Ajajajajajajaj! Co to za paskudniki, ci Węgrzy! Nie dość, że po raz kolejny pozwolili Fideszowi wygrać wybory i to z większością konstytucyjną, o której nasz Naczelnik Państwa może co najwyżej pomarzyć, to jeszcze – przechodząc do porządku nad antyrządową manifestacją „zagniewanego ludu” w Budapeszcie, nad którą „Gazeta Wyborcza” w Warszawie mało jaja nie zniesie – opublikowali w jednym z tygodników „listę najemników Sorosa”.
Ten cały Jerzy Soros, to pochodzący z Węgier żydowski finansowy grandziarz, który na różnych, najdelikatniej mówiąc – kontrowersyjnych przedsięwzięciach uciułał ogromny majątek, który postanowił przeznaczyć na finansowanie tak zwanego „społeczeństwa otwartego”.
Pod tą zachęcającą nazwą kryją się działania, zmierzające do systematycznego niszczenia organicznych więzi społecznych w mniej wartościowych narodach tubylczych po to, by przerobić je na tak zwany „nawóz Historii” na którym będą – „jak grzyb trujący i pokrzywa” - mogły wyrastać rozmaite żydowskie kwiatuszki w rodzaju pana redaktora Adama Michnika. Publikacja lisy „najemników Sorosa” w szeregach tych najemników wzbudziła pełen oburzenia klangor, jako że nic tak nie gorszy, jak prawda. Ciekawe, jak zareagowaliby na taka publikację najemnicy Sorosa w Polsce, których jest cały Legion .
Nie mówię już nawet o tym, że Soros jest w prawie 12 procentach właścicielem spółki „Agora” wydającej „Gazetę Wyborczą”, w której – jak wiadomo, produkuje się tyle autorytetów moralnych, że wprost nie można splunąć, żeby w jakiegoś nie trafić – ale w takiej sytuacji nie da się przecież ukryć, że wszyscy redaktorzy „GW” z panem red. Jarosławem Kurskim i panem red. Wojciechem Czuchnowskim, podobnie jak z pochodzącą ze świętej rodziny panią red. Dominiką Wielowieyską, są „najemnikami Sorosa” i to w sensie dosłownym.
Nie mówię też o Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, gdzie też jeden autorytet moralny siedzi na drugim, więc grzech sodomii jest tam wyjątkowo częsty, a która jest krajowym kolaborantem wiedeńskiej Agencji Praw Podstawowych, czyli takiego paneuropejskiego gestapo, pilnującego, by mniej wartościowe narody tubylcze nie bisurmaniły się w sposób nieprzewidziany.
Helsińska fundacja wygrała tam przetarg na usługi delatorskie, być może dlatego, że stary finansowy grandziarz od lat ją sponsoruje, raz za pośrednictwem fundacji w Budapeszcie, a po drugie – za pośrednictwem Fundacji Batorego, w której sorosowy szmal rozdziela Główny Cadyk III Rzeczypospolitej, pan Aleksander Smolar.
Kiedy byłem jeszcze naczelnym redaktorem „Najwyższego Czasu!”, dostawałem – podobnie jak inne redakcje – obiegiem coś w rodzaju sprawozdania finansowego Fundacji Batorego. Był to znakomity przewodnik po polskim życiu publicznym, bo wystarczyło popatrzeć, kto, ile i za co dostał stamtąd szmalcu i dlaczego ćwierka z takiego, a nie innego klucza. Przypominam sobie z tamtych czasów, że jednym z „najemników Sorosa” był JE bp Tadeusz Pieronek.
Co z tą forsą robił – tego oczywiście nie wiem, ale nawet gdyby przepuszczał ją z panienkami, którym potem udzielałby rozgrzeszenia, to mniejsza z tym, bo ważniejsze jest coś innego – że Ekscelencja służył dwu panom i to jednemu – a pieniądze. A jak napisano w Ewangelii, w takich razach sługa jednego pana szanuje, a drugim gardzi. Którego szanuje, a którym gardzi?
To proste – szanuje tego, od którego bierze szmal, bo gdyby było odwrotnie, to – po pierwsze – żadnego podejrzanego szmalu by nie brał, a po drugie – nie ćwierkałby z obstalowanego klucza, co Ekscelencji zdarza się również i dzisiaj. Czyżby nadal brał jurgielt od Głównego Cadyka III Rzeczypospolitej? Ładny interes!
Wykluczyć tego nie można, bo stary grandziarz niedawno przeznaczył aż 18 miliardów dolarów na finansowanie „społeczeństwa otwartego”, więc do kogoś ta forsa musi przecież trafiać. Czasami trafia w ręce przypadkowe, o czym mogłem przekonać się w grudniu 2016 roku w Nowym Jorku, przez który, jedna za drugą, przeciągały demonstracje przeciwko wybranemu miesiąc wcześniej prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi.
Wpadła mi nawet w ręce ulotka werbująca ochotników na te demonstracje, z ofertą 18,5 dolara za godzinę. Ulotka nie była podpisana, ale wieść gminna głosiła, że to właśnie stary grandziarz to wszystko finansuje, oczywiście za pośrednictwem jakichś nowojorskich Aleksandrów Smolarów.
Ciekaw jestem, ile dostają uczestnicy demonstracji w Budapeszcie, no i oczywiście – jakie okruszki ze stołu pańskiego spadają dla „Obywateli SB”. To znaczy pardon – jakiej tam znowu „SB”, której przecież już „nie ma” podobnie jak Wojskowych Służb Informacyjnych, czy izraelskiej broni jądrowej. Nie żadnej tam „SB”, tylko oczywiście RP! Gdyby tak pan Aleksander Smolar zechciał uchylić rąbka tajemnicy, to niewątpliwie zyskałaby na tym jawność naszego życia publicznego – ale – jak mawiał Ignacy Rzecki – co tam marzyć o tem!
A skoro już mowa o bezcennym Izraelu i jego broni jądrowej, której – jak wiadomo - „nie ma” - to ciekawe, że w związku z niedawnym ostrzałem Syrii rakietami koalicji: USA, Wielka Brytania i Francja, za pretekst do ataku przyjęte zostało oskarżenie, że reżym prezydenta Asada użył gazu bojowego.
Najwyraźniej „synowie Izraela” muszą mieć specjalnie uwrażliwione nosy właśnie na gaz, bo nie słychać, żeby taką odrazą napawało kogokolwiek użycie, albo nawet posiadanie broni biologicznej. A przecież źli naziści, co to nie mieli oporów przed używaniem gazu w pomieszczeniach zamkniętych, do broni biologicznej mieli wyraźną awersję zwłaszcza, że jej mimowolne używanie przypisywali właśnie Żydom, co wyraziło się w rozplakatowanym haśle: „Żydzi, wszy, tyfus plamisty!”
Ale skoro Wielka Brytania wcześniej wystąpiła z oskarżeniem właśnie o użycie gazu, to wykorzystanie tego pretekstu w Syrii mogło być raczej efektem biurokratycznej inercji, niż czyjejś specjalnej awersji do gazu.
Jest to prawdopodobne tym bardziej, że ostrzał Syrii odbył się zgodnie z regułami politycznej poprawności, a konkretnie – z zasadą, by nikogo nie wykluczać, ani nie stygmatyzować. Toteż świat nie może ochłonąć ze zdumienia, że akurat w następstwie tego ostrzału wszyscy są zadowoleni. Zadowolona jest koalicja, to znaczy – USA, Wielka Brytania i Francja, bo złowrogiemu syryjskiemu tyranowi pokazała „ruski miesiąc”. Ale syryjski tyran też jest zadowolony, bo twierdzi, że zniszczono jakieś puste i zrujnowane magazyny, a poza tym – co najmniej 13 procent pocisków zostało zestrzelonych w powietrzu i to przy pomocy ruskich rakiet pochodzących jeszcze z ubiegłego stulecia.
Jeszcze większe zadowolenie demonstrują ruscy szachiści twierdząc, że aż 70 procent pocisków zostało przechwyconych i to w sytuacji, kiedy rosyjska obrona przeciwlotnicza w ogóle nie reagowała, jako, że ostrzał prowadzony był w innym rejonie. Czyżby zatem chodziło o efektowne pozbycie się przestarzałego arsenału, zarówno po stronie bojowników o wolność i demokrację, co to – jak twierdzi pan dr Targalski – tylko poczciwie „walczą o pokój”, jak i po stronie podżegaczy wojennych, co to walczą o wojnę i totalniactwo?
Zadowolona jest również Polska, która – jak oznajmił sam prezydent Duda – ostrzał „popiera”, to znaczy – przytupuje, pokrzykuje i wymachuje rękami, jak przystało na ormowca Europy.
Stanisław Michalkiewicz