Niefaszystowscy „faszyści”

0
0
0
/

Gdy lewica nazywa prawicę „faszystami”, niemalże z automatu pojawia się argument rzekomego popierania przez obóz narodowy Mussoliniego w dwudziestoleciu międzywojennym. Znajomość tekstów ówczesnych działaczy, zwłaszcza Romana Dmowskiego, przeczy tym tezom.

 

Utarło się w naszej debacie politycznej założenie, iż albo ktoś jest „normalny” (czerwony, tęczowy i zielony), albo jest faszystą. Fakt ten jest wyśmiewany przez współczesnych narodowców, kpi się z takiego stawiania sprawy - i to często. Trudno się dziwić takiej postawie, gdy posłucha się złotoustego Pana Szumlewicza w mediach, który zasypuje nas masą argumentów przeciwko Dmowskiemu i endecji przedwojennej. Nacjonalizm w powszechnej opinii ma być kojarzony pejoratywnie, jako pewna forma negatywnego patriotyzmu. Takie stawianie sprawy przez lewicowych publicystów i polityków to kłamstwo, demagogia i populizm. Nie pomyłka, ale najzwyklejsze i bezczelne kłamstwo. Abstrahując już nawet od faktu, iż nie ma jednego nacjonalizmu, jak i porzucając próby wytłumaczenia laikom, że nacjonalizm to w pewien sposób sformalizowane, zdogmatyzowane cnoty patriotyczne, wciąż rzuca się w oczy oczywista nieznajomość źródeł (lub ich manipulacja), którą to ignorancją popisują się „pewne” środowiska, udając oczytanie. Miałem nieprzyjemność oglądać kilka lat temu debatę, podczas której strona lewoskrętnego postępu zarzucała rozmówcę cytatami - w tym i słowami Romana Dmowskiego: „Kiedy tworzyliśmy Obóz, mieliśmy przed oczami faszyzm”. Faktycznie, nie znający kontekstu odbiorca od razu pomyślałby, iż lewica ma rację, gdy wyzywa nas od faszystów. Problem jednak polega na tym, iż w tym samym przemówieniu, czyli mowie wygłoszonej w Poznaniu przez Dmowskiego w 1931r., na spotkaniu członków Obozu i Stronnictwa Narodowego, krytykował on dyktatorskie zapędy Mussoliniego! Albert S. Kotowski tak to opisuje w swojej książce, Narodowa demokracja wobec nazizmu i Trzeciej Rzeszy:


„W tym jednak okresie Dmowski krytykował już przekształcanie się faszyzmu w dyktaturę. W tej samej przemowie zaznaczał, że faszyzm powinien być jedynie systemem przejściowym, na którego fundamentach należy stworzyć władzę narodową.”


Autor ma całkowitą rację, gdyż Dmowski postulował, aby to go uczynić - na czas owego okresu przejściowego, czyli na dwa lata - niezależnie od Parlamentu rządzącym politykiem, który władzę by oddał zaraz po tym, jak utworzyłoby się „narodowe przedstawicielstwo” (wytypowane jednostki, reprezentatywne dla grup społecznych, ludowych i narodowych). Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż Kotowski wyróżnia specyficzną formę rozumowania u narodowej demokracji przed wojną: zachwyt nad faszyzmem nie oznaczał ani poparcia ich praktyk, ani poparcia ich afirmacji Hitlera (polscy narodowcy byli dla Mussoliniego i Hitlera solą w oku, czego nie można powiedzieć o Piłsudskim), ani chęci przenoszenia na grunt polski rozwiązań włoskich. Niejednokrotnie endecy krytykowali zachowania niemieckich i włoskich nacjonalistów, ale nie mogli im zarzucić jednego: braku skupiania wokół siebie społeczeństwa. I w tym właśnie upatrywać należy głównego bodźca, dla którego polscy narodowcy w jakikolwiek sposób „uczyli się” od faszystów - organizacja, mobilizacja i siła przebicia idei w narodzie. „Na sukcesy Mussoliniego narodowi demokraci patrzyli przez pryzmat własnych niepowodzeń” - pisze słusznie Kotowski. Wiadomo wszak, że wielkie poparcie polityczne i społeczne dla ruchów narodowych nie wystarczało, aby przebić popularność socjalistycznego rządu Piłsudskiego. Jeśli ktoś był narodowcem w tamtym okresie, najczęściej tej wierzył, iż nastała tzw. Epoka Nacjonalizmów w Europie, trudno się więc dziwić pozytywnym reakcjom na każdą wygraną nacjonalizmów w świecie.

