Premier: „Nie jesteśmy w Unii wszechmocni, delikatnie mówiąc”
Donald Tusk kpi z niezależności finansowej Polski! Sugeruje, że brak miejsca przy stole obrad państw strefy euro nie stanowi dla nas problemu. Jednocześnie nie wycofuje się z deklaracji udzielenia sporej pożyczki na ratowanie wspólnej waluty.
6 miliardów euro – to kwota, jaką Narodowy Bank Polski jest gotów pożyczyć Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. W ten sposób ma włączyć się w unijne działania na rzecz naprawy eurostrefy i wyjście z kryzysu zadłużonych państw.
Łącznie potrzeba co najmniej 200 miliardów euro, by pomóc zadłużonym bankom. Jednak zdaniem ogromnej części ekonomistów to zbyt mało i istnieje realna groźba załamania się wspólnej waluty europejskiej.
Przeciwko takiemu rozwiązaniu stanowczo opowiedziała się Wielka Brytania oraz Czechy. Polska zgody na wsparcie wstępnie udzieliła, w zamian oczekując wzięcia udziału w planowanych na najbliższe dni rozmowach przywódców państw strefy euro. Zasady organizowania i prowadzenia obrad raz po raz zmieniają się jednak od połowy grudnia.
Aby wyasygnować z narodowego skarbca takie fundusze, decyzję będzie musiał podjąć rząd w Warszawie. Pewne deklaracje w tej sprawie padły już w grudniu, gdy kończyła się polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej. Wielu przywódców Starego Kontynentu, schlebiając Donaldowi Tuskowi zapewniali, że ewentualna pomoc z naszej strony otworzyłaby Polsce drzwi do udziału w negocjacjach przywódców eurostrefy. Tymczasem stało się inaczej.
- No trudno. Nie wszystko można wygrać. Czasami udaje nam się wygrać pewne rzeczy, ale nie jesteśmy w Unii wszechmocni, delikatnie mówiąc – uznał premier Donald Tusk. Nacechowana kpinami i lekceważącym tonem reakcja na odmowę zasiadania polskiego obserwatora przy stole obrad przywódców państw strefy euro.
W związku z tym naturalną decyzją Polski powinna być odmowa wsparcia finansowego dla kulejących gospodarek. Ale na razie w tej sprawie ministerstwo finansów milczy, co oznacza, że wcześniejsze pomysły wciąż obowiązują. Ostateczny kształt obrad powinien zostać opracowany do końca stycznia. Do tego czasu też powinna paść z naszej strony odpowiednia deklaracja.
Wiele wskazuje jednak na to, że w umowach wiele się nie zmieni. Dania, sprawująca teraz półroczną prezydenturę w Unii Europejskiej dąży do jak najszybszego zakończenia obrad szczytu. Zwyczajnie nie jest nim zainteresowana, gdyż przystępując do wspólnoty 27 państw nie zobowiązała się do przyjęcia eurowaluty. Dlatego siłą rzeczy nie będzie uczestniczyła w obradach.
Warto podkreślić, że nieuczestniczenie w europejskich szczytach państw spoza strefy euro, w tym Polski, będzie oznaczało nie tylko marginalizację ich interesów, ale przede wszystkim wyraźny podział na Europę „dwóch prędkości”.
Tego ostatniego należy obawiać się najbardziej, gdyż słabszym gospodarkom będzie trudniej konkurować na wspólnym rynku.
Michał Polak
fot. Dominik Różański
Źródło: prawy.pl