To już epidemia. Zaczęło się od Jurgiela, i oto kolejny minister w rządzie Zjednoczonej Prawicy narzeka, że za mało zarabia, a wiceminister innego resortu jeszcze go broni i pokazuje, że on również zanim objął rządowe stanowisko zarabiał więcej i na nowej posadzie tylko stracił. Biedaczki! Można pomyśleć, że do nowej posady w tym „faszystowskim” rządzie zaciągnięto ich pod pistoletem i przymuszono. Ale przecież tak nie było, „widziały gały co brały”. Narzekanie jest tylko kompromitacją, świadczącą o braku klasy i społecznej głuchocie.
Poza tym, zawsze można się zwolnić, zrezygnować, iść tam gdzie więcej płacą, skoro w służbie publicznej o kasę im tak bardzo chodzi. Panowie jednak z funkcji nie rezygnują, nie zamierzają opuścić gabinetów, sekretarek i służbowych limuzyn. Umościli się wygodnie w swych ministerialnych fotelach i trwają.
Nie twierdzę, że nie powinni otrzymywać wyższych wynagrodzeń. Każdy by chciał. To kwestia oczekiwań, ale i dokonywanych wyborów. Nigdy nie ma tak, że nie chce się zarabiać więcej, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Jednak zawsze ta pensja plasuje się na jakimś tle. Można przykładać jako miernik najniższe świadczenia emerytów, czy niską w stosunku do unijnej średniej polską płacę minimalną, można też zarobki w korpo czy dochody krezusów ze środowiska lekarzy, pracujących w paru miejscach. Rzecz względna. Nierówności w płacach od zarania „transformacji” są w Polsce tak duże, że jest w czym wybierać, gdy chodzi o punkty odniesienia.
Publiczne narzekanie ministrów na niskie zarobki i to właśnie w rządzie mieniącym się jako wrażliwy społecznie, gdy jeszcze „rachunki krzywd” nie są wyrównane, a opozycja woła, że to rząd „dojnej zmiany” jest naprawdę żałosne. Przecież i tak rząd tak jak budżetówka otrzymuje „trzynastkę”, a dochodzą jeszcze nagrody, więc narzekać wręcz nie wypada. Na odchodne premier Szydło przyznała „swoim” nagrody za 1,5 mln złotych, a prezydent Andrzej Duda odpalił - 2 mln.
Tymczasem w kolejnej turze kwękań na niskie pensje, popis w programie radia ZET dał Jarosław Gowin, mówiąc, że kiedy był ministrem sprawiedliwości i miał na utrzymaniu trójkę studiujących dzieci, czasami nie starczało mu do pierwszego. Gdy sięgnięto do jego oświadczeń majątkowych, pokazano że zarabiał 17 tysięcy złotych. Może to suma dla niektórych „na waciki”, lub na makijażystę prezydenta Macrona, ale dla wielu polskich rodzin - fortuna.
I mimo że Gowin przeprosił za „niefortunną” –jak sam przyznał – wypowiedź, „ która może dotknąć zwłaszcza tych, którzy zmagają się z prawdziwym dostatkiem” - lawina ruszyła.
Posłowie błyskawicznie zorganizowali happening i po sali plenarnej zaczął krążyć słoik z kartką „Zbiórka na Gowina”, do którego parlamentarzyści wrzucali drobniaki.
Na tym „sprawa Gowina” się nie skończyła. W sukurs koledze z rządu przyszedł wiceminister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Bartosz Marczuk, pokazując na twitterze, że stracił finansowo po objęciu stanowiska w resorcie „W 2016 zarobiłem (z nagrodami) 8744 zł netto na miesiąc”- napisał Marczuk. Podczas gdy wcześnie zarabiał ok. 16 500 zł. Z jakiegoś powodu się jednak idzie w”ministry”. Marczuk, dziennikarz z „Rzeczpospolitej”, musiał to skalkulować w planowaniu własnej kariery zawodowej i uznał, że mu się to jednak opłaca. „Wiceminister” w cv brzmi nieźle!
Czy wypada jednak pokazywać to zubożenie publicznie na twitterze, gdy się jest ministrem od rodziny? Moim zdaniem nie. Zwłaszcza, że kolego dziennikarzu, panie ministrze, ma pan w rejestrze niezałatwionych przez resort spraw tak skandaliczny przypadek, jak świadczenia dla opiekunów niepełnosprawnych osób dorosłych, które nadal wynoszą 520 zł, za co nie sposób przeżyć.
Grupa opiekunów ciężko chorych dorosłych ludzi (często leżących, z demencją i Atlzheimerem), która całodobowo zajmując się chorymi z przyczyn oczywistych musiała zrezygnować z pracy zawodowej, nie może się dotąd doczekać realizacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2014 roku, który uznał za niezgodne z Konstytucją zróżnicowanie wysokości świadczeń dla opiekunów dzieci i opiekunów dorosłych. Świadczenia opiekunów niepełnosprawnych dorosłych są grubo ponad dwa razy niższe.
Część zdesperowanych i rozgoryczonych opiekunów dochodzi zwrotu tej różnicy na drodze sądowej i …wygrywa sprawy. Nie wszyscy się jednak na to decydują, wnikają w niuanse prawa, mają czas na rozprawy w sądzie, szarpaninę i nerwy. Reszta czuje ogromny żal do PiS, który jako partia będąca wówczas w opozycji zaskarżył do Trybunału niesprawiedliwe traktowanie opiekunów. I wygrał! Co z tego, skoro dotąd ta wygrana nie przekłada się na wysokość świadczeń tej grupy ludzi.
Sądzę, że w tej sytuacji, jako minister ds. rodziny nie powinien pan dawać popisów na twitterze, ileż to pan stracił, bo w stosunku do ludzi, zmuszonych do sprawowania opieki 24 h. , zmuszonych do rezygnacji z pracy zawodowej, bez urlopów i dni wolnych, po prostu nie wypada.
Rodzina to przecież nie tylko dzieci i chwalebne 500 plus, ale też ludzie starsi i zniedołężniali. A w Polsce nie wprowadzono przecież eutanazji i trzeba z nimi jakoś żyć.
Ta grupa opiekunów nie pójdzie protestować pod Sejm. Są w tym dramacie sami.
A panu, więcej wrażliwości społecznej życzę. Nie tylko w sprawie Gowina.