 

Ile więc z faszystów jest w polskim obozie narodowym, a ile jest kwestią naszego własnego rozwoju? Wśród badaczy ideologii i systemów politycznych - nie ma jednoznacznej odpowiedzi, gdyż w momencie, gdy pewne kwestie rodziły się same, inne przywędrowały do nas z zagranicy. Jan Mosdorf, działacz OWP, prezes MW i przywódca ONRu, tak nakreślił tę sprawę:

 

„Nie jesteśmy faszystami, ani hitlerowcami, przede wszystkim dlatego, że jesteśmy ruchem czysto polskim, nie potrzebujemy obcych wzorów. Nie uważamy się za faszystów ani za hitlerowców również dlatego, że oba te ruchy mają wiele wad, a nawet grzechów, którymi obarczać się nie chcemy. Nie są to wzory, które chcielibyśmy naśladować.”

 

Nie był w tyle i Tadeusz Lipkowski, gdy w 1937 r. napisał w „Ruchu Młodych”:

 

„W chwili obecnej szczególnie wyraźnie narzuca się zadanie Polski w świecie: stworzenie epoki chrześcijańskiego nacjonalizmu, poprowadzenie narodów Środkowej Europy przeciwko materialistycznym potęgom rasistowskich Niemiec i komunistycznej Rosji.”

 

Podobnie uważał Wojciech Wasiutyński w 1939 r., uzupełniając jednak powyższe słowa o ideę Katolickiego Państwa Narodu Polskiego. Uznał on, iż zasadniczym celem cywilizacyjnym dla Polski było „stworzenie państwa chrześcijańskiego nacjonalizmu”, zaś w dalszej perspektywie zakładał „stworzenie dookoła Polski potężnego pasa złożonego z państw przyjmujących tą samą zasadę chrześcijańskiego nacjonalizmu.”

 

W tym miejscu należy zadać dość ważne pytanie: czy powołujący się na katolicyzm narodowcy, zwłaszcza z drugiej połowy dwudziestolecia międzywojennego, nie opierają się na nim tak samo, jak faszyści? Różnica jest zasadnicza - gdy faszyści żądali podporządkowania się Kościoła państwu i Mussoliniemu, polscy narodowcy stawiali na uniwersalizm katolicki i wielką rolę umoralniającą, jaką odgrywa katolicyzm w polskim narodzie od wieków. W polskim nacjonalizmie, nacjonalizmie katolickim (nie mylić z innymi!) - występującym u endecji - Kościół miał być całkowicie niezależny od państwa. Gdy więc Mussolini za niesubordynację wsadzał księży do więzienia - polscy narodowcy postulowali przyznanie religii katolickiej miana religii szczególnie bliskiej polskiemu duchowi - i to przy jednoczesnej krytyce istnienia religii stricte narodowej (błąd nazistów). Jest to typowe niezrozumienie przez propagatorów różnicy, pomiędzy nacjonalizmem chrześcijańskim a chrześcijaństwem nacjonalistycznym.

 

Sprawa, jak widać, nie jest aż tak skomplikowana, by kilku mądrzejszych lewicowców nie mogło sobie z nią poradzić. Zapewne jednak i te słowa im nie wystarczą. Myślę więc, iż bardzo dobrze zadziała na nich fragment piosenki, bo gdy tematyka jest zbyt mądra, to piosenka ją z powodzeniem upraszcza: „To nie żaden rasizm, faszyzm czy jakiś nazizm - to tylko i wyłącznie polski nacjonalizm!” - Wuem Enceha.

 

Maciej Kałek

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną