów trafiali się Żydzi niedobrzy. Tymczasem, jak wiadomo, od roku 1961, kiedy to w Nowym Jorku z izraelskim premierem Dawidem Ben Gurionem spotkał się niemiecki kanclerz Konrad Adenaurer. Po tym spotkaniu dobrzy Żydzi obiecali zaprzestać przeklinania Niemców, a całą swoją nienawiść będą odtąd kierowali i najwymyślniejsze przekleństwa będą odtąd miotali na złych nazistów. Bo Niemcy, podobnie jak i Żydzi zasadniczo byli dobrzy, podobnie jak i banderowcy, podczas gdy naziści byli źli. Dobrzy byli również banderowcy, a najlepszym tego dowodem była ochrona, jakiej po II wojnie światowej udzielił im Nasz Najważniejszy Sojusznik, który otoczył ich również opieką, pod osłoną której rozwinęli się „jak grzyb trujący i pokrzywa” - jako, że mogli być użyteczni przeciwko Związkowi Sowieckiemu, który dzisiaj personifikowany jest przez złego Putina. Wprawdzie prezydent Jerzy Bush (młodszy) zajrzał kiedyś zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi tak głęboko w oczy, że zauważył, iż ma on duszę nieśmiertelną i zasadniczo też jest dobry – ale na obecnym etapie zostało to unieważnione i obecnie mamy wierzyć, że Putin nie ma nieśmiertelnej duszy, podobnie jak Aleksander Kwaśniewski, który kiedyś nawet się tym przechwalał. W odróżnieniu od innych przechwałek, jak akurat w te przechwałki Aleksandra Kwaśniewskiego wierzę, bo któż może takie rzeczy lepiej wiedzieć od niego samego? Jeśli tedy twierdzi, z nie ma duszy, to nie ma – zresztą wystarczy na niego popatrzeć, żeby się w tym przekonaniu niezachwianie utwierdzić. Wróćmy jednak a nos moutons, czyli do pana premiera Mateusza Morawieckiego, a ściślej – do reakcji, jaką wywołało jego, zdawać by się mogło, banalne spostrzeżenie. Przez jakiegoś „ocalałego z holokaustu” został oskarżony o „zaprzeczanie holokaustowi”, a przywódca partii Jest Przyszłość, co w przełożeniu na język ludzki można przetłumaczyć jako „Róbmy Sobie Na Rękę”, pan Jair Lapid oskarżył polskiego premiera o „antysemityzm najstarszego rodzaju”. W tej sytuacji również premier Beniamin Netanjahu określił wypowiedź polskiego premiera jako „oburzającą” i zapowiedział, że wkrótce zażąda od niego „wyjaśnień”. Jeszcze nie zdążył „zażądać”, a już pani Kopcińska w imieniu rządu zaczęła tłumaczyć, że pan premier nie miał intencji negowania holokaustu i zapewniła, że „strona polska” zamierza „szanować żydowską wrażliwość”. Ta deklaracja pani Kopcińskiej oznacza ni mniej, ni więcej, że Polska, która jeszcze nie zdążyła wstać z kolan, została ponownie na nie rzucona i to na własne życzenie. Jeżeli bowiem sam Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński potępia „antysemityzm”, to taka deklaracja więcej wyjaśnia, niż mówi. Rzecz w tym, że pan Jarosław Kaczyński jest już dużym chłopczykiem, więc nie może nie wiedzieć, że o tym, co jest antysemityzmem, a co nim nie jest, nie decyduje ani on, ani JE abp Stanisław Gądecki, ani nawet Nasz Najważniejszy Sojusznik, tylko „strona żydowska” - a kto to jest, ta cała „strona żydowska”, tego nikt dobrze nie wie. Oczywiście to sprawy nie ułatwia, bo nigdy nie wiadomo, co sobie aktualny rzecznik „strony żydowskiej” wykombinuje. Jeśli jest to ktoś taki, jak, dajmy na to, nasz Kukuniek, to „koncepcje” mogą mu lęgnąć się w głowie na podobieństwo królików i żaden normalny człowiek za nim nie nadąży. Bardziej atoli prawdopodobne jest, że o tym, kto jest antysemitą, a kto dopiero będzie, decyduje interes, jaki „strona żydowska” zamierza akurat zrobić, to znaczy – kogo wytypowała sobie do wyszlamowania. Skoro tedy pan premier Morawiecki został uznany za antysemitnika i to w dodatku „najstarszego rodzaju”, to czyż Naczelnik Państwa może jak gdyby nigdy nic tolerować takiego osobnika na stanowisku premiera rządu bez graniczącego z pewnością ryzyka kompromitacji? Jasne, że nie może, a skoro tak, to rekonstrukcja rządu i to „głęboka” ante portas. A ponieważ nie wiadomo, czy wyznaczony przez Naczelnika Państwa kandydat na kolejnego premiera nie zostanie przez „stronę żydowską” za antysemitnika, to nie ma rady, tylko gwoli politycznej stabilności naszego nieszczęśliwego kraju, nominację na premiera trzeba będzie obowiązkowo poprzedzić konsultacjami ze „stroną żydowską”. Wyobrażam to sobie tak, że najsampierw Naczelnik Państwa prezentuje „stronie żydowskiej” trzech kandydatów, spośród których ona wybiera właściwego, albo – jeśli żaden jej nie pasuje – nie wybiera żadnego, a wtedy Naczelnik Państwa znowu przedstawia kolejnych trzech kandydatów – aż do skutku. Skoro już konsultujemy ze „stroną żydowską” projekty ustaw, to dlaczego nie kandydatów na premiera? A na użytek swoich wyznawców Naczelnik Państwa wytłumaczy, że inaczej nie można, że tak właśnie będzie dla naszego mniej wartościowego narodu tubylczego najlepiej i wreszcie – że jeśli Polska ma kiedyś wstać z kolan, to najpierw musi paść na te kolana, to chyba jasne? Najwyraźniej wszystko zmierza w tym właśnie kierunku, bo w przeciwnym razie pan premier Morawiecki, zamiast opowiadać po Monachiach duby smalone o dobrych i złych Niemcach, czy dobrych i złych Żydach, od razu by oświadczył, że Polska nie uznaje ani izraelskiej, ani – tym bardziej - „żydowskiej” jurysdykcji ani w tej, ani w żadnej innej sprawie. Dzięki temu nie musiałby już tłumaczyć się ani słowem z „holokaustu”, ani – tym bardziej – wdawać się w idiotyczną i upokarzającą licytację z Żydami i Niemcami, kto był „lepszy”, a kto „gorszy”. Gdyby zaś Żydostwo podnosiło klangor i przekraczało granicę tupetu i bezczelności w oskarżaniu narodu polskiego, że był „współsprawcą” albo nawet „sprawcą” holokaustu, to mógłby oświadczyć, że może szkoda, że to nieprawda – i tyle. Ale co tam marzyć o tym!

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną