Nowe słowa z czarnej skrzynki Tupolewa
Czy jest szansa na powołanie nowej komisji, która rozwieje wszelkie wątpliwości związane z katastrofą smoleńską? Wiele na to wskazuje. Tym bardziej, że pojawiają się „nowe okoliczności”.
Choć to jeszcze nie jest potwierdzone oficjalnie, ale wiele wskazuje na to, że pracownikom z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych udało się odszyfrować co najmniej kilkadziesiąt nowych słów zarejestrowanych w momencie katastrofy rządowego Tupolewa sprzed ponad 20 miesięcy. Na podkreślenie zasługuje fakt, że w grę mają wchodzić także te, których nie udało się przypisać do żadnej z osób znajdujących się na pokładzie samolotu.
Za kilka dni być może prokuratura uzna, że zapisy „czarnych skrzynek” samolotu, którym prezydent Lech Kaczyński udawał się do Katynia będą upublicznione. - Musimy się uzbroić w cierpliwość i poczekać tych kilka dni na szczegółowe informacje – zaznaczył rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa.
Na razie z przeszło 300-tu stronicowym dokumentem, a więc nie tylko z transkrypcją rozmów, ale także ich opisem, zapoznaje się pierwszy referent smoleńskiego śledztwa ppłk Karol Kopczyk.
Informacje o odczytaniu nowych słów z rozmów załogi samolotu TU-154M jeszcze nie są oficjalnie potwierdzone, ale TVN24 już wie, że generał Andrzej Błasik był w kabinie pilotów i sugeruje, że mógł naciskać m.in. na kapitana Arkadiusza Protasiuka znajdującego się w kokpicie. Na portalu należącym do klanu Walterów czytamy: „biegłym udało się również, poza odczytaniem nowych słów, dopasować zwroty konkretnym osobom. Więcej zwrotów przypisano gen. Błasikowi, stąd dodatkowo udowadnia to, że był w kabinie w ostatniej fazie podchodzenia do lądowania”.
W tym miejscu warto przypomnieć, że telewizja z żółto-niebieskim logo wiele razy forsowała niepotwierdzone tezy o tym, co działo się w kokpicie Tupolewa. Nie tylko „wspierała” propagandę komisji MAK na temat generała Błasika, ale także tworzyła „własną” - zniesławiającą pilota Arkadiusza Protasiuka, któremu dziennikarze wkładali w rzeczywistości niewypowiedziane słowa: „jak nie wyląduję/wylądujemy, to mnie zabije/zabiją”.
Choć nie potwierdziły tego stenogramy rządu rosyjskiego ani polskiego, to jednak informacja w tej sprawie wciąż zamieszczona jest na portalu www.tvn24.pl. Nikt także na antenie stacji nie odważył się przeprosić za spreparowaną informację.
Z nowymi dowodami w sprawie katastrofy w Smoleńsku najpierw zapoznają się rodziny ofiar tragedii. Następnie być może zostaną podane do publicznej wiadomości. Jednak bez względu na to kolejne sukcesy zaczyna odnosić sejmowa komisja zajmująca się katastrofą lotniczą z 10 kwietnia 2010 roku. Jej szef, poseł PiS Antoni Macierewicz ujawnia, że być może już na początku przyszłego roku poznamy nowe fakty odnośnie przebiegu wypadków.
Mają zostać sfinalizowane prace nad fizycznym przebiegiem katastrofy, oraz zrekonstruowane jej polityczne tło. Jest też mowa o przygotowaniach do zamknięcia listy winnych – zarówno po stronie polskiej jak i rosyjskiej. W jednym z tygodników Antoni Macierewicz zwraca między innymi uwagę na niespotykaną aktywność służb specjalnych w okolicach lotniska w Smoleńsku, czego nie da się powiedzieć o przylocie premiera w to samo miejsce 7 kwietnia.
„Nowe okoliczności” w związku z katastrofą smoleńską stawiają prokuratorów oraz biegłych przed koniecznością przeprowadzenia kolejnych prób z bliźniaczą maszyną, będącą wciąż (jeszcze) w Polsce. Tymczasem samolot o numerze bocznym 102 jest wystawiony na sprzedaż. Agencja Mienia Wojskowego chce w ten sposób pozyskać dodatkowe fundusze.
Dlatego na propozycje prokuratury dotyczące dodatkowych lotów ostatniej działającej polskiej „tutki” resort obrony znacząco kręci nosem. W jednej z wypowiedzi minister obrony Tomasz Siemoniak powiedział wprost: „chcemy uświadomić prokuraturze, że to się wiąże z pewnymi kosztami, że utrzymywanie samolotu, utrzymywanie załóg, jeśli by prokuratura chciała jakieś takie czynności procesowe przeprowadzać, ma swój koszt. Czekamy na ostateczne stanowisko prokuratury w tej sprawie. Tutaj pogodzić trzeba różne interesy publiczne”.
Taka postawa przedstawicieli rządu daje do myślenia. Nie dość, że 36. spec-pułk został rozformowany, to jeszcze ze względu na poczynione oszczędności ważą się losy prawdopodobnie najważniejszego śledztwa w Polsce. Tymczasem jeszcze kilka miesięcy temu na potrzebę zostawienia w Polsce Tupolewa zwracał uwagę pełnomocnik rodziny Kaczyńskich mecenas Piotr Pszczółkowski.
„Do czasu sprowadzenia dowodu rzeczowego – samolotu TU 154 nr 101 na teren Polski przetrzymywanego na terenie Federacji Rosyjskiej istnieje uzasadniona potrzeba zabezpieczenia bliźniaczego TU 154 o nr 102 jako materiału do wszelkich innych badań technicznych i eksperymentów procesowych” - pisał we wrześniu do Ministerstwa Obrony Narodowej.
Michał Polak
fot. Wikimedia Commons
Źródło: prawy.pl