Niedzielne wybory to klęska nie tylko PO ale i PiS
Politolodzy, podsumowując niedzielne wybory uzupełniające do Senatu, stwierdzają w miarę zgodnie, że PiS góruje nad PO i pozostałymi partiami zdolnością mobilizacji swoich najwierniejszych wyborców. Trudno jednak mówić o sukcesie, jeżeli frekwencja w żadnym z okręgów nie przekroczyła 10 procent.
Malejąca z wyborów na wybory frekwencja świadczy nie tyle o spadku zainteresowania Polaków sprawami polityki, ile kryzysie partii wszystkich w zasadzie części politycznej sceny, a także o kryzysie samego funkcjonującego w Polsce systemu działania państwa. Wyścig wyborczy ogranicza się do tego, które z ugrupowań skuteczniej i w krótszym czasie zniweluje skutki owego kryzysu.
Wprawdzie każda partia ma swój stały elektorat, związany z nią więzami biznesowymi, ideologicznymi, czy najzwyczajniej w świecie uczuciowymi, gdyż i tym kierują się wyborcy przy zakreślaniu nazwiska konkretnej osoby na karcie do głosowania, niemniej jednak w zasadzie żadna nie jest w stanie zmobilizować tych, którzy do wyborów nie chodzą. Na niewiele zdają się kampanie zachęcające do korzystania z przysługujących praw obywatelskich przy wyborczych urnach, skoro większość Polaków uważa, zresztą nie bez podstaw, że nie ma znaczenia czy pójdą zagłosować, czy nie, czy poprą tego, czy innego kandydata, skoro w kraju, niezależnie od tego, kto rządzi, i tak nie ma poprawy.
Brakuje zaufania do klasy politycznej, która - postrzegana przez pryzmat "taśm prawdy" oraz działających wstecz przepisów - już od dawna nie kojarzy się z prestiżem, ale z oszustwem, mafijnymi metodami i prostactwem. Polityka już dawno przestała kojarzyć się z patriotyzmem, walką o polską rację stanu oraz pozycję w świecie. Między innymi z tej przyczyny obywatele przestali utożsamiać się z państwem, w którym żyją i mieszkają, o ile dramatyczna sytuacja życiowa nie zmusiła ich do emigracji zarobkowej. Efekt - niewielu deklaruje gotowość do poświęcenia życia za niepodległość kraju w sytuacji jakiejkolwiek agresji z zewnątrz. Przyczyna jest prosta - zbyt liczna jest rzesza przekonanych, iż niepodległość utraciliśmy już dawno, a "przecież za interesy partyjnych działaczy nikt nie będzie przelewać krwi". Smutne, ale prawdziwe.
W tym momencie niezrozumiałe i kuriozalne wydaje się zadowolenie Jarosława Kaczyńskiego, prezesa Prawa i Sprawiedliwości z przebiegu niedzielnego głosowania. - Wyniki wyborów uzupełniających do Senatu pokazują, że jest perspektywa bardzo daleko idącej, politycznej zmiany po wyborach parlamentarnych - powiedział w poniedziałek, podkreślając, iż "zaangażowanie Donalda Tuska w kampanię nie przyniosło rezultatu".
Rezultat przyniosły za to afery z udziałem polityków koalicji rządzącej - to właśnie Bartłomiej Sienkiewicz, ze swoją słynną "trylogią" kupy kamieni, Marek Belka czy Jan Bury z oddechem ABW na plecach są współautorami ostatniej wygranej PiS. M.in. dzięki nim partii Jarosława Kaczyńskiego udało się doprowadzić do wspominanej przez w zasadzie wszystkich politologów mobilizacji "żelaznego elektoratu".
Jednakże fakt, iż zadecydował o tym czynnik negatywny nie może być, i to należy z całą mocą podkreślić, postrzegany jako sukces, ale klęska na całej linii, prowadzi bowiem nie do rozwoju, ale do zwijania się systemu demokratycznego, o ile w ogóle możemy mówić w Polsce o istnieniu demokracji, i utrwalenia wszystkich wad dotychczasowej polityki.
Czy władze Prawa i Sprawiedliwości wyciągną wnioski z dotychczasowych doświadczeń? Niewiele na to wskazuje - prezes PiS wydaje się eliminować tudzież odsuwać na bok wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób mogą zagrozić jego pozycji. Jeżeli jednak ugrupowanie to nie znajdzie w sobie dość siły, aby odciąć się od dotychczasowego, postokrągłostołowego przywództwa i - po zmianie kadr - nie stworzy od początku politycznej koncepcji, ma nikłe szanse cieszyć się szerokim poparciem społecznym. Dotychczasowe, socjalistyczne PiS, prywatyzujące i - podobnie jak PO - przyzwalające na eksploatację Polski i Polaków przez zachodnie koncerny i instytucje finansowe, o różnego rodzaju organizacjach nie wspominając, jeżeli nawet wygra kolejne wybory i po raz kolejny odtrąbi sukces, to i tak będzie miało słaby mandat dla podejmowania jakichkolwiek decyzji.
Anna Wiejak
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl