Skandal w Lublinie! Lider Ruchu Narodowego wychodzi z sali [ZOBACZ VIDEO]
Lubelski kandydat Ruchu Narodowego na prezydenta miasta nie został wpuszczony na debatę przedwyborczą. W miejskiej sali rozmawiali jedynie koalicjanci. Dziennikarka uznała, że działacz RN nie został dopuszczony z powodu „używania przemocy fizycznej i słownej”.
Pod patronatem Gazety Wyborczej i Radia TOK FM została zorganizowana debata przed wyborami prezydenckimi w Lublinie. Doszło jednak do poważnego skandalu, którego nie transmitowano w całej Polsce. Organizatorzy debaty postanowili nie zapraszać jednego z kandydatów - Mariana Kowalskiego. Kandydat Ruchu Narodowego jednak zjawił się na sali. Publiczność domagała się dopuszczenia go do debaty, organizatorzy nie ustąpili.
Na nagraniu widać, czego nie usłyszeli słuchacze Radia TOK FM w transmisji radiowej.
- Stałem się ofiarą faszyzmu reprezentowanego dziś przez Gazetę Wyborczą i Radio TOK FM – stwierdził Marian Kowalski z RN, któremu umożliwiono zadanie jedynie pytania a nie uczestniczenie w debacie.
Początkowo Marian Kowalski zdecydował się opuścić salę, co oznajmił uczestnikom debaty, jednak po pewnym czasie wrócił, usiłując demontować pomówienia na swój temat formułowane przez uczestników.
W związku z zaistniałą sytuacją lubelski Sztab Wojewódzki Ruchu Narodowego wydał dziś następujące oświadczenie:
W środę Prezydent Krzysztof Żuk i przewodniczący Rady Miasta Piotr Kowalczyk skompromitowali Lublin przed całą Polską. W trakcie imprezy reklamowanej jako debata kandydatów na Prezydenta miasta Lublin, odmówiono prawa do uczestnictwa Marianowi Kowalskiemu z Ruchu Narodowego.
„Gazeta Wyborcza” będąca współorganizatorem, w artykule promującym wydarzenie podawała nazwiska kandydatów, w tym Mariana Kowalskiego. Gdy nasz kandydat pojawił się na debacie, dziennikarka radia TOK FM oświadczyła, że nie będą zapraszać osób – jak to określono – „używających przemocy słownej i fizycznej”. Marian Kowalski nigdy nie był karany, był natomiast przez wiele lat ławnikiem sądowym.
Panowie Żuk i Kowalczyk nie wykazali solidarności w stosunku do swojego kontrkandydata. Wobec tego należy wnioskować, że z góry ustalono, że impreza ma na celu jedynie prezentację tych dwóch panów. Nie była to więc debata, lecz wiec wyborczy Platformy Obywatelskiej i Wspólnego Lublina.
Takie potraktowanie kandydata Ruchu Narodowego wzbudziło niezadowolenie zgromadzonej widowni. Jako przystawki użyto kandydatki lewicy, która jako swój przedstawiła postulat Ruchu Narodowego: oddanie lubelskim kupcom i rzemieślnikom miejskich lokali użytkowych. Taką koncepcję ogłosił Marian Kowalski kandydując na prezydenta Lublina jeszcze w 2006 r.
Nazajutrz po tzw. „debacie” „Gazeta Wyborcza” zamieściła hymn pochwalny na cześć obecnego prezydenta, kłamliwie twierdząc, że Lublin prześcignął w rozwoju Rzeszów, a wkrótce dogoni takie ośrodki jak Katowice. Dziś natomiast ta sama gazeta stwierdza i apeluje: cyt. „wynik wyborów jest raczej przesądzony, dlatego nie rozmawiajmy o politykach”. W ten sposób najwyżsi dostojnicy miasta wspólnie z częścią usłużnych mediów gwałcą demokrację i nie liczą się z wolą wyborców. Ich jedynym celem jest zapewnienie lukratywnych posad osobom powiązanym z Platformą Obywatelską i renegatom z innych ugrupowań.
Najbardziej martwi nas fakt, że ta pseudodebata była transmitowana na całą Polskę, co było kompromitujące dla wszystkich mieszkańców Lublina. Dodatkowo bardzo nas martwi to, że na sali było wielu lokalnych polityków i żaden z nich nie stanął w obronie demokracji. Jesteśmy zmuszeni stwierdzić, że osoby te nie mają nic wspólnego z pojęciem honoru. Warto odnotować, że po stronie Mariana Kowalskiego opowiedziało się nawet wiele osób odmiennych mu ideowo, za co serdecznie dziękujemy.
Przypomnijmy, podobne debaty odbywają się od miesiąca w różnych miastach Polski. Na spotkania przychodzi jednak dosłownie garstka osób. Czyżby formuła niezapraszania niewygodnych kandydatów wyczerpała się?
Michał Polak
fot. youtube.com
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl