Ateista Hartman wykrył rzekomy antyaborcyjny spisek PiS i Episkopatu

0
0
0
/

Czołowy polski ateista w artykule „Czy kobiety zmiotą PiS?" opublikowanym na blogu lewicowego tygodnika ''Polityka'' wykrył spisek. Zdaniem Jana Hartmana „samce z Nowogrodzkiej, siedziby PiS i z Wyszyńskiego, siedziby episkopatu, dogadały się w sprawie ataku na polskie kobiety". Celem ''samców'' jest odebranie kobietom możliwości zabijania swoich nienarodzonych dzieci, podejrzewanych o to, że mogą być chore. Jak zwykle były członek żydowskiej loży masońskiej Bnai Brith się myli. ''Samce'' z Nowogrodzkiej niej są zainteresowane naruszaniem tak zwanego kompromisu aborcyjnego, o czym informowały przed wyborami (i o czym  wielokrotnie pisałem, odmiennie od prasy klerykalnej), a episkopat taktownie nie porusza tematu zakazu aborcji. Nienarodzonych dzieci bronią organizacje społeczne,które nie mają poparcia ani Episkopatu, ani PiS. Zdaniem ateisty sprzeciw wobec mordowania nienarodzonych dzieci to wyraz agresji „w stosunku do kobiet". Według Hartmana obrońcy życia „w swej miernocie moralnej i zepsuciu kurczowo trzymają się myśli, że mimo wszystko są szlachetni i dobrzy". Według Hartmana Episkopat i PiS interesuje „jedynie władza wyrażająca się w formułowaniu zakazów – zwłaszcza adresowanych do kobiet, do których mają najwidoczniej jakiś żal i na których chcą się wyżyć". Zdaniem ateisty zakazywanie mordowania nienarodzonych dzieci to „chemizm moralnego sadyzmu", bezmyślne i okrutne krzywdzenie kobiet, które „łączy w sobie bezbrzeżną pychę z zakłamaniem tak wielkim, że sam obłudnik nie zdaje sobie z niego sprawy". W opinii Hartmana w przeprowadzaniu nielegalnych aborcji pomogą „szlachetni, odważni lekarze, którzy nie pozostawią ich bez pomocy – mimo okrutnego i bezmyślnego prawa, narzuconego przez zaburzonych emocjonalnie i niedojrzałych fanatyków bez sumienia". Hartman uważa, że uchwalenie ustawy zakazującej mordowania nienarodzonych dzieci doprowadzi do tego, że „ruszą na ulice ogromne tłumy kobiet i wspierających je mężczyzn. Będziemy świadkami społecznego gniewu, którego jeszcze Kościół i jego partyjne szwadrony nie widzieli. Po raz pierwszy biskupi zobaczą na własne oczy bunt narodu przeciwko swej władzy. To będzie przełom. Naród przestanie się bać, a młodzież podniesie głowy znad swoich smartfonów i ruszy zawalczyć o swoje prawa z oczadziałymi „freakami", dobierającymi się do ich ciał. Na tym właśnie, a nie na niszczeniu państwa prawa, przejedzie się PiS. To jest właśnie ta czerwona linia, którą w swej pysze i głupocie Kaczyński z biskupami szykują się przekroczyć". Jak wieszczy były członek żydowskiej loży masońskiej Bnai Brith „Duda tego nie podpisze. Żona mu nie pozwoli. PiS uratuje skórę. Ale na krótko. Młodzi im tego nie zapomną. A raz podjęty bunt przeciwko wszechmocnym biskupom utoruje drogę kolejnym. Zamykanie sklepów, zmuszanie do rodzenia niezdolnych do życia dzieci, codzienne wieści o pedofilach w sutannach – to musi wreszcie zadziałać. „Masa krytyczna" zgorszenia niedługo zostanie przekroczona – a wtedy umęczony i zdegustowany nachalną kościelną ględą młody naród powie im „spadajcie". I spadną – najpierw w dochodach, potem we władzy. A zacznie się to wszystko za parę tygodni – gdy zaślepiony pychą partyjno-kościelny konglomerat rządzący tym biednym krajem podepcze brzuch polskiej kobiety". Wizje czołowego polskiego ateisty zapewne się nie spełnią. PiS odłoży projekt antyaborcyjny do zamrażarki. Przed wyborami i Jarosław Kaczyński i Andrzej Duda publicznie deklarowali, że nie wprowadzą zakazu aborcji. Media  solidarnie to ukrywały oraz wmawiały katolikom, że PiS jest spełnieniem ich marzeń (nie jest, choć nie zmienia to faktu, że katolicy w Polsce nie mają na kogo innego niż PiS głosować). Komentując proroctwa Hartmana należy stwierdzić, że zapewne będą jakieś proaborcyjne demonstracje. Nie powtórzą jednak one sukcesu pierwszych czarnych marszów. Zadbały o to same feministki blisko współpracując z ekstrema lewicową, w tym i z komunistami oraz trockistami. Jednak trzeba oddać sprawiedliwość i przyznać ekstremistom lewicowym, w tym i feministkom, że się nie lenią. Lewica potrafi zmobilizować wszystkie swoje siły i zorganizować demonstracje, która w mediach uchodzi niesłusznie za głos kobiet. Za takie medialne sukcesy lewicy winę ponoszą nie tylko media zdominowane przez lewicę, ale i sami katolicy. Zło tryumfuje kiedy dobrzy ludzie są bezczynni. W Archidiecezji Warszawskiej są 283 kościoły i większe kaplice. Zapewne w każdej ze społeczności związanej z świątynią jest grono kilkudziesięciu aktywnych osób. Gdyby z każdej wspólnot parafialnych składających się z kilku lub kilkunastu wspólnot (neokatechumenatów, odnów, oaz, różańców, duszpasterstw) pojawiało się na demonstracjach antyaborcyjnych po 10 osób, takie demonstracje nie liczyłyby kilku osób, a kilka tysięcy i swoim świadectwem zdecydowanie by ukazywały, że lewica nie cieszy się poparcie społecznym. Jednak niektórzy katolicy są leniwi i  nie chcą brać odpowiedzialności za dobro wspólne. Bezczynność katolików pozwala lewicy bezkarnie wciskać kit o tym, że społeczeństwo popiera lewicowe zabobony. Za dobrych przedsoborowych czasów papież Leon XIII w swoich encyklikach (podobnie jak jego następcy) wskazywał, że obowiązkiem katolików jest walka z socjalizmem (we wszystkich jego odmianach) i zaangażowanie społeczne katolików. Przed II wojną światową kler katolicki wspierał w Polsce narodowców w budowie społeczeństwa obywatelskiego. O aktywność społeczna katolików apelował przed wojną ojciec Maksymilian Kolbe, a po wojnie nawet w warunkach komunistycznej okupacji o potrzebie pozytywnego nacjonalizmu (odmiennego od szowinizmu) nauczał prymas Stefan Wyszyński. Dziś jednak to przedsoborowe dziedzictwo katolicyzmu jest skazywane na zapomnienie, ukrywane i negowane, a w konsekwencji - demony komunizmu straszą na ulicach.  

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną