Polityk „warczący i wściekły”
/
Niemiecki socjaldemokrata Martin Schulz (Grupa Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów) został nowym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego.
Wybrano go w pierwszej turze i uzyskał w tajnym głosowaniu 387 z 670 oddanych głosów. Pokonał tym samym Nirja Devę (ECR, UK) oraz Dianę Wallis (ALDE, UK).
56-letni Schulz pokieruje Parlamentem Europejskim przez kolejne 2,5 roku, aż do nowych wyborów parlamentarnych w czerwcu 2014 roku, zastępując na tym stanowisku Jerzego Buzka (EPP, PL).
Jeden z najbardziej zdeklarowanych eurosceptyków Nigel Farage (UKIP) oświadczył, iż Schulz był „warczącym, wściekłym, nietolerancyjnym, pełnym pogardy dla wolnych referendów” politykiem i zapowiedział „dwu i pół letni szczyt politycznego fanatyzmu”.
Rzeczywiście jest się czego obawiać. Wystarczy przypomnieć, iż to właśnie ten polityk w 2008 roku był w delegacji UE w Czechach, która obraziła prezydenta tego kraju Vaclava Klausa, usiłując wymóc na nim podpisanie Traktatu Lizbońskiego. W skład tej delegacji wchodził również Daniel Cohn-Bendit, który teraz wyraził przekonanie, że Schulz będzie w stanie obronić rolę unijnych instytucji „w obliczu prób renacjonalizacji” polityki w 27.
Sam polityk stwierdził, iż będzie „walczył” z państwami UE, broniąc pozycji Parlamentu Europejskiego i redukując unijny „deficyt demokracji”. W praktyce będzie to oznaczało zaciekłą walkę o coraz większe prerogatywy unijnej biurokracji.
Przewodniczący Schulz przestrzegał, że „po raz pierwszy od momentu powstania Unii Europejskiej możliwy wydaje się jej rozpad", dodając, że nasze interesy są nierozerwalnie związane z interesami naszych sąsiadów, a Unia Europejska nie jest grą o sumie zerowej, w której ktoś musi przegrać, żeby ktoś inny mógł wygrać.
- Jest dokładnie odwrotnie: albo wszyscy przegramy, albo wszyscy wygramy. Podstawową regułą jest tu metoda wspólnotowa. Nie jest to termin techniczny, lecz dusza Unii Europejskiej! - przekonywał.
Zwrócił przy tym uwagę, że na przestrzeni dwóch ostatnich lat zmieniło się nie tylko postrzeganie problemów, ale także sposób ich rozwiązywania. - Przez ciągłe zwoływanie szczytów i zbyt częste spotkania szefów rządów Parlament Europejski – jedyny bezpośrednio wybierany organ wspólnotowy – jest w znacznej mierze wykluczony z procesów decyzyjnych – stwierdził, dodając, iż oznacza to degradację parlamentów narodowych, które „mogą już tylko przyklaskiwać ustaleniom rządowym podejmowanym w zaciszu brukselskich gabinetów.
- Parlament Europejski nie będzie się temu bezczynnie przyglądał! - oświadczył socjaldemokrata. Schulz dodał, że pierwszym sprawdzianem będzie porozumienie międzyrządowe w sprawie nowej unii fiskalnej.
Czeka nas zatem zaciekła walka w brukselskich kuluarach między wspólnotowymi instytucjami, w której miejsce będzie jedynie na interesy największych państw członkowskich czyli Francji i Niemiec. Wszelkie inne przejawy walki o interesy narodowe będą piętnowane.
Warto w tym momencie przypomnieć, że Martin Schulz zasłynął krytycznym stosunkiem względem Prawa i Sprawiedliwości oraz prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nawoływał wtedy do odizolowania Polski w Unii Europejskiej.
Anna Wiejak
fot. europarl.europa.eu
Źródło: prawy.pl