Ponad pół wieku temu prawdziwa rewolucja kulturalna przeprowadzona została w Chinach. Standardowe wiadomości w polskich mediach podają, że był to „..– wielki ruch społeczno-polityczny w Chinach zainicjowany w 1966 roku przez Mao Zedonga, jako próba wyeliminowania jego politycznych rywali i wprowadzenia w życie własnych koncepcji ideologicznych (maoizmu)”. Zakończona została w 1969 r., a ostatecznie jej pozostałości usunięto wraz z „bandą czworga” w 1976 r.
Ci polityczni „rywale” to krytycy nieefektywnej, agresywnej polityki lewicowych błędów polegających na braku rozeznania faktycznej sytuacji gospodarczej świata i kraju. Chińska rewolucja kulturalna szczególnie drastyczny przebieg miała w środowisku naukowym, uniwersyteckim i profesorskim. Masowo kadrę naukową wyższych uczelni więziono, wysyłano do pracy na wsi dla „reedukacji”. Do najłagodniejszych metod zaliczano usunięcie ze stanowiska i zakaz publicznych wypowiedzi. Wielu profesorów nie przeżyło tych szykan.
Ci, którzy przetrwali pod przywództwem Deng Xiaopinga, przystąpili do odbudowy kraju, który po 40 latach od tego czasu stał się dzisiaj drugą gospodarką świata. Sukcesy te Chiny zawdzięczają naukowym metodom wdrażanym w każdej dziedzinie gospodarki, techniki, polityki wewnętrznej i międzynarodowej, Wydaje się, że chińskie ambicje naukowe są nieograniczone.
Uniwersytety i politechniki kształcą ok. 35 milionów studentów, z tego ok. 350 tys. studiuje na najlepszych uniwersytetach USA. Wszystkie uczelnie pracują dla rządu. Nie dlatego, że taki jest nakaz, ale dlatego, że pragną one aby ich prace były wdrażane w życie. Chiński rząd chętnie korzysta z nawet nawzajem sprzecznych opinii, analiz i wniosków, które ułatwiają mu podejmowanie konkretnych decyzji. Rewolucja kulturalna jest tu wspomnieniem i ostrzeżeniem przed politycznym i gospodarczym chaosem spowodowanym subiektywnym wywieraniem jednostronnego nacisku na gospodarkę, łamiąc przy tym obiektywne prawa rządzące gospodarką.
Po tej telegraficznej informacji o rewolucji kulturalnej w Chinach opartej na 5 tomowym opracowaniu Chińskiej Akademii Nauk Społecznych (Reformując Chiny. Tom 1-5 – Wydawnictwo Adam Marszałek. Poznań 2012-2015), czas jest zapytać o jej polskie naśladownictwo. Na razie wyraźnie widoczne jest ono w realizacji polityki surowcowej i dlatego trzeba przypomnieć jej niesławne rezultaty w Chinach.
Jednoosobowa dyktatura
Rewolucja kulturalna w Chinach przeprowadzona została pod dyktatorskimi rządami Mao Zedonga. Podobnie w Polsce polityka surowcowa realizowana jest pod dyktando jednoosobowego pełnomocnika rządu, który z tytułu profesji i posiadanych pełnomocnictw w tej dziedzinie ma uprawnienia premiera. Formalnie nie są one tożsame, ale ze względu na zajęcie się premiera innymi sprawami państwa w praktyce niczym się nie różnią. Pozornie pełnomocnik rządu do spraw surowcowych korzysta z różnego rodzaju doradców, rad i komisji.
To, że są one fasadowe, urzędowe i politycznie jednostronne powoduje, że w każdej sprawie popierają one pomysły i akty prawne opracowywane przez tegoż pełnomocnika. Ta fasadowość wiąże się ze składem komisji, które, albo powołuje sam pełnomocnik według własnego uznania, albo też na jego wniosek czynią to wyższe instancje państwa. Przede wszystkim w gremiach tych brakuje znanych osobistości naukowych z zakresu poszukiwania, bilansowania i udostępniania złóż surowców mineralnych w kraju i na świecie. Ich miejsce zajmują urzędnicy reprezentujący polityczny pogląd na tę sprawę samego pełnomocnika. Owszem biorą oni udział w dyskusji, ale tylko w zakresie wspierającym koncepcje pełnomocnika. Ci, którzy mają inne w tej sprawie zdanie nie są powoływani do tych gremiów, a jeżeli nawet to są tam krótko, gdyż po pierwszych ich krytycznych wystąpieniach otrzymują dymisje. Argumentem rozstrzygającym jest brak lojalności względem pełnomocnika. Na tym tle warto zapytać, czy specjalistów rządowych powołuje ze względu na ich lojalność względem państwa, czy urzędnika? Długie ręce pełnomocnika sięgają znacznie dalej, aniżeli tylko wokół swojego urzędowego otoczenia. Formalnie Państwowy Instytut Geologiczny w Warszawie podlega nadzorowi tegoż pełnomocnika.
