Prezydent znalazł sposób na kryzys ekonomiczny!
Hura! - można by wykrzyczeć. Ale nic z tego. Kryzysu ekonomicznego nie da się pokonać. Będzie i już, bo za złe rządy trzeba zapłacić. Już zaczynamy zaciskać pasa, oszczędzać na wszystkim. Tylko czekać, jak czara niezadowolenia rozleje się po Polsce. Ale na ulicach rozczarowani się nie pojawią. Dlaczego?
Prace nad prezydenckim projektem ustawy o zgromadzeniach publicznych nabierają tempa. Pomysł na zmianę obowiązującego w tym zakresie prawa zrodził się dosłownie w ciągu kilku godzin, zaraz po zamieszkach w centrum Warszawy 11 listopada.
Prezydent Bronisław Komorowski „swoje” przymiarki do zmian w ustawie zgłosił po tym, jak okazało się, że głównie lewackie bojówki młodzieżowe zdewastowały wiele miejsc w stolicy, a sprowadzone za zgodą oraz wiedzą władz miejskich młodzi niemieccy „zadymiarze”, w wielu wypadkach potomkowie żołnierzy hitlerowskich (nazywani antyfaszystami).
Niespełna dwa tygodnie później ustawa była gotowa i jest już w Sejmie. Projekt – jak zapowiedział sam prezydent – ma umożliwić stosowanie kar za zasłanianie twarzy podczas demonstracji oraz wprowadzić skuteczny zakaz posiadania w trakcie demonstracji groźnych narzędzi i środków pirotechnicznych. Ponadto odpowiedzialnością materialną mają zostać obciążeni organizatorzy manifestacji, czy demonstracji.
Oczywiście, diabeł tkwi jak zwykle w szczegółach. Nie bez powodów wiele klubów poselskich już uznało projekt nowej ustawy za niedopracowany. Jednak posłowie koalicji rządzącej raczej nie widzą konieczności większych poprawek. To zrozumiałe.
Tymczasem rodzi się naturalne pytanie, dlaczego po wydarzeniach rocznicowych 11 listopada prezydent zareagował natychmiast, a nie uczynił podobnego kroku, gdy dochodziło do licznych prowokacji w sierpniu ubiegłego roku na Krakowskim Przedmieściu. Wówczas władze Warszawy niemal na oślep wydawały zgody na organizowanie demonstracji – nawet w nocy, z udziałem różnorodnych środowisk.
- Zanika różnorodność w mediach, zanika różnorodność na uniwersytetach, za chwile zaniknie różnorodność polityczna (…). Jeżeli dojdzie do tego de facto zakaz organizowania manifestacji, demonstracji, zebrań, to w gruncie rzeczy będziemy mieli do czynienia z sytuacją, w której podstawowe zasady konstytucyjne, a więc wolność słowa, zgromadzeń będą naruszane – komentuje socjolog prof. dr hab. Zdzisław Krasnodębski z Uniwersytetu w Bremie.
Czy to oznacza, że w obliczu nadciągającego kryzysu ekonomicznego oraz rosnącego niezadowolenia społecznego władze szykują się do kneblowania ust? Wygląda na to, że mamy do czynienia z kolejną oznaką totalitaryzacji państwa.
Michał Polak
fot. Agata Bruchwald
Źródło: prawy.pl