Nieudolna polska prezydencja UE - podsumowanie
– Uważam, że udało nam się pokazać Polskę jako kraj dynamiczny, kraj kojarzący się z rozwojem gospodarczym i nowoczesną gospodarką – powiedział Mikołaj Dowgielewicz na konferencji prasowej podsumowującej sześć miesięcy polskiego przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej.
- To co jest dla nas istotne to fakt, że 53 akty prawne zostały podpisane, a ponad 100 spraw zostało skonkludowanych na poziomie Rady – perorował sekretarz stanu ds. europejskich i polityki ekonomicznej. – Polska pokazała się jako ten kraj, to przewodnictwo, któremu zależy na jedności Unii. Udowodniła to wielokrotnie swoimi działaniami – dodał. Minister Dowgielewicz podkreślił też, że Polska dobrze wypełniała obowiązki „tego, który stara się by drzwi do Unii Europejskiej były otwarte”.
- To w czasie naszego przewodnictwa w Radzie UE Chorwacja podpisała traktat akcesyjnego, zaś negocjacje umowy stowarzyszeniowej i handlowej z Ukrainą zostały pozytywnie zakończone - mówił.
Problem jednak w tym, że jeżeli zdejmiemy tę lukrowaną warstwę retoryki, niewiele pozostanie. Negocjacje z Ukrainą zakończono, jednakże nie umowy nie parafowano, a Ukraina – również przez fatalnie prowadzoną przez Polskę politykę w regionie – coraz bardziej skłania się ku Rosji.
Rząd polski na poziomie unijnym zachowywał się tak, jakby bardziej zależało mu na interesach Berlina czy Paryża, niż własnych obywateli.
Wystarczy przypomnieć wprowadzenie tzw. sześciopaku, czy rozmowy w sprawie wspólnej polityki rolnej – rząd polski w zasadzie zrezygnował z możliwości ubiegania się o wyrównanie dopłat dla rolników.
Do tego dodajmy fatalne z punktu widzenia polskiej racji stanu przemówienie Radosława Sikorskiego w Berlinie i mamy obraz pełnej służalczości względem najsilniejszych, bezbarwnej i biernej prezydencji. Polska nie wyszła z żadną oryginalną inicjatywą, ograniczając się do tego, co było zawarte we wcześniej przyjętej agendzie UE.
Rzeczypospolita zrezygnowała ponadto z praktyki narzucania podczas prezydencji własnych interesów, za co zapewne otrzyma laurki od Berlina i Paryża, w przeciwieństwie do krajów walczących o swoje interesy, takich jak niegdyś Wielka Brytania, czy obecnie Węgry.
- W kwestiach politycznych prezydencję oceniam bardzo negatywnie. Uważam, że nie przyniosła niczego istotnego, czegoś, co stałoby się polską marką w Europie – stwierdził Krzysztof Szczerski (PiS).
Jak ocenił, przyczyną, że tak się stało, jest m.in. kryzys, który zmniejszył znaczenie przewodnictwa Polski w Radzie UE. „Polska dała się zepchnąć na boczny tor. Spanikowaliśmy i nie wykorzystaliśmy szans. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby na wniosek polskiej prezydencji zwoływać narady, spotkania, tak aby polski premier uczestniczył w rozmowach z państwami takimi jak Francja czy Niemcy” - zaznaczył Szczerski.
- Polska prezydencja pozostawiła bieg spraw najważniejszym graczom - największym państwom. To utrwaliło przekonanie, że w Unii wiele do powiedzenia mają najsilniejsi. Gdyby Polska była bardziej aktywna, mogłaby pokazać, że jest odwrotnie, że liczą się instytucje wspólnotowe - uważa poseł PiS.
Szczerski zwrócił też uwagę na brak sukcesów prezydencji w polityce wschodniej. - Tutaj mieliśmy gigantyczne porażki. Szczyt Partnerstwa Wschodniego skończył się bez deklaracji końcowej. To kompromitacja naszej dyplomacji, która zaskoczyła partnerów deklaracją napisaną w ostatniej chwili - ocenił.
Warto nadmienić, że premier Tusk był wypraszany z politycznych salonów Europy, kiedy te obradowały nad ratowaniem strefy euro. Natomiast jego deklaracja udzielenia pożyczki Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu w wysokości 6 mld euro z naszych rezerw walutowych, w sytuacji, kiedy pieniędzy nie ma na podstawowe świadczenia, jest zwykłą zdradą polskich interesów, czego by na ten temat nie mówił minister Jacek Rostowski.
Anna Wiejak
fot. sxc.hu
Źródło: prawy.pl