Otóż wydarzyło się w tej instytucji nieszczęście. Jej kolejni prezesi mieli śmiałość nie zgadzać się z ich zdaniem, abstrakcyjnymi pomysłami forsowanymi przez pełnomocnika. Postanowił on ręcznie sterować nauką o polskich surowcach usuwając z pracy kolejnych jej profesorów i dyrektorów, a nawet zwykłych pracowników naukowych, którzy nie dość gorliwie popierali jego koncepcje naukowe, organizacyjne i prawne. Inne naukowe ośrodki polskiej geologii i górnictwa milczą w tych sprawach, nie prowokując pełnomocnika do podobnych czystek w państwowych uniwersytetach i politechnikach. I to właśnie upodobnia pełnomocnika rządu do spraw surowcowych do jego chińskiego poprzednika w zastosowaniu terroru względem naukowców, którzy nie popierali niszczących ten kraj koncepcji rewolucji kulturalnej prowadzonej przez „Wielkiego Sternika”.
Rządowe i niezależne media
Publiczne media powiązane z rządem murem stoją za pełnomocnikiem. Liczne jego wywiady, konferencje, wypowiedzi i oświadczenia podawane są w nich bez cienia żadnej krytyki, a wręcz odwrotnie z uznaniem dla jego fachowych kompetencji. To, że merytoryczna krytyka taka istnieje w niezależnych od pełnomocnika mediach pomija się milczeniem, gdyż daje on im do zrozumienia, że nie są oni nawet godni jego uwagi. Do tego rodzaju mediów zaliczyć trzeba „Tygodnik Solidarność’, „Kurier Wnet”, czy też „Gazetę Obywatelską” i „Dziennik Narodowy”. Jednocześnie trąbi się wszem i wobec, że urzędnicy rządowi są „sługami narodu i liczą się z opinią publiczną”.
Oficjalnie oczywiście mówi się o „konsultacjach”, z których korzysta się tylko wtedy, jak potwierdzają one tezy pełnomocnika. Wszystkie inne opinie, niezależnie od ich merytorycznej wartości, idą do kosza. Podporządkowany pośrednio pełnomocnikowi „Przegląd Geologiczny” finansowany ze środków Ministerstw Środowiska kilkakrotnie ośmielił się mieć inne zdanie od pełnomocnika. Reakcja była natychmiastowa. Zmiana redakcji i naczelnego. To wszystko jeszcze mało, aby głosić nieomylną chwałę i uwielbienie dla pełnomocnika. Za pieniądze podatników założył on nowe czasopismo (dwumiesięcznik) „Polityka surowcowa”, na początku którego on sam był jego naczelnym redaktorem! Jasne, że największe zaufanie ma się do samego siebie! Zachwalane w tym czasopiśmie działania pomysły pełnomocnika nie mają końca. Przy okazji realizacji rządowego programu polityki surowcowej, trzeba zapytać, czy media w tym kraju mają być rządowe i poza wszelka krytyką, czy też wolne, jak się to teoretycznie głosi? To wydawanie pieniędzy na głoszenie chwały urzędnika jest skandalicznym nadużyciem ministerialnej promocji, co w demokratycznym państwie nie powinno mieć miejsca. I tu też kłaniają się metody Mao Zedonga z czasów rewolucji kulturalnej w Chinach. Ten chiński komunistyczny dyktator, też tylko o sobie miał najlepsze zdanie.
Na podbój oceanów
Najsławniejsi wodzowie, dyktatorzy i cesarze marzyli o podboju świata i podporządkowania sobie poszczególnych kontynentów. Polski pełnomocnik rządowy do spraw surowcowych przebija ich wszystkich razem wziętych. Chce on podboju oceanów, które jak wiadomo zajmują dwa razy większą powierzchnię, aniżeli lądy, którymi mieli zawładnąć ich zdobywcy. Pełnomocnik uzyskał już wsparcie w tej sprawie rządu w postaci 500 milionów zł dotacji na rozpoczęcie eksploatacji złóż z dna oceanów.
To zapewne dopiero zaliczka, bo sam program trzeba liczyć raczej w miliardach złotych, a nie „groszowych” milionach przyznanych na ten cel. Sam pełnomocnik i jego otoczenie zachwycone są tak wielkim programem, którego nie dopracował się jeszcze żaden kraj na świecie. Rząd i sprzyjające im media podziwiają tę globalną inicjatywę, daleko w tyle pozostawiającą „marny” chiński projekt „Nowego Jedwabnego Szlaku”. Propagandowe sukcesy pełnomocnika rządu do spraw surowcowych są niepodważalne. Jednocześnie wydaje się, że z powodzeniem pełni on rolę dwóch krawców z bajki Andersena „Nowe szaty króla”. Trzeba cierpliwie czekać, aż ktoś powie rządowi, że „król jest nagi”.
Cała para w gwizdek
Nie ulega watpliwości, że przebieg chińskiej choroby „rewolucji kulturalnej” w polskiej polityce surowcowej ma łagodniejszy przebieg, aniżeli jej pierwowzór. Nie mniej wyrządza on szkody niewymierne. Przede wszystkim zamiast realizować choćby jakieś elementy tejże polityki surowcowej, cała para pełnomocnika idzie w przysłowiowy gwizdek. Trwa nieskończona dyskusja nad tym „co robić”, która jest doskonałym pretekstem do tego, aby nic nie robić! Nawet nie sprawdza się wyników uzyskanych w czasach PRL. Poszukiwania złóż dające niezwykłe wyniki wszędzie na świecie w Polsce w ogóle nie są prowadzone. Krytyka pod tym względem poprzedników rządowych jest słuszna, ale trwająca kontynuacja ich bezczynności jest doprawdy zdumiewająca.
Źródło:instytutrybarskiego.pl