Kosztowne premie dla rządu

0
0
0
/

Obecnie obie partie postsolidarnościowe – PiS i PO walczą ze sobą, obrzucając się wzajemnie oskarżeniami o zbytnie wynagradzanie urzędników państwowych. Platforma rozpoczęła kampanię oczerniającą „dobrą zmianę”, wypominając jej niebagatelne premie dla rządu. Prawo i Sprawiedliwość, zapewne mając na uwadze, że najlepszą obroną jest atak, przy pomocy swojego zaplecza medialnego odpowiedziało partii Grzegorza Schetyny, przypominając PO o nagrodach dla urzędników państwowych przyznawanych za czasów koalicji Platformy z ludowcami. Owa bieżączka polityczna pomimo tego, że przekłada się na spadek poparcia dla partii naczelnika Kaczyńskiego, to jest korzystna dla obu postsolidarnościowych partii, które zdają się myśleć głównie o wyborczych aspektach polityki wewnętrznej, lekceważąc inne dziedziny polityki wewnętrznej i sprawy zagraniczne. Dlatego też wygodnie jest im odwracać uwagę od pogarszającej się sytuacji międzynarodowej państwa polskiego. Od tego, że cała polityka zagraniczna III Rzeczpospolitej oparta na zbliżeniu z Unią Europejską, bezwarunkowej współpracy z Ukrainą i bezalternatywnym strategicznym sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi zmierza do spektakularnej klęski. Unia Europejska pragnie wymusić na nas przyjęcie muzułmańskich uchodźców. Ukraińcy darzą nas tak wielką sympatią, że za swoich bohaterów uznają Stepana Banderę, Romana Szuchewycza i bandę rezunów z OUN/UPA. Stany Zjednoczone nie tylko nie postrzegają nas jako swojego „najważniejszego” sojusznika, ale nawet jako istotnego partnera w regionie. Polityka bezalternatywnego sojuszu z Waszyngtonem degraduje Warszawę do rangi wasala. Nie zmienia tego buńczuczne chwalenie się zawarciem umowy na dostawy amerykańskich rakiet. Nad Polską zawisło widmo przyjęcia przez senat USA ustawy o wsparciu przez agendy Stanów Zjednoczonych żydowskich roszczeń. Zamiast temu przeciwdziałać i informować społeczeństwo sytuacji międzynarodowej Polski nadwiślańscy statyści wolą obrzucać się wzajemnie błotem, jak gdyby nic się nie działo. Zarzucają sobie wzajemnie nepotyzm, kolesiostwo oraz upartyjnienie instytucji państwowych, urzędów czy rad nadzorczych spółek skarbu państwa, załamując przy tym ręce nad nieuczciwością swoich oponentów. Paradoksalnie obie strony politycznego sporu mają rację, jednocześnie się myląc. Owe patologie bowiem nie dotyczą tylko jednej ekipy rządzącej, lecz całego systemu politycznego III RP. Hipokryzja naszych politklakierów jest aż nazbyt widoczna. Zarzucają oni swoim oponentom to, co sami praktykują. Z przerzucania się oskarżeniami i wzajemnego oblewania pomyjami i fekaliami na łamach zaprzyjaźnionych mediów nic nie wyniknie. Nic się od tej paplaniny nie zmieni. Politycy bez względu na wyznawane poglądy, szyldy partyjne i hasła wyborcze będą szukali wszelkich możliwych sposobów na zwiększenie swoich dochodów. Liderzy stronnictw politycznych wciąż będą nagradzać swoich najwierniejszych hajduków i janczarów sprawdzonych i zasłużonych w wielu politycznych bojach premiami, nagrodami i stanowiskami w spółkach skarbu państwa, które w systemie politycznym III Rzeczpospolitej pełnią funkcję staropolskich królewszczyzn pozwalającym wzbogacić się politycznym przyjaciołom ekip aktualnie rządzącej nad Wisłą. Dlatego też nasi statyści chętnie godzą się na chwilowe wstrzymanie dobrze rokujących karier politycznych i „zesłanie” do tej czy innej rady nadzorczej spółki skarbu państwa. Po odsiedzeniu odpowiedniego czasu na „ławce kar” i nabiciu kabzy spokojnie powracają na bardziej eksponowane stanowiska w rządzie czy administracji. W historii III RP nie brakowało przykładów podobnych karier. Nie będzie to popularne w polskim społeczeństwie, jednak trzeba powiedzieć, że możliwość żonglowania zarzutami przez polityków w kontekście przyznawania premii kolejnym ekipom rządzącym wskazuje na niską świadomość polityczną naszego społeczeństwa. Polacy chcieliby, żeby rządzący nimi zarabiali możliwie mało (najlepiej najniższą krajową!), jednocześnie pracując ciężko, wydajnie i uczciwie, a sytuacja w kraju polepszała się z miesiąca na miesiąc. Owo nastawienie jest głupie. Absurdem jest myśleć, iż słabo opłacany polityk będzie skutecznie zarządzał państwem, mając na uwadze interesy jego i narodu politycznego, który je zamieszkuje. Niskie wynagrodzenie nie przyciągnie najlepszych, najbardziej odpowiednich ludzi do rządu i administracji publicznej. Wręcz przeciwnie. Do tego będzie stanowić ułatwienie dla różnego rodzaju lobbystów do tego, by za pomocą relatywnie niewielkich środków finansowych przeforsować korzystne dla ich mocodawców zmiany w obowiązujących przepisach. Obce państwa również nie pozostają obojętne na „problemy życiowe” polskich polityków. Nie oszukujmy się, obecne pensje najwyższych urzędników państwowych są relatywnie niskie. Zwłaszcza w zestawieniu z poborami prezesów i członków rad nadzorczych spółek skarbu państwa. Modelowym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie programu państwa minimum. Zmniejszenie ingerencji państwa w gospodarkę, uproszczenie przepisów i odchudzenie aparatu biurokratycznego kilkadziesiąt razy. Pozwoliłoby to na zwiększenie pensji najwyższych urzędników państwowych przy jednoczesnej redukcji wydatków publicznych. Niestety w systemie politycznym III RP i przy obecnej sytuacji politycznej w kraju owa zmiana jest zupełnie niemożliwa. Nie ma bowiem żadnej siły politycznej zainteresowanej realizacją owego programu, która byłaby zdolna do jego przeforsowania. Wobec tego jesteśmy skazani na powtarzanie żenującego widowiska polegającego na wzajemnym, pełnym hipokryzji, obrzucaniu się zarzutami o nadmierne przyznawanie premii i nagród urzędnikom państwowym.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną