Małgorzata Nawrocka: Kocham Anioły!
- Nie umiem sobie w ogóle wyobrazić przedsionka do nieba. Powiem szczerze: nie interesuje mnie przedsionek. Interesuje mnie samo niebo - mówi w rozmowie z prawy.pl Małgorzata Nawrocka, autorka najnowszej książki "Twierdza aniołów".
Rozmowa z Małgorzatą Nawrocką - autorką nowej książki „Twierdzy aniołów”
Co było dla Pani inspiracją do napisania książki?
Chyba zabrzmi zaskakująco – ale znów „Harry Potter”! Pewnie powinnam osobiście podziękować Joanne Rowling za tak liczne inspiracje. Najpierw trylogia antymagiczna, teraz „Twierdza”… Magicznemu Hogwartowi chciałam przeciwstawić inną akademię: nie dla kandydatów na okultystów, ale dla kandydatów na aniołów. Ponieważ jednak mam już przesyt wątków potterowskich, ten literacki komentarz będzie raczej ostatnim.
Czy pojawiły się niespodziewane problemy przy pisaniu „Twierdzy Aniołów”?
Może „ten typ tak ma”, ale przy pisaniu każdej powieści miewam liczne, niespodziewane kłopoty. Większość tekstu „Twierdzy aniołów” musiałam pisać na leżąco, bo po upadku na schodach uszkodziłam co nieco kręgosłup i nie mogłam siedzieć przy komputerze. Każda strona to była zatem walka ze słabością, zirytowaniem i z czasem, bo tekst książki oddałam przez to Wydawnictwu rok po wyznaczonym terminie.
Co było najtrudniejsze do opisania w książce?
Obraz Maryi. Ona jest najbardziej nieprawdopodobnym stworzeniem Bożym. Chciałam, żeby czytelnik zakochał się w Niej tak, jak zakochani są aniołowie. Ale przecież Czytelnik ( i ja sama też) uwikłany jest w labirynt wyobrażeń maryjnych zakodowanych przez tradycję. Nie chciałam oczywiście przeciwstawiać się żadnej ze szlachetnych tradycji, ale jednocześnie pragnęłam powalczyć o jakąś inspirującą niezależność patrzenia na Nią. To było trudne.
Czy główni bohaterowie mają swoje prototypy?
Główni bohaterowie? Chodzi o kandydatów: Zielonkawego, Różowego, Srebrzystego, Przeźroczystego i Złotego? Nie wiem. Całkowicie ich wymyśliłam. Ale ponieważ Bóg jest Wielkim Artystą i ma nieskończoną wyobraźnię, może pewnego dnia przedstawi mi anioła podobnego do postaci z „Twierdzy”? Może któryś z nich to mój anioł stróż?
Czy pisze Pani teraz coś nowego?
Moja praca to nie tylko pisanie książek, ale również, a najczęściej równolegle, pisanie artykułów czy innych tekstów na zamówienie. Na ogół czytam po kilka książek naraz i piszę po kilka tekstów naraz. Nie wiem, czy to jest normalne, ale dobrze mi się pracuje w ten sposób. W tej chwili przygotowuję więc do wydania tomik poezji dla dorosłych, piszę teksty piosenek na wojującą płytę ewangelizacyjną dla pewnej utalentowanej wokalnie, młodej aktorki; rozpoczynam nowy cykl opowiadań dla czytelników „Małego rycerzyka Niepokalanej” i zbieram materiały do książki dla dzieci o świętym Ojcu Pio. No dobrze, przyznam się… planuję też po raz pierwszy w życiu zrobić ilustracje do małej książeczki ze starym, ale chyba fajnym tekstem, który był już kiedyś publikowany.
Czy powstanie ciąg dalszy przygód bohaterów „Twierdzy Aniołów”?
Powstanie. Mam już tytuł. I wolę walki. Ale muszę poczekać na potężny, świeży dopływ wyobraźni. Przy drugim tomie będzie mi jeszcze bardziej potrzebna niż przy pierwszym. Nie mogę więc zabrać się do pracy za wcześnie: znudzona albo wypalona zużytymi pomysłami. Mam nadzieję, że Święty Michał Archanioł da znać, kiedy zaczynamy.
Czy tak sobie Pani wyobraża przedsionek Nieba, jak to jest opisane w książce?
Nie umiem sobie w ogóle wyobrazić przedsionka do nieba. Powiem szczerze: nie interesuje mnie przedsionek. Interesuje mnie samo niebo. Zapytałam kiedyś pewnego księdza katechety, czy to jest bezczelność, chcieć po prostu iść do nieba. Odpowiedział: „To nie jest bezczelność, Małgosiu, idź!” Ba! Żeby to było takie proste…
Czy anioły są obecne w Pani życiu prywatnym?
Tak. Tak. Tak.
Jak długo zajęło Pani pisanie książki?
Pierwsze 30 stron napisałam wiele lat temu, jeszcze zanim powstał drugi tom trylogii antymagicznej. Ten fragment czekał sobie i dojrzewał w komputerze. Czasem, raz na rok, zaglądałam do niego, Pośmiałam się chwilę, pomarzyłam. I nic. Po skończeniu trzeciego tomu trylogii: „Ariela”, wiedziałam, że nadszedł czas. Byłam gotowa do pracy z angel fiction. Samo pisanie zabrało z krótkimi przerwami kilkanaście miesięcy.
Kiedy pojawiła się po raz pierwszy miłość do aniołów? Czy były jakieś niezwykłe wydarzenia z tym związane?
Miłość do aniołów zaczęła się wraz z bliższą znajomością postaci Świętego Michała Archanioła, dokładnie siedem lat temu. Zorganizowaliśmy wtedy pierwsze sympozjum „Magia – cała prawda”, sesję informacyjną, szerząca wiedzę na temat współczesnych zagrożeń duchowych, zwłaszcza tych, które wynikają z fascynacji okultyzmem. Oficjalnymi Patronami tego dzieła zostali jednogłośnie: Niepokalana, błogosławiony jeszcze wówczas Jan Paweł II i właśnie Święty Michał Archanioł, jako zwycięski generał wojska niebieskiego. Przeczytałam wówczas niezwykłą historię powstania wizerunku świętego Michała Archanioła pędzla Jana Rosena (dokładnie ten wizerunek jest na okładce „Twierdzy Aniołów”), dowiedziałam się też o włoskiej miejscowości Gargano, miejscu objawienia Archanioła… no i zakochałam po uszy.
Czy pojawiły się kryzysy podczas pisania książki?
Może nie było kryzysów, bo tę książkę pisałam z autentyczną przyjemnością i z pasją, ale były przeszkody: poważne kłopoty ze zdrowiem, z czasem, ciągłe usterki lub wręcz awarie sprzętu elektronicznego, rozproszenia. Czasami to już nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać, bo niemal regułą stawało się, że dokładnie w momencie, kiedy rozpoczynałam swoją codzienną pracę z „Twierdzą”, z jakiegoś obiektywnego, niezależnego ode mnie powodu, musiałam ją zostawić albo przerwać, nieraz na kilka godzin. Diabeł ewidentnie mieszał. Również dlatego tyle to wszystko trwało.
Jaki był dobór świętych pojawiających się w książce? Czy są to Pani ulubieni święci? Jaki był klucz doboru?
Tak, w „Twierdzy aniołów” królują ukochani święci. Jedni znajomi od dzieciństwa, inni – jak na przykład Maria Angela Truszkowska, założycielka Zgromadzenia Sióstr Felicjanek – poznani przy pracy twórczej, kilka lat temu. Ale jest tu jeszcze ktoś wyjątkowy – święta Teresa z Avili, która po prostu zażądała ode mnie swojego portretu i wprowadziła się z hukiem do powieści dopiero pod koniec jej powstawania. Na kilka miesięcy przed końcem pracy nad książką po raz pierwszy w życiu przeczytałam bowiem „Twierdzę wewnętrzną”, genialne dzieło świętej Teresy i poznałam trochę jej biografię. Jej więc zawdzięczam tytuł powieści, jej też – obok Archanioła Michała – jest ta książka serdecznie dedykowana. Teresa to od roku moja idolka.
Jakie jest główne przesłanie książki?
Niebo istnieje. Bliżej niż myślisz. Świat duchów Bożych otacza cię zewsząd i służy ci pomocą w walce o Twoją świętość. Nie ma innej opcji. Bóg albo nic. Bo Któż, jeśli nie On?
Czy pisanie fantasy o realnie istniejących aniołach nie wiąże się z ryzykiem... proszę wybaczyć... plecenia bzdur?
Wiąże się nierozłącznie. Dlatego nie wymyślałam w powieści aniołów, ale kandydatów na aniołów, którzy są postaciami czysto fikcyjnymi. Mam nadzieję, że granica pomiędzy katolicką angelologią, nauczaniem świętego Tomasza z Akwinu na Ich temat a zwykłą wyobraźnią pisarską została w powieści należycie uszanowana.
Czy praca nad „Twierdzą Aniołów” ma w Pani prywatnym życiu jakieś nieoczekiwane konsekwencje?
Wiele. Pierwszą z nich było przyjęcie szkaplerza Świętego Michała Archanioła kilka dni po zakończeniu pisania powieści. Dokonało się to w „jaskini lwa”, w Kurii Generalnej Zgromadzenia świętego Michała Archanioła w Markach, w kaplicy mieszczącej się nad salą, gdzie umieszczony jest oryginał mojego ulubionego wizerunku Świętego Archanioła pędzla Jana Rosena, ten z okładki „Twierdzy”. A potem to było już tylko coraz bardziej niesamowicie, choć nie zawsze łatwo (uśmiech). Aniołowie to nieobliczalni przyjaciele.
Rozmawiała Joanna Świerkula
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl